|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Krąg IX. 2. Antenora — ciąg dalszy. 3. Ptolomea. Zdrajcy przyjaciół. Od strawy dzikiej oderwał paszczękę Ów potępieniec i krew z ust ocierał Włosami czaszki, której mózg pożerał. I mówi: «Srogą chcesz odnawiać mękę, Serce mi pęka, nim usta otwieram. Lecz gdy ze słów mych jak z nasion dojrzeje Hańba dla zdrajcy, którego pożeram, Słuchaj, wypowiem, wypłaczę me dzieje. Nie wiem, kto jesteś, przez jaki cud nowy Zaszedłeś do nas, lecz po dźwięku mowy Poznaję w tobie Włocha, florentyna. Widzisz przed sobą hrabię Ugolina A ten, co teraz jest mej zemsty łupem, Zwał się Rudżieri, był arcybiskupem. Jak mnie w zdradzieckie usidlono słowa, Jak nieostrożnie wpadłem w jego ręce, Nie warto mówić, bo rzecz nie jest nowa. Lecz o mym zgonie, o mej strasznej męce, Jeśli nikt wieścią uszu twych nie skaził, Słuchaj i osądź, czy on mnie obraził. Jest w głębi wieży podziemna pieczara, Sławna mym zgonem; dziś może w niej jęczy Na nowo jaka niewinna ofiara. Tam okiem witym z żelaznych obręczy, Widziałem mnogich księżyców oblicze, Aż mnie raz we śnie przywidziana mara Zdarła przyszłości chmury tajemnicze. Przyśniło mi się, że biskup zawzięty Polował wilka z małymi wilczęty, Na owej górze, co wzniosłymi szranki Z pizańską ziemią i Lukką graniczy. Już chudą psiarnię zemkniono ze smyczy, Hrabia Gwalandi, Sismondi, Lanfranki Szczują na czele, zdobycz będzie łatwa: Już wilk znużone zatrzymuje kroki, Upada wreszcie i ojciec, i dziatwa: I widzę kłami rozprute ich boki. Budzę się! Jeszcze noc nie zeszła z nieba, Już moje dziatki, wspólniki niewoli, Szlochają przez sen i wołają: »chleba!«. O! Jeśli dotąd serce ci nie boli, Kiedy pomyślisz, co się we mnie działo I co me serce nadal przeczuwało, Jeśli nie płaczesz, któż ci łzy wyciśnie? Budzą się dzieci, wkrótce chwila błyśnie, W której nam zwykle udzielano strawy, Lecz na sen pomnąc truchlałem z obawy. Wtem z bram więzienia łoskot mnie doleci, Zamurowano! — spojrzałem na dzieci, Spojrzałem z niemej wyrazem rozpaczy; A w głębi serca czułem mróz jak w grobie. Gwido mój mały wołał: »Co to znaczy, Tak dziko patrzysz? Ojcze mój, co tobie?« Nie mogłem mówić, ni łzy z oczu dostać, Milczałem długo — aż do nocy końca. Nazajutrz do nas zbłądził promyk słońca I w twarzach dzieci ujrzałem mą postać. Natenczas z bólu gryzłem obie ręce. Synowie myśląc, że mnie głód tak pali, Łamiąc rączęta ze łzami wołali: »Ojcze kochany, ulżyj twojej męce, Zjedz twoje dzieci, tyś nas ubrał w ciało, Tobie nas biednych rozebrać przystało«. — Musiałem milczeć i ból w sobie morzyć, Wkrótce i mowa w ustach nam zamarła! Jęczeć nie śmiałem, by dzieci nie trwożyć. O ziemio, czemuś ty nas nie pożarła! Weszło czwartego dnia światło zabójcze, Anzelmek mały przywlekł się pod nogi I przerażony wolał: »Ojcze drogi! Ach! Czemu ty nas nie ratujesz, ojcze?« Wołał i skonał! — Jak mnie tu widzicie, Tak ja widziałem wszystkie dzieci moje Jedno po drugim — wszystkich było troje, Wszystkie u nóg mych zakończyły życie. Od zwłok jednego do drugiego biegłem, Ślepy na trupach potknąwszy się ległem. Dzień jeszcze siódmy do słońca zachodu, Krzyczałem z żalu, a na koniec — z głodu, Bo głód był jeszcze sroższy od żałości». Skończył i dziko wywróciwszy oczy, Na nowo usta w krwawą czaszkę broczy, I jak pies zębem zgrzytając, rwie kości. O Pizo! hańbo pięknej ziemi włoskiej, Kędy si dźwięczy tak miękkimi głoski; Gdy cię nie karzą leniwe sąsiady, Niechaj się nagle wzruszą z swej posady Sąsiednie wyspy, Kapraja, Gorgona, Zahaczą Arnę, gdzie jej ujście kona; Niech tak szeroko roztoczy swe tonie, Aż wszystkich twoich mieszkańców pochłonie. Bo jeśli wrogom Ugolino hrabia Zdał twoje zamki i winien tej zdrady, O nowe Teby! Cóż twa złość wyrabia? Jakaż twą zemstę czarna pamięć szpeci, Głodem niewinne morzyć jego dzieci! Widziałem drugich potępieńców z bliska, Jak lód ich swymi bryłami naciska; Nie stali w lodach, lecz wznak wywróceni Na lodowatej leżeli przestrzeni. Tam łza zamarza w chwili, gdy wybłyska, Boleść jak robak po ich wnętrzach toczy, Bo jej nie mogą wypłakać przez oczy. Jak hełm z kryształu, skrzepła łez powłoka Kryje pod rzęsą całą wklęsłość oka. Choć jak stwardniała z mrozu skóra muła Twarz moja prawie stała się nieczuła, Wiatr jakiś, czułem, obwiał moje ciało. «Mistrzu mój,» rzekłem, «mów, co tu powiało? Czy wiatr w tym chłodzie jeszcze nie zastygnął?» — «Dowiesz się wkrótce, skąd wiatr aż tu śmignął,» Mówił, «przyczynę gdy wzrok twój wyśledzi, Oko wyręczy głos mej odpowiedzi». Z tych nieszczęśliwych jeden tymi słowy Do nas przemówił z skorupy lodowej: «Dusze uwięzłe w swego grzechu matni, Który was wtrąca aż w ten krąg ostatni, Zerwijcie z twarzy mej twardą zasłonę, Ulżyjcie bólem serce przepełnione, Niechaj wyleję choć jedną łzę ciepłą, Bo już mi oko i serce zakrzepło». A ja: «Chcesz, abym ulżył ci w cierpieniu, Kto jesteś, nazwij siebie po imieniu; Gdy nie usunę twoich łez przeszkodę, Bodajbym w lodach tych na wieki siedział!» «Brat Alberigo jestem» odpowiedział, Zły owoc z mego wyrasta ogrodu I tu za figę mam daktyl w nagrodę». — «Czy już umarłeś?» rzekłem drżąc od chłodu, A on: «Nic nie wiem, odkąd tu drętwieję, Co z moim ciałem na świecie się dzieje. Bo Ptolomea ma te przywileje, Że często dusza wpada w nią niebacznie, Nim Parka przędzę rwać dni naszych zacznie. A gdybyś chętniej zdjął lód z moich powiek, Wiedz, że gdy zdrady dopuści się człowiek, Ciało dyjabłu odkazuje dusza, Który nim rządzi, włada najzupełniej, Nim się czas kary cielesnej wypełni; Dusza zaś wpada aż w tę chłodną studnię. Może wam jeszcze jawi się w swym ciele Cień, co tu ze mną w tych lodach się rusza: Patrz, Branka d'Oria! Już lat przeszło wiele, Odkąd tu siedzi, wśród brył tego lodu; Musiałeś kiedyś znać jego za młodu». «Kłamiesz!» doń rzekłem «lub świadczysz obłudnie, Bo Branka d'Oria nie umarł, on żyje Jeszcze na ziemi, dobrze je i pije». On odpowiedział: «W jamie Złych Tłumoków, Tam gdzie widziałeś war smolnych potoków, Mógł jeszcze nie być cień Sanchy Michała W chwili, gdy Branka d'Oria szatanowi Ustąpił swego pomieszkanie ciała Jako wiernemu zdrady spólnikowi. Teraz gdym całą ufność w tobie złożył, Otwórz me oczy!» Jam ich nie otworzył, Bo względem jego nieszczerość tą razą Nie była żadną szczerości obrazą. Wrogi cnót wszystkich, o genueńczyki! Wstyd wam, pomiędzy takimi grzeszniki Jednego ziomka waszego spotkałem, Który, co czyny jego świadczyć muszą, Na dno Kocytu pogrążył się duszą, Gdy jeszcze życie kłamie swoim ciałem.
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|