Chrześcijańska biblioteka. Boska Komedia. Czyściec: Pieśń XXI. Chrześcijaństwo, katolicyzm, ortodoksja, protestantyzm. Boska Komedia.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Czyściec: Pieśń XXI
   

Spis Treści: "Boska Komedia"


Krąg V. Dlaczego góra się zatrzęsła. Stacjusz.

Pragnienie, co się nigdy nie ugasza,

Chyba tą wodą, o którą stroskana

Samarytanka błagała u Pana,

Bodło mię; ledwo krok sunąłem nogą.

Politowaniem wzruszał obraz żywy

Za grzechy nasze zemsty sprawiedliwej.

I oto, pióro co pisze Łukasza,

Jak niespodzianie dwom idącym drogą

Jawił się Chrystus z grobu zmartwychwstały,

Cień się pokazał i szedł poza nami.

Patrząc na stopy leżących wzdłuż skały;

Niepostrzeżony, nim tymi słowami

Przemówił: «Bracia moi, pokój z wami!»

Nagleśmy oczy za się obrócili,

Gestem go wzajem pozdrowił Wirgili,

I mówił: «Witaj pozdrowieniem twojem,

Obyś w królestwo prawdy wszedł z pokojem,

Co mnie na wieczne wygnanie skazało».

«Jak to?» duch mówił, «Cóż wasz pośpiech znaczy,

Gdy was tam wyżej Bóg przyjąć nie raczy.

Kto was prowadził tak wysoką skałą?»

A mój mistrz: «Znaków gdy ujrzysz niemało,

Jakimi Anioł znaczył go na czole,

Przyznasz mu prawo być w wybranych kole,

Że przed nim niebios rozemknie się brama.

Lecz gdy mu życia nić niedoprzędzioną

Prządka nie zwiła jeszcze na wrzeciono,

Więc jego dusza, wspólna siostra nasza,

Wejść by nie mogła tak wysoko sama,

Bo jej piór lot nasz jeszcze nie podnasza.

Przeto wyszedłem z piekielnej otchłani,

Za wyższą wolą wskazywać mu drogę.

I wskażę, ile znam i znać ją mogę.

Lecz, proszę, powiedz, dlaczego w tej chwili

Trzęsła się góra i dlaczego na niej,

Z wierzchu do stóp jej, które płucze morze,

Krzyknęły duchy w jednym wielkim chorze».

To mówiąc, spotkał jak w igle Wirgili

Ucho mej żądzy; czułem, jak koleją

Głód mi pragnienia łagodził nadzieją.

Duch rzekł: «Ta góra od świata początku

Rządzi się prawem wiecznego porządku,

Wolna od wszelkich zaburzeń natury.

Hałasu tego powód był jedyny,

Że duszę niebo przyjęło z tej góry.

Tu nie ma żadnej przygodnej przyczyny.

Deszczowe, śnieżne i gradowe chmury,

Szrony, co rosę na powietrzu mrożą,

Za trzystopniowym progiem się nie tworzą.

Tu chmur nie widzim, błyskawic i tęczy,

Co zmienia u was barwę swych obręczy,

Tu suchy wyziew za próg nie przenika

Zajęty stopą bożego klucznika.

Być może, niżej zrąb tej góry świętej

Mniej więcej wstrząsa przyczyna podziemna;

Czemu jej wyżyn wiatr w ziemi zamknięty

Nie zachwiał nigdy, to zagadka ciemna.

Góra ta drżeniem wtenczas się porusza,

Gdy oczyszczona ze zmaz wstaje dusza

I wzlata wyżej, głośno, potem ciszej,

Jej wniebowzięciu ten krzyk towarzyszy.

Wola jest tylko próbą oczyszczenia,

Dusza gdy siebie ze swych zmaz wyzwoli,

Wola ją bodzie, że swój pobyt zmienia;

Tak duch używa sprawiedliwej woli.

Duch rad by zbliżyć chwilę wyzwolenia,

Lecz żądza skruchy na to nie przyzwoli;

Bo sprawiedliwość, jaką się tu rządzą,

Chce po grzeszniku, aby z równą żądzą,

Jak lgnął do grzechu, tęsknił do pokuty.

Ja, com lat pięćset i więcej przykuty

W mękach przeleżał, gdyście tu wkroczyli,

Oto, zaiste, poczułem w tej chwili

Tę wolną wolę lepszego pobytu.

Dlategoś słyszał od góry tej szczytu

Do jej podnóża takie drżenie skały,

Krzyk, z jakim duchy cześć Panu śpiewały,

Aby je prędzej wziął do swojej chwały».

Tak mówił: a jak milsze ochłodzenie

Czujem w napoju, im większe pragnienie,

Czułem, to mówiąc, jak rzeźwił me chcenie.

A wódz mój: «Widzę was łowiące sieci,

Jak z nich wyzwala siebie, kto w nie wleci;

Widzę, dlaczego drży ta góra święta

I przez co wasza radość jest poczęta.

Lecz mów, kim byłeś? Na tej skały bryle

Dlaczego wieków przeleżałeś tyle?»

— «Gdy dobry Tytus był z nieba wybrany,

By w Jeruzalem wśród dymiących zgliszczy,

Krwi przez Judasza zemścił się przelanej,»

Duch odpowiedział «żyłem w one lata,

Świecąc tytułem, który wobec świata

I trwa najdłużej, i najwięcej błyszczy.

Kiedym się wstawił słodkimi pieśniami,

Mnie, Tolozana, spotkał tryumf w Rzymie,

Tam skronie moje wieńczono laurami:

Lecz promień wiary nie świecił mi jeszcze.

Na ziemi noszę Stacyjusza imię;

Śpiewałem Teby, a potem Achilla,

Lecz wielki przedmiot znużył mię do tyla,

Żem padł w pół drogi pod drugim ciężarem.

Zapał mój spotkał to ognisko wieszcze,

Którego grzał się iskrami i żarem.

O Eneidzie mówię, która długo

Była mi matką poezyi drugą;

Bez niej myśl moja, co z niej pokarm ssała,

I jednej drachmy wagi by nie miała.

Gdybym z Wirgilim żył w spółczesnej porze,

O rok tu jeden, choć wola mi wzbrania,

Rad bym przedłużył czas mego wygnania».

Mistrz na mnie spojrzał ze wzroku wyrazem

Takim, co milcząc, «milcz» mówił zarazem.

Wola choć wiele, lecz nie wszystko może:

Śmiech jak płacz, jeśli go skłonność w nas budzi

Lub doń zewnętrzny przedmiot usposobi,

Woli najszczerszych nie usłucha ludzi.

Jam się uśmiechnął, jak ten, co znak robi:

Cień to postrzegłszy zamilkł w tym momencie

I patrzał bystro oczyma w me oczy,

Gdzie skłonność duszy widna jak w przeźroczy.

I rzekł: «O, gdybyś oczyszczony z grzechu

Spełnił z twym dobrem wielkie przedsięwzięcie!

Lecz za co twarz twą przebiegł błysk uśmiechu?»

Na obie strony chwiałem się jak trzcina,

Ów każe milczeć, ten mówić zaklina,

Westchnąłem, kłopot mój pojął Wirgili.

Mnie pojmujący mówił mistrz tej chwili:

«Mów, odpowiadaj, patrz, on cały w uchu!»

— «Może się dziwisz, starożytny duchu,

Żem się uśmiechnął?» rzekłem «Nie sądź krzywo,

Ciebie zadziwi jeszcze większe dziwo.

Ten, co prowadzi mię do raju progów,

Patrz, oto stoi duch Wirgilijusza;

Od niego twoja uczyła się dusza

Śpiewać potężnie i ludzi, i bogów.

Wierz, mego śmiechu był powód niewinny,

Nie podejrzewaj, powód ten, nie inny;

Wobec mojego wodza twe pochwały

Same z lic moich uśmiech wywołały».

Stacyjusz zgiął się jak trzcina pochwiana,

Chcąc mego mistrza objąć za kolana.

A mistrz: «Stój, bracie, czyn twój jest złudzeniem

Bo i ja jestem takim jak ty cieniem».

A duch powstając: «Tu poznać masz porę,

Jaką miłością ja do ciebie gorę!

Gdy mimo nasze próżności niemałe,

Chciałem uścisnąć cień jak ciało stałe».


Spis Treści: "Boska Komedia"

Pobierz: "Boska Komedia"

Źródło: http://wolnelektury.pl

Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія.

Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.


W górę

Poleć tę stronę znajomemu!

Przeczytaj teraz: