|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Anioł. Krąg VI. Ateusze i kacerze. Wódz mój, gdy wracał od bramy piekielnej, Spostrzegłszy twarz mą bladości śmiertelnej, Skrył własną bladość w głębi swego ducha I stanął w kroku, jak człowiek, gdy słucha, Bo wzrok nie sięgał dalekich widoków W powietrzu czarnym od dymu obłoków. «Zwycięstwo przy nas w tej walce być może,» Tak począł mówić, «gdy nie — On pomoże… Ach! tu na niego jak mi czekać długo!» Gdym zauważał, jak swych myśli wątek Mistrz plącząc, pierwszą myśl maskował drugą, Jak sprzeczny słów był koniec a początek; Strwożony byłem tą uciętą mową, Rojąc myśl gorszą niż mogło mieć słowo, I zapytałem: «Czy kiedy duch jaki Na dno tej smutnej konchy szedł w te szlaki, Z pierwszego kręgu, gdzie zeszłym ze świata Jedyną karą jest nadziei strata?» A on: «Tą drogą chodził arcyrzadki Duch, tej mieszkaniec, gdzie ja mieszkam, klatki. Zaiste niegdyś zwiedziłem te strony, Dzikiej Erychty zaklęciem zmuszony, Co zmarłych dusze do ich ciał wzywała: Duch mój zaledwo rozebrał się z ciała, Rzekła mi: «Zejdź tu!» czarodziejka nasza: «Wydobyć jeden cień z kręgu Judasza». Krąg ten najniższy i najwięcej ciemny, Najdalszy nieba, co wszystko otacza. Bądź więc spokojnym, znam ten szlak podziemny. Bagno dyszące zgnilizną wyziewu Wokoło grodzi to miasto boleści, Gdzie odtąd wstąpić nie możem bez gniewu». I mówił jeszcze rzeczy różnej treści, Które zwietrzały z pamięci słuchacza. Bo cały byłem duszą i spojrzeniem Na szczycie wieży świecącej płomieniem. Tam trzy piekielne widziałem Furyje, Stały przy ogniu; z niewiasty postawą, Z hyder zielonych okolone pasem, A zamiast włosów drobne węże, żmije Na szpetne czoła spadały i szyje. On, który poznał znajome służebne Królowej piekieł: «Patrz», mówił, «to ona, Stoi na lewo Megera, na prawo Stoi Alekto, w środku Tyzyfona». To rzekłszy, zamilkł. Furyje tymczasem Tłukły swe piersi, wszystkie ciała części Krwawiły znakiem paznokcia lub pięści. Krzyk ich tak straszny bił w gwiazdy podniebne, Żem do poety tulił się jak dziecko, Podejrzewając ich wściekłość zdradziecką. «Sam tu, Meduzo! a przemień go w kamień!» Krzyknęła pierwsza; w kolej «Zamień, zamień!» Krzyczały wszystkie, patrząc na dół z wieży: «My niepomszczone, zemścić się należy Za tak zuchwałe zejście Tezeusza!» A mistrz tak mówił: «Ten widok zbyt wzrusza! Przymknij twe oczy i stój odwrócony; Gdybyś tu spojrzał twarzą w twarz Gorgony. Na świat słoneczny już byś stąd nie wrócił». I sam do wieży mnie tyłem obrócił; Wątpiąc, czy dobrze me dłonie zasłonią. Jeszcze mi oczy zasłonił swą dłonią. O wy! co macie zmysł pojęcia zdrowy, Chciejcie naukę odkryć utajoną W tych dziwnych wierszach pod słowa zasłoną. Trzęsąc aż do dna cały nurt styksowy, Po mętnych wodach szumiał huk daleki, Obu brzegami potrząsając rzeki. Tak burza huczy w czasie niepogodnym, Kiedy wiatr dysząc tchem ciepłym, to chłodnym, Szturmuje lasy; jak lniane paździerze Łamie gałęzie, rwąc kwiaty i trawy, Toczy się z pychą po kłębach kurzawy, A z pól pierzchają trzody i pasterze. Mistrz dłoń z mych oczu zdjął i rzekł: «Patrz w stronę, Gdzie najzjadliwszy dym jak czad błękitny, Bucha ze środka pleśni starożytnej». Jak żaby wodnym wężem wystraszone, Płyną samopas przez wodne powierzchnie, Aż gdzieś pod wodę każda w bagno pierzchnie; Tak potępieńców gromada ladaco, Przed kimś, widziałem, uciekała z trwogą, Który przechodził przez Styks suchą nogą. On z twarzy swojej dym ręką odtrąca, Zda się, tą jedną mordował się pracą; Poznałem zaraz niebieskiego gońca, Zwróciłem oczy w świętym przerażeniu Do mistrza; chęć swą mistrz znakiem odsłonił, Bym stał spokojnie i przed nim się skłonił. Ileż ten anioł miał wzgardy w spojrzeniu! Poszedł pode drzwi, laską trącił w bramę, Drzwi bez oporu rozwarły się same. «Strącone duchy i obrzydłe Bogu!» Do przelęknionych zawołał na progu, «Jak wasza hardość dojrzała z cierpieniem! Daremnie ona z tą wolą się spiera, Co nigdy swego nie chybiała celu, Co was karała w boleściach tak wielu! Daremna wasza walka z przeznaczeniem. Wspomnijcie swego przygodę Cerbera, Co z pyska, z szyi obdarty ze szczeci, Wpół wyleniały jeszcze skórą świeci». I szedł na powrót po bagnie styksowym, Słowa nam nie rzekł ani rzucił okiem, Innym zajęty myśleniem głębokiem. My ośmieleni świętym jego słowem Zwracamy stopy nasze w gród Plutona, Brama na ścieżaj stała otworzona. Pragnąc utworzyć sąd z miejsc tych przeklętych O losie duchów w tej twierdzy zamkniętych, Ledwo tam wszedłem, źrenicą ciekawą Wodziłem wkoło, na lewo, na prawo I tylko wielkie wkrąg widziałem pole, Gdzie rosły same męczeństwa i bole. Jako przy Ronie, pod Arią, przy Pola, Kędy Kwarnero wodami okola Od ziem niemieckich italskie wybrzeża, Tysiące mogił płaszczyznę najeża: Tak tam sterczały groby i mogiły, A grób od grobu płomienie dzieliły; Żelazo w ogniu nie świeci czerwieniej, Jak tam świeciły groby wśród płomieni. Grobów i trumien podniesione wieka, Z nich jęk na zewnątrz pobrzmiewał z daleka, W przeciągłych, to w pół urwanych westchnieniach. A ja: «Mów, mistrzu, jacy w tych sklepieniach Leżą grzesznicy, którzy pokój w grobie Jękiem, westchnieniem kłócą sami sobie?». A mistrz mi na to: «To groby kacerzy I tych, co udział w sektach wszelkich biorą: Tutaj podobny przy podobnym leży, A groby słabiej albo mocniej gorą». I szliśmy w prawo, pomiędzy ścianami Wysokich murów i męczennikami.
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|