|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Krąg I. Niechrzczeni. Bohaterowie, poeci, filozofowie pogańscy. Huk tak potężny sen mi spłoszył z powiek, Chwiałem się cały z wrażeniem niemiłem, Jak nagle ze snu przebudzony człowiek. Wstałem i we śnie wypoczętym okiem Wodziłem wkoło, badając, gdzie byłem. Byłem nad brzegiem otchłani boleści, Z której bez końca zgiełk zmieszanej treści Huczał jękami, westchnieniem głębokiem, Jako huk grzmotów daleki i długi. Spojrzałem w otchłań: mglista i głęboka, Straszliwie ciemna jak ślepota oka. «Wstąpmy w świat ciemny», przewodnik mój blady Rzekł do mnie: «Wstąpmy, ja pierwszy, ty drugi». A ja spostrzegłszy jego twarz zmienioną, Mówiłem: «Mistrzu! Głowo do porady, Pocieszycielu, ty, moja obrono, Gdy ty się boisz, kto się iść odważy?». A on: «Otchłani męczarnie i bole, Jęk nieszczęśliwych, co tam jęczą w dole, Litością w mojej malują się twarzy, A którą w błędzie ty bierzesz za trwogę; Idźmy, bo mamy jeszcze długą drogę». I mnie wprowadził, a sam naprzód kroczył, W krąg pierwszy, który tę otchłań otoczył. Tam, ilem słyszał, ile pomnieć mogę, Nie były skargi, lecz tylko westchnienia, Od których wieczne powietrze wciąż drżało: Był to głos jakiś smutku bez cierpienia, Głos mnóstwa mężów i niewiast, i dzieci. Mistrz dobry mówił: «Czemu mnie nie pytasz, Co są za duchy, które okiem witasz? Chcę, żebyś wiedział, nim pójdziemy dalej. Grzech i występek tych duchów nie szpeci, Ale na cnotach choć im nie zbywało, Chrzest cnót nie święcił, ta brama twej wiary! A chociaż przyszli na ziemię przed chrzestem. Oni, jak trzeba, Boga nie kochali. Z liczby tych duchów oto ja sam jestem! Za to nieszczęście, nie za grzech, z kolei Spadła kaźń na nas, a treścią tej kary, Że pożądamy wiecznie bez nadziei». Słysząc to, boleść uczułem tajemną, Bom poznał wielu obecnych przede mną, Co byli ludźmi wznioślejszego rzędu, Dziś w sieni piekieł jakby w zawieszeniu. «Mów», zawołałem: «Mistrzu mój i panie! Abyś mnie w moim umocnił wierzeniu, Które zwycięża moc wszelkiego błędu: Czy nikt z tych duchów o własnej zasłudze Lub za przyczyną przez zasługi cudze Nie wstąpił kiedy w niebios pomieszkanie?» On, który pojął skrytą myśl tej mowy, Tak odpowiedział: «Byłem tu gość nowy, Kiedy widziałem, jak wszedł Pan nad pany, Znakiem zwycięstwa ukoronowany! On stąd cień wyrwał naszego praojca I Abla, jego syna, i Noego, Mojżesza, sługę zakonu bożego; Abraham, Dawid, Izrael, Rachela Z potomstwem swoim, w triumfie wesela Wstąpili za nim do chwały ogrojca! Wiedz, że przed nimi w tę otchłań z wtrąconych Zgoła dusz ludzkich nie było zbawionych». Tak idąc, rzucał mi słowo po słowie, A szliśmy lasem, lasem duchów, mówię. Jeszcze byliśmy przy otchłani blisko, Gdy zmrok tłumiące ujrzałem ognisko, A idąc dalej, przy blasku płomienia Spostrzegłem duchy szlachetne z wejrzenia. «O ty, wszech nauk i sztuki zaszczycie! Mów, kto są oni i jaka to chwała Od drugich miejsce osobne im dała?» A on mi na to: «Gdzie ty pędzisz życie, Tam o nich dobra sława pozostała; Przez wzgląd na blask jej, jakim ich otacza, Łaska ich nieba od drugich odznacza». Wtem: «Oto jego cień!» głos mnie doleci, «Wraca, uczcijcie poetę, poeci!» Na ten głos zamilkł, a od światła strony, Wprost do nas cztery szły cienie olbrzymie, Twarz ich ni smutna była, ni wesoła; «Patrz no na tego», mistrz na mnie zawoła, «Co z mieczem w ręku idący na przedzie, Drugich za sobą niby król ich wiedzie. To Homer, wieszczów książę urodzony! Za nim Horacy, Owidyjusz trzeci, Ostatni Lukan; każdy z nich na imię Jak ja zasłużył, które niegdyś brzmiało. Patrz, cześć mi niosą: to i dla nich chwałą». I tak się zeszła księcia piękna szkoła, Który nad nimi lot pieśni wysokiej Jeden jak orzeł wznosił pod obłoki. Zwróciwszy twarze po chwili rozmowy, Mnie pozdrowili pochyleniem głowy; Mistrz się uśmiechnął na mój zaszczyt nowy. Jeszcze doznałem większego honoru, Bo mnie przyjęli do swojego koła I byłem szósty z genijuszów chóru. Tak do ogniska szliśmy gronem całem. Mówiąc o rzeczach niejednych z zapałem, O których milczeć tak pięknie w tej chwili, Jak było pięknie mówić, gdzieśmy byli. Stał świetny zamek z darniowym tarasem, Mur siedmiorakim otoczył go pasem, Strumień okrążał falami bystremi, Przeszliśmy po nim jak po twardej ziemi: I przez bram siedem, i z siedmiu mędrcami Wszedłem na łąkę usłaną kwiatami. Tam inne cienie snuły się przed nami, Poważne, z wzrokiem stałym i pogodnym, Twarze myślące, spokojne ich ruchy, Mówiły rzadko i głosem łagodnym. I na tej łące zeszliśmy na stronę, W miejsce otwarte, trochę podniesione, Skąd mogłem widzieć wszystkie piękne duchy. Na trawach świeżej i wonnej zieleni Stoją i siedzą mężowie wsławieni; Drżałem z radości, dumny ich widzeniem! Wkoło Elektry mnóstwo mężów stoi: Hektor, Eneasz, bohatery Troi, I Cezar zbrojny sokolim spojrzeniem. Widziałem z drugiej strony od pagórka, Pentezyleę i króla Latyna, Przy nim Lawinia siedzi, jego córka. Widziałem Bruta, pogromcę Tarkwina, Lukrecję, Julię, chlubę płci niewieściej; Jeden Saladyn siedział na uboczy. Potem widziałem, podniósłszy me oczy, Mistrza uczonych z powagą na czole. Siedział w rodzinnym filozofów kole, Powszechnej hołdem otoczony cześci. Sokrates, Platon, poważni z wejrzenia, Najbliższe przy nim zajęli siedzenia. To liczne grono Demokryt pomnożył, Podług którego świat przypadek stworzył. Tales, Empedokl, Heraklit z Zenonem, Siedzieli głębiej w tym kole uczonem: Tam był Orfeusz i Dijoskoryda, Cyceron, Liwiusz, badacze człowieka, I moralista znajomy, Seneka. Tam geometrę widziałem Euklida, Ptolomeusza i Awicenesa, I Hipokrata, i Aweroesa, Który napisał komentarz nie lada. Wszystkich nie zliczę, bo wielkość przedmiotu Od nich myśl moją porywa do lotu, A słowa zdążyć za myślą nie mogą. Wkrótce o dwóch nas zmniejszyła gromada: Inną mnie powiódł mój przewodnik drogą Z ciszy powietrza w kraj burz i zamieci I idziem, idziem, kędy nic nie świeci.
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|