|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Krąg VIII. Tłumok 1 i 2. Rajfury i pochlebcy. Jest miejsce w piekle zwane Złe Tłumoki, Żelaznej barwy, a całe z opoki, Okólna ściana także granitowa; Pośrodku jama wrzyna się opoką, Tworząc szeroką studnię i głęboką, O której będzie na swym miejscu mowa. Od zrębu studni aż po skał podnoże, Przestrzeń okrągła, a całe wydroże Do dna porznięte na dziesięć oddziałów. A jako liczne przekopy i jamy Bronią przystępu do zamkowych wałów — Pewne schronienie od wrogów napaści — Na wzór ten były te kamienne tamy; A jako twierdza fosą otoczona Na brzeg jej drugi rzuca most od bramy, Tak od stóp skały szły kamienne zęby, Które przerżnąwszy fosy i przepaści, Końcami w studni wpierały się zręby. Kiedyśmy zsiedli z grzbietu Geryjona, W takie skaliste weszliśmy warownie. Z mistrzem na lewo zawróciłem kroku, Na prawo zasię widziałem w pół zmroku I nowych katów, i nowe katownie. Grzesznicy nadzy w tym pierwszym tłumoku Jedni szli do nas, połowa szła bokiem W naszym kierunku, ale sporszym krokiem. Rzym gdy rok święci jubileuszowy, Przyjęto zwyczaj, by przez most zamkowy Dla ogromnego nacisku pątników Lud, idąc, na dwie dzielił się połowy. Jedni przechodząc, mają w Santo-Pietro Twarz obróconą, ci w Monte-Giordano, Że tłumy ludu nigdy się nie zetrą. Tak z stron przeciwnych szatany rogale Idąc z biczami po tej czarnej skale, Okrutnie z tyłu smagały grzeszników. I na trzask pierwszy bicza jakby gnano Trzodę ze szkody, cały tłum uciekał, Nikt na trzask drugi i trzeci nie czekał. Podczas gdy szedłem ponad jamą ciemną, Widzę, znajomy potępieniec kroczy, I rzekłem: «Znam go, nie mylą mnie oczy». Wstrzymałem kroku, a nie chcąc mnie smucić, Wódz mój łagodny zatrzymał się ze mną, Krok trochę na wstecz pozwolił mi zwrócić. Lecz duch smagany wpadł na wybieg nowy, Chciał mi się ukryć nachyleniem głowy; Ja mówię: «Ty, co wzrok spuszczasz tak dziko, Jeśli twych rysów wyraz niekłamany, Poznaję ciebie, witaj Wenediko Za jaką winę jesteś tak chłostany?» «Ze wstrętem mówię, jaka moja wina, Chociaż wstręt głos twój łagodzi srebrzysty, Głos, co mi świat mój niegdyś przypomina. Jestem ten, który jako duch nieczysty Skusiłem piękną mą siostrę Gizolę, Aby się zdała na margrafa wolę. Różnie w powieściach brzmi ta historyja! Niejeden tutaj grzbiet biczami sieką, Pełno tu moich ziomków Bolończyków; Pomiędzy Reno a Saweny rzeką, Więcej nie spotkasz nawykłych języków Do wymawiania sipa zamiast sia; Gdy chcesz świadectwo mieć tej prawdy godne, Wspomnij na nasze łakomstwo przyrodne. Gdy mówił, szatan uderzył go biczem: «Idź,» krzyknął, «z swoim gronem wszetecznieczem, Tu nie ma targów na wdzięki niewieście!» Ja do mojego wracam przewodnika; Idąc znów za nim przyszliśmy nareszcie, Gdzie skała ramię kamienne wytyka. I szliśmy lekko po skale i żwawo, Dalszy nasz pochód zwracając na prawo. Gdyśmy wstąpili na łuk jej arkady, Pod którą duchów przechodzą gromady, Mój wódz «Stój,» mówił, «daj folgę krokowi! Patrz, oto idą potępieńcy nowi, Jeszcześ ich widzieć nie mógł oko w oko, Bo w tym kierunku idą pod opoką». Z starego mostu, pod jego łukami, Widzę, cug duchów przeciągał przed nami, Biczem jak pierwszy zarówno smagany. A dobry mistrz mój mówił niepytany: «Patrz, wyższy głową nad wszystkich cień idzie, A który mimo częstych razów bicza, Zda się, łzą jedną nie zwilżył oblicza. Jaka królewska w nim postać z powagą! To Jazon, który mądrością, odwagą Zmyliwszy straże, skradł runo w Kolchidzie. Przez wyspę Lemnos przechodził w tę chwilę, Kiedy niewiasty do samych jej krańców, Mszcząc się okrutnie za mężów rozpustę, Wymordowały jej męskich mieszkańców. Tam przez namowy słowa złotouste, Zwiódł i pogwałcił młodą Hipsypilę, Która płeć swoją w całej okolicy Zwiodła zarównież zdradą niepowszedną, I tam ją w ciąży zostawił i jedną. Grzech ten go wtrącił w męki tej otchłani, Aby w niej poczuć mógł zemstę Medei. Z nim idą jemu podobni zwodnicy. Poznałeś pierwszy tłumok, a z kolei Tych, co są biczem szatanów smagani». Byliśmy w miejscu, gdzie wąska drożyna W krzyż drugą tamę kamienną przecina I z drugą pierwszą połączą arkadę; Tam nową duchów widziałem gromadę, Płaczącą w jamie drugiego tłumoka. Każdy duch bił się własnymi pięściami, Zawracał głowę i dyszał nozdrzami. Wilgotny wyziew buchając z dna jamy, Jak ciasto pleśnią przylegał do tamy, Odrażający dla nosa i oka; Dna trudno dojrzeć, tak jama głęboka. Widziałem jednak, stojąc na tej skale, Na dnie ugrzęzły duchy w ludzkim kale: Kiedym się wpatrzył, jakaś rudo-płowa Sterczała kałem tak zbrukana głowa, Że darmo w myśli sam siebie zagadłem, Kto on był, świeckim czy mnichem? nie zgadłem. Głowa ta rzekła: «Co tak pilno tobie, Jednej się mojej przyglądać osobie?» «Jeślim cię» rzekłem «w pamięci zachował, Znałem cię niegdyś z włosami suchemi, Aleksym z Lukki zwano cię na ziemi. Dlatego pilniej jak drugich w około Oglądam ciebie». On bijąc się w czoło: «Pochlebstwo» rzekł «mnie wtrąciło w tę jamę, Którym mój język tak dzielnie szermował!» Wódz do mnie mówił: «Za kamienną tamę Wyciągnij szyję, a spojrzyj w głębinę, Tam ujrzysz na dnie stojącą dziewczynę Z rozczochranymi jak wiedźma włosami; Pierś swą aż do krwi szarpie paznokciami, Ruchy jej ciała dzikie i gwałtowne, To raz przysiada, to wstaje na nogi, To dworka Tais! raz przez usta sługi, Kiedy kochanek pochlebnie jej pyta: Mam li ja wielkie w twych oczach zasługi? Odpowiedziała: Zaiste cudowne! Prędzej przechodźmy te skalne progi, Tu wzrok się brudu napatrzył do syta».
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|