|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Krąg VII. Wieczór. Poeci prowansalscy. Jeden za drugim gdy szliśmy w krąg skały, Mistrz dobry mówił często na pół z trwogą: «Strzeż się, ostrożnym bądź moją przestrogą». Słońce padało mi na prawe ramię, Opromieniony słońcem zachód cały Błękit swój zmienił w jeden obłok biały. Tłum dusz idących widząc, że się łamie Od mego cienia blask więcej czerwony, Na to zjawisko poglądał zdziwiony. I o mnie z tego powodu mówiły. W kolej duch ducha pytał na przemianę: «Ten cień ma, zda się, ciało nieudane?» Sprawdziwszy domysł, do mnie się zbliżyły, Strzegąc się jednak, by nie zejść tak w stronę, Gdzie by nie mogły być ogniem palone. «O ty za dwoma idący na końcu, Nie przez lenistwo, może przez pokorę, Mów, bo pragnieniem i ogniem ja gorę. Twych słów pragniemy całą naszą trzodą, Arab nie tęskni tak za chłodną wodą. Mów, jak twym ciałem robisz mur ku słońcu, Że promień jego skroś ciebie nie wierci, Jak gdybyś jeszcze nie wstąpił w sieć śmierci?» Jeden duch do mnie tak przemówić raczył. Ja bym się przed nim jasno wytłumaczył, Gdyby mię nowy przedmiot nie zahaczył. Środkiem zajętej drogi przez płomienie Szły drugie, pierwsze wymijając, cienie, Co mię wtrąciło w podziw i zwątpienie. I ci, i owi gdy się spotykali, Przechodząc mimo wzajem się ściskali, Uweseleni z krótkiego uścisku. Tak mrówek czarne roty na mrowisku Gdy się spotkają, stykając nos z nosem, Snadź sobie wzajem zadają pytania, O swoich łupach, drogach między wrzosem. Cienie te kończąc czułe powitania, Każdy nim odszedł i biegł, ile zdołał, Każdy na przemian wniebogłosy wołał: Jeden: «Sodoma, Gomora!» wykrzyka, A drugi woła: «Pazyfae w skórę Wstąpiła ciołki i jak bydlę gore Lubieżną żądzą, drażniąc upał byka. A jak lecące naprzeciw żurawie, Jedne w kraj piasków, drugie w góry lodu, Jedne z bojaźni słońca, drugie chłodu, Mijają siebie w nadpowietrznej wrzawie; Podobnie w ogniu obie duchów trzody, Szły, odchodziły ciągłymi przechody, A każda płacząc, swoją piosnkę śpiewa Znów pierwsze duchy słuchać mię gotowe, Podeszły do mnie zawiązać rozmowę. Widząc, jak pragną słów moich napoju, Mówiłem: «Duchy, z których się spodziewa Każdy dojść kiedyś do źródła pokoju, Ani zielone, ni jeszcze przejrzałe, Jako widzicie, członki moje całe Tu noszę z sobą, z krwią i kością całą. Idę tam wyżej, by przestać być ślepym; Tam czeka na mnie łaskawa niewiasta, Łaską jej idę do bożego miasta. Oto dlatego w świecie waszym śmiało Wlokę na sobie to śmiertelne ciało. Największą z żądz swych ukójcie w radości, Oby was niebo pod swym wielkim sklepem, Bez dna i brzegów, a pełne miłości, Raczyło przyjąć za swych wiecznych gości! Lecz mi powiedzcie sami, kto jesteście, I ci, co idą za wami w płomieniu, Bym was mógł jeszcze spisać po imieniu». Góral raz pierwszy będąc w wielkim mieście, Błądzi jak zwierzę wypłoszone z boru; Nie tak się wielkim zdziwieniem zapala Na widok miasta dziki wzrok górala, Jako te duchy, sądząc z ich pozoru. Lecz kiedy z trwogi ochłonęły swojej, Która się szybko w wyższych sercach koi, Tak odpowiedział znajomy głos cienia: «Błogo ci, jeśli na korzyść sumienia Przychodzisz do nas szukać doświadczenia. Duchy, co przeszły w naglonym pośpiechu, Czyszczą w tym ogniu skazę tego grzechu, Za który Cezar szydną Gallów mową Wśród swych tryumfów zwany był: *Królową*. Krzycząc: »Sodoma!« czerwienią swe lica, A ich wstyd siłę płomienia podsyca. Nasz grzech podwójny był przeciw naturze; Lecz żeśmy wstydu potargawszy pęta, Szli za krewkością żądzy jak zwierzęta, Na hańbę naszą, kiedy się tu znidą Nasze dwie trzody, tej imię wzywamy, Co się bydlęciem stała w jego skórze. Wiesz, jakie czyścim tu brudy i plamy; Jeżeli nasze nazwiska chcesz wiedzieć, Ja nie mam czasu, nie mogę powiedzieć. Imię zaś moje Gwinicelli Gwido, A tu się czyszczę, bom w żalu i skrusze U kresu życia oddał Bogu duszę». Gdy sam się Gwido nazwał po imieniu, Mój wzór i lepszych ode mnie poetów, Miłosnych pieśni i dźwięcznych sonetów, Nie słysząc, milcząc, szedłem w zamyśleniu, Patrząc na niego; lecz że stał w płomieniu, Płomień buchając coraz to goręcej, Ostrzegł, ażebym nie zbliżał się więcej. Gdym się napatrzył, tak patrząc nań długo, «Odpłacę» rzekłem «moją ci posługą», Z zaklęciem, jakie obudza w nas wiarę I w oświadczeniu drugich, i w ofiarę. On rzekł: «Głęboko wryły się twe słowa W mą duszę, nawet nie zmaże ich Lete: Lecz jeśli prawda rządzi twym mówieniem, Mów, za co zdradzasz słowem i spojrzeniem, Żeś na byłego tak łaskaw poetę?» A ja: «Dopóki trwa współczesna mowa, Pamięć w niej słodycz twych rymów przechowa». — «Patrz,» mówił «ten cień z postaci surowy» (Tu wskazał palcem idącego ducha) «Lepszym był swojej mowy robotnikiem. Pisząc rymowym i prozy językiem, Prześcignął wielu: rój głupców zaczyna Wynosić nadeń imię Simmussyna; Pozwól im bajać, wiatr im ten lub owy, Hałas, nie prawda, zawraca im głowy, Sąd ich rozumu i sztuki nie słucha. Z podobną wrzawą Guitona dawniej Wznosili w niebo ci krytycy sławni, Aż w końcu zdrowszym sądem czytelników Prawda zgłuszyła chwalców i krytyków. Teraz jeżeli masz przywilej z nieba, Z którym ci wolno stanąć przed klasztorem, Gdzie jest sam Chrystus zakonu przeorem, Zmów tam: *Ojcze nasz!* tyle tylko trzeba Dla mnie w tym świecie, gdzie pokutą śpieszym Gładzić grzech przeszły, a więcej nie grzeszym». Duch potem miejsca chcąc ustąpić może Drugiemu, który za nim szedł w pokorze, Zniknął w płomieniu, gdzie? oczy nie zgadną, Jak ryba w wodzie, kiedy idzie na dno. Widząc cień palcem wskazany, do cienia Podszedłem mówiąc: «Dla twego imienia Znajdziesz w mym sercu miejsce honorowe». A cień uprzejmie tak zaczął przemowę: «Tak się mi twoja cała osoba, I twe pytanie grzeczne podoba, Że kryć się nie chcę, milczeć nie mogę. Arnold me imię, wciąż po kolei Płacząc, to nucąc, idę w swą drogę: Patrząc w mą przeszłość łzą się zalewam; Gdy spojrzę w przyszłość okiem nadziei, Idąc co spieszniej, wesoło śpiewam. Ty, co dla wiecznych ducha korzyści, Idziesz, nie czując chłodu, gorąca, Tam, gdzie cię wzywa Moc wszechmogąca, Wspomnij, że moja dusza cierpiąca». Tak rzekł i zniknął w ogniu, co ich czyści.
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|