|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Krąg VII. Koło 3. Bluźniercy, lichwiarze, sodomici. Piasek rozpalony. Kapaneus. Starzec kreteński. Trzecia rzeka piekielna. Miłość rodzinnej skłoniła mnie strony, Zebrać i oddać rozmiecione liście Temu, co chrypiał jękiem wysilony. I stamtąd nasze zwróciliśmy iście Pod trzeci obwód, punkt, gdzie się odkrywa Sprawiedliwości bożej moc straszliwa. Chcąc wiernie rzeczy opowiedzieć nowe, Weszliśmy, mówię, na błonia stepowe, Bez żadnych roślin, puste i jałowe. Step ten opasan bolejącym lasem, Jak ten las, fosy grodzi się opasem. Tam krok wstrzymałem; jak martwego morza Powierzchnia piasku martwa i spalona; Po takim stopa deptała Katona. Jakże powinnaś być, o zemsto boża, Przerażająca dla tego, kto czyta To, co mojemu objawia się oku! Widziałem trzodę nagich dusz w natłoku, A wszystkie płaczą, lamenty zawodzą. Snadź według sądu kaźń ich rozmaita: Jedni wznak leżą, drudzy jak nić zwita W kłąb się zwinęli członkami wszystkiemi, Inni po stepie nieustannie chodzą. Ci najliczniejsi; leżących na ziemi Było niewielu, ale przez ich wargi Największe żale jęczały i skargi. Szeroką kiścią dżdżył żar na pustkowie, Jak śnieg bez wiatru w alpejskim parowie. Jak Aleksander pod indyjskie słońce Prowadząc lud swój, widział spadające Ognie na wojsko w piasku niegasnące, Po całym wojsku rozkazał z baczeniem Deptać nogami iskrę, gdy upadnie, Bo jedna iskra da się zgasić snadnie; Tak spadał ogień wieczny, a płomieniem Zapalał piasek jak proch pod krzemieniem. Płomienia piasek w lot chwytał się suchy, Dręczyć boleścią podwojoną duchy; Ich nieszczęśliwe w ciągłym ruchu ręce I w nieustannym jak wachlarz powiewie, Do ich ciał lgnące strząsały zarzewie. «Mistrzu,» mówiłem, «coś wszystkie przeszkody Usunął, prócz tej, jaką potępieńce Stawili hardo w progu Disa bramy: Kto ten cień, powiedz, olbrzymiej urody, Co leżąc w piasku tak dziko spoziera, Zda się, że jemu ogień nie doskwiera? Czy hardy własnej urąga się męce?» A cień spostrzegłszy, że o nim rozmowa Toczy się z mistrzem, zakrzyknął w te słowa: «Jak byłem żywy, jam zmarły ten samy! Gdyby sam Jowisz, gdy gniew go zapala, Choć raz zmordował swojego kowala, Co jemu ukuł strzałę piorunową, Pod której ostrzem jam legł na skonanie; Gdyby był czarnych robotników Etny Wszystkich zmordował, stojąc nad ich głową, Krzycząc: »Dopomóż mi, dobry Wulkanie!« Wprzód nim pod Flegrą zdobył triumf świetny; I gdyby wszystkie we mnie utkwił strzały, Jeszcze z swej zemsty nie miałby dość chwały». A mistrz doń mówił z gniewem i zapałem, Tak mówiącego nigdy nie słyszałem: «Kapaneusie! Czyliż twojej dumie Twa kara granic położyć nie umie? Żadna nie może równać się męczarnia Z taką wściekłością, jaka cię ogarnia». A potem do mnie twarzą obrócony, Słodkimi usty przemówił najczulej: «On był z tych siedmiu szturmujących króli Stubramne Teby; pychą zaślepiony, Pogardził Bogiem, tak wieść o nim głosi, I wątpię teraz, czy go o co prosi. Lecz męka dumy, jak mówiłem jemu, Bodaj największą karą jest dumnemu. Idź za mną, tylko strzeż się, abyś czasem Gorącym piaskiem nie obraził nogi, Przeto ostrożnie idź tuż poza lasem». Milcząc, przyszliśmy, ja i wódz mój drogi, Nad brzeg krynicy, co z lasu wynika; Rażąca tego czerwoność strumyka Jeszcze mi dzisiaj włos na głowie jeży. A jak przejrzysty strumień z Bulikamy, Którym tak rade grzesznice się dzielą, Znęcone jego chłodzącą kąpielą, Tak dnem piaszczystym ta krynica bieży. Oba jej brzegi wysłane granitem, Trzeba, myślałem, iść wzdłuż jej korytem. «Wśród mnóstwa rzeczy, co ci, mój kochany, Już pokazałem po wyjściu z tej bramy, Której nikomu próg niezakazany, Jeszcześ nie widział tak ciekawej pono. Patrz, wody w siebie wszystkie ognie chłoną!» Mistrz mój tak mówił; więc prosiłem jego, Aby mi podał pokarm, do którego Sam wpierw podrażnił chęć mą wygłodzoną. «Pośrodku morza jest kraj lądu pusty, Na imię Kreta,» rzekł mistrz złotousty, «A miał on króla, pod którego rządem Świat nasz był czysty; nad morzem i lądem Podnosi garb swój góra, Idą zwana, Niegdyś gajami, wodą szachowana, A dzisiaj pusta, jak każda rzecz stara! Tam Rea syna powiła w połogu; Chcąc go skryć lepiej, gdy płakało dziecię, Płacz wrzawą surmy głuszyła i rogu. Wśród góry stoi starzec jak jej mara, Plecami stoi on ku Damijecie, Wzrok utkwił w Romę jak w swoje zwierciadła, Głowę ma złotą, barki, pierś ze srebra, A z miedzi członki, począwszy od żebra, Aż gdzie się biodro na widły rozpadło; Niżej do pięty, jakby z jednej szyny, Kształty tworzyły spławione żelazo, Prócz prawej nogi, ta z palonej gliny, Dlatego więcej opiera się na niej. Prócz złota, kruszce bruzdowane skazą, Kropleją łzami, te, gdy nad brzeg wzbiorą, Przez grotę płyną w głąb do tej otchłani: I z łez tych rzeka tworzy się osobna, Jako Acheron i Styks z Flegetonem; Potem korytem zstępują zwężonem W punkt, skąd już niżej zstąpić niepodobna, Tam tworzą Kocyt; ujrzysz to jezioro, Dlatego o nim nie śpieszę tu z mową». Rzekłem: «Gdy płynie ta krynica krwawa Z naszego świata, dlaczego na skraju Już jest widzialną tylko tego gaju?» A on: «Ta otchłań, wiesz, jest okrągława; Choć długą drogą twe stopy znużone Zstępują ciągle w głąb na lewą stronę, Jeszcześ nie obszedł jej całego koła. Snadź krąg jej tobie zda się rzeczą nową, Jednak sam przyznasz, że jako poetę, On cię zadziwiać nie powinien zgoła». Jeszcze ja: «Gdzie jest Flegeton i Lete? O jednej milczysz, o drugim, mój wieszczu, Powiadasz, że on powstaje z łez deszczu». «Z radością,» mówił, «słyszę niepowszednią Te dwa pytania powiązane społem; Jednakże wrzenie tej wody czerwonej Mogłoby z dwóch ci rozwiązać choć jedno. Zobaczysz Letę, lecz poza tym kołem, Tam, gdzie się czyścić idzie duch skażony, Kiedy przez skruchę ma grzech przebaczony». A potem mówił: «Czas odejść od lasa, Brzegiem tej wody idź za mną pomału! Tu mniej duszącym jest oddech upału, Tutaj żar każdy, nim spadnie, zagasa».
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|