|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" 7. Saturn: święci kontemplacyjnego życia. Duchy tworzą drabinę. Zakończenie materii o błogosławieństwie niechrześcijan. Damiani przemawia przeciw urągającemu z przykazań bożych wyższemu duchowieństwu. Znów moje oczy, z nimi dusza cała Do mojej pani odwrócone były, Całą uwagę tylko w niej utkwiły: Ona uroczo więcej się nie śmiała: «Gdybym uśmiechem błyszczącym za wiele Tu zaświeciła,» rzekła Beatryce: «Spłonąłbyś cały na proch jak Semele, Bo piękność moja w blask rośnie stopniami, Ile, coś widział w ciągu naszej jazdy, Wstępujem dworca wiecznymi schodami, Gdybym ci blasku jej nie złagodziła, Tu wystawiona na jej błyskawice Tak by zwietrzała twa śmiertelna siła Jak liść piorunem okruszony z drzewa. Jużeśmy przyszli aż do siódmej gwiazdy, Co pod lwa piersią swe żary zagrzewa, Które łagodząc z nim przyświeca ziemi. Myśl twoją ciskaj za oczyma twymi, A zrób zwierciadło z oczu dla obrazu, Co się w nich cały odbije do razu». O! Kto by wiedział, jak strzelistym okiem Błogosławionym pasłem się widokiem, W chwili gdy wzrok mój oderwałem od niej, Przyzna, że trudno być posłusznym godniej Pani, co wagą łaski nad swym sługą Równoważyła jedną rozkosz drugą. W planecie, który świat biegiem okola, Noszącym imię kochanego króla, Pod którym ziemskie zło jak trup zastygło. Widziałem długą drabinę, bez końca Z barwą pozłoty od promienia słońca, Szczebli jej wyższych oko nie dościgło. Widziałem światła po szczeblach schodzące, Patrząc, myślałem, że z niebios zasłony Zarazem świateł wybłysło tysiące. A jak z nałogu przyrodnego wrony, Gdy świta ranek, skrzydłami trzepocą, Grzejąc nastygłe skrzydła chłodną nocą, Jedne daleko lecą bez powrotu, Drugie tam, skąd się zerwały do lotu, Te w miejscu krążą; w takim ciągłym ruchu Snuły się światła drabiną rozległą, Nim każde szczebla pewnego dobiegło. To, co na szczeblu najwyższym stanęło, Tak promienisty blask rzucać poczęło, Ażem rzekł w sobie: «Co ciebie natchnęło Miłością, jaką objawiasz mi, duchu!» Lecz ta, od której zależą rozkazu Milczenie moje, głos mego wyrazu, Milczała ciągle, ja pytać nie śmiałem. Potem, gdy w moim milczeniu wyśledzi Oczyma Tego, który wszystko widzi, Chęć, co przez słowa objawić się wstydzi, Rzekła: «Niech twoja żądza swym upałem Sama stopnieje». Więc tak się ozwałem: «Lubom nie godzien twojej odpowiedzi, W imię tej, która mówić mi pozwala, Szczęśliwa duszo! Z twej światłości środka, Jaką radości skra w tobie zapala, Mów, czy cię do mnie zbliża pociąg dzielny, Mów, za co w raju melodyja słodka Nagle w tej sferze swój akord urywa, Gdy tak pobożnie niżej go wygrywa?» «Ty masz podobnie słuch jak wzrok śmiertelny» Odpowiedziała: — «tu nikt z nas nie śpiewa Dla tej przyczyny, co i Beatryce Kryje uśmiechu swego błyskawice. Schodzę tak nisko świętymi szczeblami, Aby ci duszę ugościć godami Słowa i światła jakie mnie odziewa: Schodzę, nie żebym kochała cię więcej, Wzwyż tak kochają, a może goręcej, Co świadczą światłem rzęśniejąc bogatem; Lecz miłość wielka, przez którą pobożnie Służymy Woli rządzącej wszechświatem, Nas, jako widzisz, umieszcza tu różnie.» — «O święte światło!» rzekłem «Na tym dworze Wiecznego króla widzę miłość wolna Posługom niebios wystarczyć jest zdolna; Lecz tego moja myśl pojąć nie może, Dlaczego jedna ze współświateł grona Na tę posługę byłaś przeznaczona?» Jeszcze nie były słowa domówione, Światło krążyło jak koło we młynie, Miłość tak w jego mówiła średzinie: «Tu światłość boża na mnie promień ciska, Który przenika mych blasków zasłonę, Moc jej i wzrok mój razem zespolone Tak mnie podnoszą, że gdy wzrok wytężę, Arcytreść widzę, gdzie ta moc się lęże. Iskrę wesela, co ze mnie wybłyska, Biorę, zapalam u tego ogniska, Ponieważ jasność mych promieni żywa Jasności wzroku mego dorównywa. Duch, co najwięcej rozjaśnia się w niebie, Seraf, co z wiedzą wielką i szeroką Najwięcej w Bogu zagłębił swe oko, Nie zaspokoi odpowiedzią ciebie, Jeśli to, o co pytasz, tak zapada W otchłań tajemnic, jak rzecz zakazana, Której stworzony wzrok nigdy nie zbada. Gdy cię powita twa ziemia kochana, Odnieś to ludziom, aby nie ufali, Że mogą sami w tym celu iść dalej. Duch, dym na ziemi, tu zaś światło boże, Czyż tam to mógłby, czego tu nie może, Chociaż go niebo podniosło dość sporo?» Tak mnie wstrzymała tych mądrych słów siła, Żem przestał badać i tylko z pokorą Świętej światłości spytałem: «Kto była?» «Gdzie skały między dwoma Włoch brzegami Tak wysokimi jeżą się garbami, Że często chmura grzmi pod ich stopami; Gdzie jest garb skały Katrija nazwany, Klasztor daleko białym murem świeci, Na cześć jednego Boga zbudowany». Tak odpowiedział duch mi po raz trzeci, I mówił dalej: — «Tam na służbie bożej Tak się wzmocniłem, że choć chłód się sroży, Upał doskwiera, brałem to za jedno, Chleb mi z oliwą był strawą powszednią, Wszystko z łagodnym znosiłem wytrwaniem, Wesół i syty świętym rozmyślaniem. Klasztor ten żyzną był dla niebios niwą, Dziś daje szczupłe albo żadne żniwo. W tym miejscu byłem, Piotr Damian na imię Gdy drugi, Piotrem przezwany grzesznikiem, Mieszkał w Rawennie, nad Adryjatykiem. Już byłem ciężki wiekiem, gdy mi w Rzymie Kazano w owym kapeluszu chodzić, Co ze złych w gorsze zwykł ręce przechodzić. Piotr, Paweł, oba chudzi, bosonodzy, Żyli żebranym chlebem jak ubodzy; Gdy teraz wasi pasterze współcześni, Zwani duchowni, a w rzeczy cieleśni, Tak sytych stołów zatyli rozkoszą, Że ich pachołki z siedzenia podnoszą; Gdy na koń siędą nie o swojej sile, Koń stąpa cały zakryty purpurą, Jakby z nim człowiek szedł pod jedną skórą; O cierpliwości, co pobłażasz tyle!» Na te jej słowa liczne światła boże Do niej ze szczebli na szczeble zbiegały, Iskrząc się piękniej za każdym obrotem; A stając przy niej taki krzyk wydały, Jaki się z niczym porównać nie może; I nic w tym krzyku nie słyszałem potem, Tak byłem jego zagłuszony grzmotem.
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|