Chrześcijańska biblioteka. Boska Komedia. Raj: Pieśń XXXIII. Chrześcijaństwo, katolicyzm, ortodoksja, protestantyzm. Boska Komedia.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Raj: Pieśń XXXIII
   

Spis Treści: "Boska Komedia"


Zakończenie. Modlitwa św. Bernarda. Matka Boska. Trójca Przenajświętsza.

«Dziewico, matko, córko twego syna,

Najpokorniejsza i najwyższa w niebie,

Przedwiecznej woli granico jedyna!

Ludzka natura w tobie i przez ciebie

Tak się podniosła, że z jej uszlachceniem

Nie wzgardził stać się jej Stwórca stworzeniem

W żywocie twoim, o Matko, Dziewico,

Zatliłaś miłość, pod której gorącem

Kwiat ten kielichem świecąc gęstolistym,

Bujnie w pokoju rośnie wiekuistym.

Tu jesteś łaski południowym słońcem,

Na ziemi żywą nadziei krynicą.

Niewiasto, twoja tak wielka potęga,

Kto cię nie błaga, a po łaskę sięga,

Bezskrzydłą żądzą ten w górę się wznosi.

Dobroć twa wspiera nie tylko, kto prosi,

Często przygiętych boleści ciężarem

Uprzedza prośbę dobrowolnym darem.

W tobie się łączy, miłosierdzia Pani,

Pobożność, miłość, dobroć, szczodrobliwość.

Oto ze świata najgłębszej otchłani

On, który wchodząc na te niebios szczyty

Widział koleją wszystkie duchów byty,

Błaga cię, wzmocnij w łasce jego oko,

Aby widzeniem wzniósł się tak wysoko,

Gdzie ostateczna jest jego szczęśliwość.

Ja, com goręcej takiej wzroku siły

Nie życzył sobie, jak jemu tu w niebie,

Wszystkie modlitwy moje ślę do ciebie,

Błagając, oby daremne nie były!

Niechaj on swojej śmiertelności błędy

Za twą przyczyną jako mgły rozproszy,

Aby mógł utkwić wzrok w arcyrozkoszy.

Ty, która możesz, co chcesz, o Królowo!

W nim twą opieką zwalcz krewkie popędy,

Błagam cię jeszcze, po widzeniu takiem,

Chciej w nim zachować chęć i wolę zdrową.

Patrz, Beatrycze z błogosławionymi

Składają ręce i całym orszakiem

Modlą się, łącząc swe prośby z moimi».

W mówcę przez Boga ukochane oczy

Utkwione dały nam znać jako posły,

Jak głos modlitwy dla niej jest uroczy;

Potem na wieczne światło się podniosły,

Trudno uwierzyć, że twór w takie słońce

Zatapiał oczy tak przenikające.

Do kresu wszystkich mych żądz, gdym z zapałem

Zbliżał się, czułem, zdumion nie po mału,

Jak stygł żądz owych cały żar zapału.

Bernard z uśmiechem wskazywał mi gestem,

Ażebym w górę patrzył, i patrzyłem

Czując, że takim, jak być życzył, jestem,

Bo wzrok mój wedle ducha przemienienia

Był więcej czystym i wrażał spojrzenia

Coraz to głębiej w arcyświatło żywe,

Które jest jedno przez siebie prawdziwe.

Wzrok mój był odtąd wyższy nad moc słowa:

Słowo i pamięć zbytnim wysileniem

Mdleją przed takim korząc się widzeniem.

Jako widzący we śnie po minionym

Marzeniu czucie swych wrażeń przechowa,

Choć rys obrazu tonie w tle zamglonym,

Takim ja jestem, bo moje widzenie

Wionęło z duszy jak senne marzenie.

A jeśli słodycz z niego urodzona

Czuję, jak spada kroplami w to serce,

Tak śnieg od słońca topnieje niezwłocznie,

Tak się rozlecą, kiedy wiatr zadmucha

Na wiotkich liściach spisane wyrocznie

Śmiertelną myślą, o niedościgniona,

Wieczna światłości, wskrześ z mojego ducha,

Cząstkę płomienia na twe podobieństwo,

Zapal mój język, aby choć w iskierce

Przekazał przyszłym pokoleniom gwoli

Chwałę płomiennej twojej aureoli,

Aby przez trochę wrażeń z mych uniesień,

Przez trochę dźwięków odbitych z mych piesień,

Świat łatwiej pojąć mógł twoje zwycięstwo.

Wierzę na ranę palącą jak płomień,

Jaką mym oczom zadał żywy promień,

Że mógłbym nagle olsnąć, gdyby były

Oczy się moje odeń odwróciły.

Pomnę, jak wolą przezeń ośmieloną

Dopótym wzroku wytężał potęgę,

Aż go stopiłem z siłą nieskończoną.

Obfita łasko! Przez którą tam śmiałem

Tak oczy w wiecznej zatapiać światłości,

Że czułem, jak w niej wzrok mój przetrawiałem:

W jej głębokościach treść rzeczy widziałem

Z miłością w jedną oprawionych księgę,

Porozrzucanych kartami po świecie.

Rzeczy, wypadki, ich różne własności,

W księdze tej łączy taka jedność zwięzła,

Jak w pączku kwiatu zieloność i kwiecie.

Nawet powszechną formę tego węzła,

Najmocniej wierzę, żem widział na oko,

Bo gdy to mówię, radość niepowszedna

Czuję, jak pierś mi wypełnia szeroko.

W letarg mnie większy wtrąca chwila jedna,

Niż świat dwudzieste i więcej stulecie,

Odkąd na wielkie Neptuna zdziwienie

Po morzach Argów pławiły się cienie.

Duch mój tym światłem zachwycony żywem,

Coraz się większym zapalał podziwem;

A tej światłości skutek tak uroczy,

Że niepodobna od niej zwrócić oczy,

I patrzeć w inną rzecz z uwagą nową,

Jeżeli dobro jako przedmiot woli

Z nią się bezwzględnie i całe zespoli;

Bo w nim jest tylko doskonałość, dzielność,

Za krańcem jego błąd i skazitelność.

Odtąd już słabszym stanie się me słowo,

Aby rozwinąć moich wspomnień zwoje,

Od głosu dziecka w pierwszym jego roku,

Gdy jeszcze piersią wilży usta swoje.

Nie, żeby wieczne to światło w mym oku

Łamało promień z potężniejszą siłą,

Które jest zawsze też same, jak było;

Cała przyczyna leży w moim wzroku,

Który, gdym patrzał, wzmacniał się tajemnie,

Gdy się zmieniłem, sam się skaził we mnie.

Widziałem w kształcie troistych obręczy

W głębi najwyższej światłości trzy kręgi

Troistej barwy, jednego rozmiaru,

Odblask dwóch pierwszych był równej potęgi,

Jak gdy się tęcza odbija od tęczy,

Trzeci wiał z obu jakby ogniem żaru

Myśl chcąc wyrazić, czuję chrypkę w głosie,

Od moich widzeń skrzydło myśli śmiałe

Odległe więcej jak o niebo całe,

A słowa moje tak karle i małe!

Światłości wieczna, co w sobie zamknięta,

Jedna pojmujesz siebie i pojęta

Kochasz się w sobie, uśmiechasz się do siebie!

Krąg, który, zda się, poczętym był w tobie,

Jak promień światła w źrenicy złamany,

Gdy po nim oczy moje przebiegały,

Zdało się, patrząc, po środku miał w sobie

Nasz obraz własną barwą malowany,

Dlatego wzrok mój w nim utonął cały

Jak geometra, co niespaniem blady

Ślęczy nad kołem do zawrotu głowy

I nie znajduje szukanej zasady,

Stałem się takim na ten widok nowy!

I chciałem widzieć, jak ten obraz społem

Przystał do koła i złączył się z kołem;

Lecz tam nie mógłbym wzlecieć skrzydłem własnym,

Gdyby nie duch mój rażon światłem jasnym,

W którym już jego żądzy nic nie drażni.

Tu mdleje siła mojej wyobraźni;

Lecz chęć i wola jako potoczone

Koła zarazem w kolej swojej jazdy,

Przez miłość w inną zwróciły się stronę,

Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy.


Spis Treści: "Boska Komedia"

Pobierz: "Boska Komedia"

Źródło: http://wolnelektury.pl

Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія.

Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.


W górę

Poleć tę stronę znajomemu!

Przeczytaj teraz: