|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Do kręgu IX. Studnia. Olbrzymi. Anteus osadza poetów na dnie piekła. Język, co wprzódy zranił mnie do tyla, Żem spłonął wstydem, wnet balsam żądany Podał i leczył jak włócznia Achilla, Co i raniła, i leczyła rany. I milcząc szliśmy od tej smutnej jamy, Brzegiem krążącej wokoło niej tamy; Tam nie noc, zmrok był pół nocny, pół dzienny, Widziałem tylko szary grunt kamienny, Lecz echo za mną dźwiękiem rogu grało, Dźwiękiem, co mógłby zagłuszyć trzask grzmotu. W stronę, skąd dźwięk ten pobrzmiewał za skałą, Oczy z uwagą obróciłem całą. Nie tak straszliwie Roland do odwrotu Dął w róg wojenny, gdy z chrześcijan żalem Karloman przegrał bój pod Ronsewalem Podniosłem głowę; nad poziom opoki, Zda się z jej gruntu, tłum wieżyc wyrasta, Dlatego rzekłem: «Widzę mur wysoki, Mistrzu, jakiego to widok jest miasta?» A mistrz: «Tyś w błędzie, bo patrzysz z daleka, Gdy przyjdziesz bliżej, uzna twa powieka, Jak oddalenie fałszuje zmysł wzroku, Więc trochę więcej przyspiesz twego kroku». Wziął mnie za rękę i czule ją ściska, I mówi: «Nim ten przedmiot ujrzysz z bliska, Aby mniej dziwnym zdał się, jak widzimy, Wiedz, że nie wieże to są, lecz olbrzymy, Od stóp po biodra sami i bezludni, Wokoło zrębów stoją w wielkiej studni». Jak wzrok wśród mglistej uwięzły ciemnoty Z wolna odkrywa ukryte przedmioty, Gdy mgła spadając ze światłem się zetrze; Tak przerzynając to ciemne powietrze, W miarę jak szedłem pod studni tej progi, Błąd mój się rozwiał, a wzrastał chłód trwogi Jak wieże zamku Monteregijone Tworzą okrągłych jego ścian koronę, Tak nad zrąb studni pod same podpasy Sterczały wkoło potworne Gigasy, A którym zda się jeszcze groził z góry, Piorunem Jowisz, gdy brzmi z ciemnej chmury, Jeden stał twarzą do nas obrócony, Barkami, piersią i dwoma ramiony; Zaiste, jeśli natura przestała Tworzyć olbrzymy, w tym loicznie działa, Bo przez to, gwoli świata pokojowi, Takich siłaczy odjęła Marsowi. A gdy bez troski zapładza w swym łonie Jeszcze ogromne wieloryby, słonie, Łatwo w tym dojrzy ludzka przenikliwość Mądrą ostrożność jej i sprawiedliwość. Bo gdzie się rozum człowieka zespoli Z siłą potęgi i chęcią złej woli, Tam ludziom opór nigdy się nie uda. Czaszka tak wielka była wielkoluda, Jakby świętego Piotra szyszka w Rzymie. I inne kości miał równie olbrzymie: Tak, że począwszy od pasa w pół ciała, Trzech Fryzów rosłych, daremna ich chluba, Ledwo by wzrostem doszli mu do czuba; Bo jego wzrostu potworna wyżyna, Mogła, jak studni kończyły się zręby, Do miejsca, człowiek gdzie płaszcz swój zapina, Mieć miar trzydzieści wielkiej rzymskiej palmy. Rapho Lmaj Amec! jakaś mowa brzmiała Dzika, nam obca, z jego dumnej gęby, Dla której słodsze niestosowne psalmy. Mój wódz doń mówił: «Nieroztropny duchu! Zadmij w róg, niech się rozlega w twym uchu Łowczy dźwięk rogu; jeśli tobą miota Gniew albo inna namiętność żywota, Ulgi twej męce szukaj w jego brzmieniu: Patrz, on z twej szyi zwisa na rzemieniu, Który ogromną twoją pierś oplata». Potem rzekł do mnie: «Patrz, to duch Nemroda, Głupi, sam siebie oskarża w swej dumie, Że przezeń znikła jedna mowa świata. Zostawmy jego, tu słów naszych szkoda, My go nie pojmiem, on nas nie zrozumie». I szliśmy kołem, zwracając się w lewo. Z dala sterczało jakieś wielkie drzewo, Podchodzim, widzim olbrzyma drugiego, Jeszcze był dzikszy i wzrostu większego. Jaki go siłacz łańcuchem skrępował, Nie wiem, lecz obie miał związane ręce, Łańcuch od szyi pięć razy zagięty Ciało mu ściskał żelaznymi pręty. «Pyszny, z Jowiszem o władzę szermował,» Tak mój wódz mówił, «a skończył na męce: To Efialtes! w walce z olbrzymami Przed nim zadrżeli i bogowie sami, Myśląc, że pierwszy drzwi niebios wyłamie; Teraz bezwładne to straszliwe ramie». A ja do wodza: «Chciałbym na swe oczy Widzieć potworny kształt Bryjareusza». Wódz rzekł: «Tu bliżej ujrzysz Anteusza. Nieskrępowany i mówić ochoczy, On nas jak piłkę na dno piekła stoczy. Lecz Bryjareusz dobrze dalej stoi, Jak ten podobnie skuty, prócz że dwoi Przestrach wrażeniem okropności swojej». Nigdy tak wieżą gwałtownie nie chwiała Trzęsieniem ziemi poruszona skała, Jak Efialtes wstrząsł się na te słowa; Wtenczas mnie trwoga przeszyła grobowa, Strach by mnie dobił i padłbym bez duchu, Gdybym nie widział olbrzyma w łańcuchu. Anteusz, gdyśmy podeszli doń bliżej, Nad zrębem studni stał pięć łokci wyżej. —«O ty, co w owej szczęśliwej dolinie Przez którą imię Scypijona słynie, Gdzie Hannibala zmusił do odwrotu, Uprowadziłeś do swego namiotu Łup z lwów tysiąca; ty, co gdybyś zbrojnie Wsparł twoich braci w ich olbrzymiej wojnie, Mógłbyś zapewnić tryumf synom ziemi! Jeśli nie gardzisz prośbami naszemi, Znieś nas, gdzie Kocyt chłód zamarzać zmusza, Lecz nie odsyłaj mnie do Tyfeusza. Stąd mój towarzysz, czego chce twa dusza (Tylko nam schyl się i nie marszcz tak czoła), Sławne twe imię zaniesie do świata; On żyw i przed nim jeszcze długie lata, Gdy go przed czasem Łaska nie powoła». Gdy mowa mistrza zamilkła skończona, Olbrzym już wodza wziął w swoje ramiona, Których sam Herkul czuł uścisk straszliwy! Z ramion olbrzyma rzekł do mnie Wirgili: «Chodź, ja do swego przytulę cię łona». Tak mnie i wodza Anteusz tej chwili Jak jeden ciężar na plecy zarzucił. Patrząc na wieży bolońskiej kąt krzywy Od strony, kędy ku ziemi się chyli, Widz drży, by czasem wiatr ją nie wywrócił: Tak mi się wydał olbrzym i tak strwożył, Gdy się nachylił i nas obu złożył Na dnie otchłani, co razem pożera Zdrajcy Judasza duch i Lucyfera; Tak pochylony olbrzym w tym momencie Podniósł się prosty jak maszt na okręcie.
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|