Chrześcijańska biblioteka. Boska Komedia. Piekło: Pieśń XXIII. Chrześcijaństwo, katolicyzm, ortodoksja, protestantyzm. Boska Komedia.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Piekło: Pieśń XXIII
   

Spis Treści: "Boska Komedia"


Krąg VIII. Tłumok V. Obłudnicy: Kajfasz i inni.

Szliśmy w milczeniu i bez towarzyszy,

Jeden za drugim, jak dwa mnichy z celi;

Diabli mi swoją kłótnią przypomnieli

Bajkę Ezopa o żabie i myszy.

Dwie części mowy, *teraz* i *w tej chwili*,

Nie tyle z sobą podobne być mogą,

Jak z ową bajką diabla bijatyka,

Gdy zagajali bitwę i kończyli.

Jak z jednej myśli myśl druga wynika,

Strach pierwszy drugą przeraził mię trwogą;

Myślałem sobie, ci diabli, zwiedzeni

Z przyczyny naszej i okaleczeni

Wzajem ranami i smolnym gorącem,

Gdy ze złą chęcią ich gniew się ożeni,

Polecą w trop nasz jak chart za zającem.

Strach włos mój jeżył i ziębił mię mrowiem,

Patrzając za się rzekłem: «Ledwo dyszę,

I mnie, i siebie skryj, mistrzu, w zacisze,

Za ścianę skały, lękam się zawziętych

Szatanów na nas i ich szpon przeklętych:

Już, już za nami szum ich skrzydeł słyszę».

Mistrz: «Gdybym szkłem był podszytym ołowiem,

Prędzej bym twego nie odbił obrazu,

Jak w głąb twej duszy zajrzałem od razu:

W tej chwili myśli twoje nie spostrzegły,

Jak jednolice przez moje przebiegły,

Tak że z nas obu jedną wziąłem radę.

Jeśli ta skała tak na dół się kłoni,

Że po niej zstąpim na drugą arkadę,

Umkniem rojonej przez ciebie pogoni».

Ledwo swe zdanie wyrzekł mistrz kochany,

Biegły spragnione nas dognać szatany,

A grzmiał skrzydłami ich legijon czarny.

Mistrz mnie co prędzej w objęcia porywa;

Tak matka w nocy, kiedy blask pożarny

Zaświeci w okna, z pościeli się zrywa,

Chwyta swe dziecko i w jednej koszuli

Wychodząc bosa, w swój rąbek je tuli.

Mistrz w dół ze skały, jak stoczona wstęga,

Śliznął się grzbietem do drugiego kręgu;

Nie jest tak szybki prąd wody u młyna,

Gdy ją na koło pędzi wąska rynna,

Jak on się stoczył, tuląc mnie jak syna.

Ledwo dotknąłem stopą dna otchłani,

Nad nami stali na skale szatani;

Lecz o nich mało dbała moja troska,

Bo dając w zarząd im Opatrzność boska

Krąg piąty, kres ich wskazała potęgi,

Aby nie śmieli w inne wkraczać kręgi.

Tam napotkałem nową trzodę ludu:

Duchy barwione szły leniwym krokiem,

Płakały, mdlały z boleści i trudu;

Głęboki kaptur zwisał nad ich okiem.

Na wzór kolońskich skrojony kapturów

Kapice zewnątrz lśnią od złotych sznurów

A poły ołów podszywa ciężący.

Za Fryderyka kapica znajoma

Przy tych byłaby tak lekka jak słoma.

O, zbyt na wieczność płaszczu mordujący

Na lewo szliśmy z takimi duchami,

Słuchając jęków, cierpiąc nad ich łzami.

Ci nieszczęśliwi ciężarem zgarbieni

Szli tak leniwo i ślimaczym ruchem,

Że wciąż się z nowym spotykałem duchem.

Rzekłem: «Mój wodzu, może wśród tych cieni

Są jacy sławni czynem lub imieniem?

Idąc, nawiasem wskaż ich mi spojrzeniem».

Jeden, toskańskiej słysząc mowy brzmienie,

Zakrzyknął za mną: «Wstrzymajcie swe kroki

Wy, co tak szybko idziecie w tym ciemnie;

Ty zaś, co pytasz, możesz sam ode mnie

Słyszeć odpowiedź». I wódz mój bez zwłoki

Stanął i mówił: «Zaczekajmy chwilę,

Krok z jego krokiem zgadzaj ile tyle».

Krok mój wstrzymałem i widzę dwa cienie,

Chęć ich być ze mną zdradzało spojrzenie;

Poszedłszy ciężkim od ciężaru krokiem

Patrzyły na mnie zezowatym okiem,

Milcząc, a potem tak mówiły z sobą:

«On jest, zaiste, żyjącą osobą,

O ile wnoszę z ruchów jego garła;

Gdyby szła tędy para cieniów zmarła,

Jakiż przywilej ich, w tym miejscu zwłaszcza,

Iść upoważnił bez ciężkiego płaszcza?»

A potem do mnie: «Ty, co z gór twych szczytów

Zstąpiłeś w zbór nasz, smutnych hipokrytów,

Kto jesteś? Nie gardź, odpowiedz mi, proszę».

A ja: «Gdzie płyną pięknej Arny wody,

Tam życie wziąłem, spędziłem wiek młody,

Z całych Włoch może w najpiękniejszym mieście.

Wchodzę tu z ciałem, jakie zawsze noszę.

Ale wy, którym odwilża jagody

Boleść tak wielka, mówcie, kto jesteście,

Skąd blask szat waszych, co tak lśni źrenice?»

Jeden z nich mówił: «Te żółte kapice

Są ołowiane, ołów nas przywala,

Skrzypimy pod nim, jako skrzypi szala

Pod swym ciężarem; powiem prawdę całą:

W Bolonii bracią wesołą nas zwano,

On Loderyngo, jam jest Katalano.

Miasto nas twoje na urząd wezwało,

Abyśmy byli pokoju stróżami

Ileśmy dbali o ten pokój sami,

Świadczy Gardingo dymem i gruzami».

A ja mówiłem: «O bracia, zła wasza…».

I zamilczałem, bom spostrzegł w tej skale,

Że człowiek leżał jak kloc suchej kłody,

Rozkrzyżowany pomiędzy trzy pale.

On gdy mnie zoczył, z pala zwiesił głowę,

Silnym westchnieniem dmuchnął w miotłę brody,

A Katalano tak ciągnął rozmowę:

«Patrz, ten przybity, to duch Kaifasza,

Nad którym cięży świętej krwi przekleństwo:

Faryzeuszom wmówił, że należy

Za lud człowieka skazać na męczeństwo.

On, jak tu widzisz, w poprzek drogi leży,

Aby czuł ciężar tych, co tędy idą:

Z nim teść Ananiasz, wszyscy co z tej rady

Dla żydów byli ich nieszczęść nasieniem,

Skarani jedną karą i ohydą,

W jamie, pod jednym tym łukiem arkady».

Wtenczas Wirgili spojrzał z zadumieniem,

Gdzie leżał człowiek sromotnie deptany,

Na całą wieczność tak ukrzyżowany!

Potem w te słowa rzekł do Katalana:

«Czy jaki otwór ma w prawo ta ściana,

Abyśmy mogli wyjść z tych ciemnych dołów,

Nie przyzywając tych czarnych aniołów?»

On odpowiedział: «Stąd jak na rzut oka,

Bliżej jak myślisz wznosi się opoka,

Co od wielkiego kręgu nieprzerwanie

Idąc, przerzyna te ciemne otchłanie;

Lecz tu strzaskana, chyba wyłom tamy

Obejdziesz gruzem kryjącym dno jamy».

Mój wódz przez chwilę stał z spuszczoną głową

I rzekł: «O, jakże zwiódł nas ten obrzydły,

Który grzeszników rad bierze na widły!»

«Często w Bolonii» mówił Katalano

«O figlach diabła wiele mi bajano,

Ojcem go kłamstwa i oszustem zwano».

Natenczas wódz mój odszedł wielkim krokiem,

Z twarzą jak gniewu zaćmioną obłokiem:

Rzuciłem duchy zgięte ciężarami,

Idąc drogimi stóp wodza śladami.


Spis Treści: "Boska Komedia"

Pobierz: "Boska Komedia"

Źródło: http://wolnelektury.pl

Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія.

Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.


W górę

Poleć tę stronę znajomemu!

Przeczytaj teraz: