Chrześcijańska biblioteka. Boska Komedia. Piekło: Pieśń XVII. Chrześcijaństwo, katolicyzm, ortodoksja, protestantyzm. Boska Komedia.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Piekło: Pieśń XVII
   

Spis Treści: "Boska Komedia"


Gerion. Ostatni z koła III: lichwiarze. Odjazd.

«Zarażająca świat tchem jadowitym,

Oto z ogonem stalowym bestyja.

Którym broń łamie i mury przebija!»

Tak mówił wódz mój, a na zwierza skinął,

Aby z powietrza do nas lot swój zwinął,

Na brzeg, gdzie szliśmy nadrzecznym granitem.

I oszukaństwa spadł obraz obrzydły;

Wysunął głowę, pierś pod stopy nasze,

Lecz nie położył ogona na tamie.

Ten latający dziwoląg, nie kłamię,

Sprawiedliwego miał oblicze męża,

A skóra na nim błyszcząca i miękka,

Resztą był ciała podobny do węża.

A miał dwie łapy zakrzywione w widły,

Podszyte puchem pod samo podpasze;

Pierś, grzbiet i boki jak hieroglif jaki

Były pisane w kółka i gzygzaki:

Piękniej Arachny nie dzierzgała ręka,

Tkań, jaką snuje piękna odaliska,

Większym bogactwem barwy nie połyska.

Jak czasem stoją w brzegach rzeki łodzie,

Na pół na ziemi, a na poły w wodzie,

Jak bóbr do walki po pas wynurzony,

W kraju, gdzie żyją żarłoczne Teutony,

Tak zajmowała ta bestyja dzika

Brzeg, co step piasków granitem zamyka.

Całym ogonem potwór na wiatr miotał,

Jak skorpion żądłem zatrutym migotał,

A wódz mi mówił: «Teraz nam z wybrzeży

Zstąpić przystoi, gdzie ten potwór leży».

I schodząc w prawo (któż ostrożność zgani?),

Jeszcze dwa dałem kroki tym wybrzeżem

Z myślą, że w stepie ognia się ustrzeżem.

Gdyśmy stanęli przed tym ptako-zwierzem,

Nieco opodal, u progu otchłani,

Duchy, widziałem, na piasku siedziały.

A mistrz: «Ażebyś poznał krąg ten cały,

Idź, poznaj bliżej ich stan i katusze,

Lecz z nimi długą nie baw się rozmową:

Nim wrócisz, spytać tej bestyi muszę,

Czy nam do jazdy grzbietu nie użyczy».

I sam poszedłem w dolinę stepową,

Gdzie krańcem siódmy krąg z ósmym graniczy,

Tam gdzie siedziały nieszczęśliwe duchy.

Boleść tryskała przez oczy ich łzami,

Podnosząc ręce od ruchu mdlejące,

Żar odsuwały, to piaski gorące;

Jak psy w skwar letni pyskiem, to łapami

Ich kąsające opędzają muchy.

Próżno oczyma przeglądałem twarze

Okaleczałe w tym bolesnym żarze.

Nikogo w takiem zebraniu niemałem,

Nie mogłem poznać, lecz zauważałem,

Z każdego szyi zwisała kaleta,

Godłem i barwą każda rozmaita;

Ich oczy, zda się, że pasły się nimi.

Podszedłszy bliżej, oczyma własnymi

Widziałem, jak na błękitnej kalecie

Siedział lew bury i tonął w błękicie:

Tak robiąc przegląd, postrzegłem z daleka

Drugą kaletę jak w krwi farbowaną,

A na tle krwawym gęś bielszą od mleka;

Jeden, któremu tło białego wora

Zdobiła świnia, błękitna maciora,

Przemówił do mnie: «Co tu robisz żywy?

Wiedz, że mój były sąsiad Witaliano

Siądzie tu przy mnie, po mej lewej stronie:

Padwianin jestem w florentynów gronie,

Często mnie głuszy ich okrzyk wrzaskliwy:

»Oby mąż nadszedł krokiem uroczystym,

Który ma worek o dziobie troistym«».

A potem dziko żar oczyma wskrzesił,

Wykrzywił wargę i język wywiesił

Jako wół, kiedy swoje nozdrza liże.

A ja z bojaźni, czy nie zabawiłem

Dłużej nad zakres według słów przestrogi,

Grzbiet do tych nędznych duchów obróciłem.

Patrzę, zwierz dziki już oczyma strzyże,

Na grzbiecie jego siedział mój wódz drogi

I mówił: «Teraz bądź krzepki i śmiały!

Ktokolwiek tutaj chce zstąpić z tej skały,

Musi drabiną schodzić tylko taką.

Siądź z przodu, moje do ogona siodło,

Aby cię jego ostrze nie ubodło».

Jak chory febrą zmęczony czworaką,

Patrząc na blade paznokcie, już całem,

Nim dreszcz chorobę poczuje, drży ciałem,

Słowa te wstrzęły mnie drżeniem nieznanem;

Na koniec strach mój na wstyd się przesila,

Który przed dobrym krzepi sługę panem.

Siadłem na barkach szerokich zwierzęcia;

Chciałem rzec: «Trzymaj, weź mnie w swe objęcia!»

Lecz głos nie wyszedł uwięzły w mym łonie.

On, co mię wyrwał z niebezpieczeństw tyla,

Gdym siadł, w ramiona tulił mnie jak dziecię

I mówił: «Teraz ruszaj, Geryjonie!

Tylko pamiętaj, że nie cienie duchów,

Lecz nowy ciężar niesiesz na twym grzbiecie;

Szerokim łukiem spuszczaj się do ziemi».

Jak łódź od brzegu ruchy leniwemi

Zrazu się sunął; a potem, a potem,

Kiedy już poczuł swobodę swych ruchów,

Podniósł się w górę i zwinnym obrotem

Ogon ku piersi przerzucił nad nami,

Rozciągnął ogon, jak węgorz nim miotał,

W powietrzu dwiema wiosłując łapami.

Czy ode mnie Faeton, nie uwierzę,

Czuł większą trwogę, gdy rydwan zdruzgotał

I lejc upuścił pod sferą słoneczną,

Tor swój nieszczęsny znacząc drogą mleczną,

Lub Ikar widząc topniejące pierze,

Gdy ojciec krzyczał: «Słoneczna pożoga

Spali ci skrzydła, zuchwała to droga!»

Jakaż w tej chwili była moja trwoga,

Gdy wszystkie z oczu straciwszy przedmioty

Widziałem tylko powietrze i zwierze!

Ptak-zwierzę płynąc powoli, powoli,

Na przemian skręcał, to zniżał swe loty,

Ledwo odgadłem, co się działo ze mną,

Z wiatru, co dął mi w twarz mą i pode mną.

Otchłań na prawo, podsłuchałem potem,

Grzmiała pod nami potężnym łoskotem;

Na tak straszliwy łoskot mimo woli

Z trwogą spuściłem w dół oczy i głowę:

Wtenczas ta otchłań prawie o połowę

Zwiększyła we mnie grozę przerażenia,

Widziałem ognie, słyszałem jęczenia

I cały drżący w sobie się zebrałem.

Czegom nie widział, w tej chwili widziałem,

Że się spuszczamy między wielkie męki,

Słysząc zbliżone szlochanie i jęki.

Sokół gdy długo na skrzydłach się waży,

A sokolniczy stojący na straży

Nie widząc długo ptaka i zdobyczy:

«Sam tu sokole!» niecierpliwie krzyczy;

Z chmur, gdzie daremnie setne kreślił koła,

Spuszcza się skrzydło znużone sokoła

I ptak, bo wre w nim żółć gniewem zagrzana,

Spada z daleka od swojego pana: —

Tak nas Geryjon wysadził na skałę

Sterczącą na dnie głębokiego jaru

I pierzchnął, zbywszy naszego ciężaru,

Jak widzim z łuku pierzchającą strzałę.


Spis Treści: "Boska Komedia"

Pobierz: "Boska Komedia"

Źródło: http://wolnelektury.pl

Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія.

Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.


W górę

Poleć tę stronę znajomemu!

Przeczytaj teraz: