|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Ku kołu II. Obrazy u wyjścia. Anioł zdejmuje z czoła poety pierwsze P. Jak pług ciągnące woły równym ruchem, Nim słodki mistrz mię nie ostrzegł słowami, Krok w krok stąpałem z tym przygiętym duchem. Lecz kiedy rzekł mi: «Rzuć go a idź dalej, Bo tu jest dobrze żaglem i wiosłami Gnać, ile można, swą łódkę po fali». Wyprostowałem całe moje ciało, Jako chcącemu iść prędzej przystało, Choć myśli miałem przygięte w tej chwili: I szliśmy szybko, ja i mistrz Wirgili, Dowodząc oba, jak lekcyśmy byli! W końcu rzekł do mnie: «Spuść na dół twe oczy, A lżej ci będzie wędrować tą drogą, Widząc grunt, jakim twoja stopa kroczy». Jak nad sklepioną kościołów podłogą Dla przedłużenia umarłych pamięci Płaskorzeźbami wyrażają groby Zeszłych ze świata popiersia osoby; Obraz ich w sercach pobożnych żal budzi, Rozpamiętując pamięć zmarłych ludzi, Często nam w oczach, aż łza się zakręci: Tak droga między otchłanią i górą Wzrok mój nęciła niejedną figurą, A każda z stokroć większym życiem kuta I podobieństwem podług sztuki dłuta. Widziałem tego, co piękniej stworzony Od wszystkich stworzeń, które z nim na głowę Spadały z nieba jak skry piorunowe. Tam Bryjareusz leżał z drugiej strony, W pierś Jowiszowym grotem ugodzony; Przytłaczał ziemię swoim skrzepłym ciałem. Wokoło ojca stoją Mars, Pallada, W ich ręku jeszcze broń tryumfu świeci, Patrzą, jak olbrzym na proch się rozpada. U stóp Babelu Nemroda widziałem, Stał, poglądając jako obłąkany Na tłum narodów w Sennarze zebrany. Niobe! wzrok mi zabiegł łzą gorącą, Pośród tej drogi widząc cię płaczącą Między siedmiorgiem twych umarłych dzieci. Saulu! tam własny miecz w twe piersi wbity, Jak na Gilboe; odtąd gór tych szczyty Schną niezwilżane ni rosą, ni deszczem. Arachne! jak tam tyś wyschła i zwiędła! Widziałem ciebie zmienioną w pająka, Smutny po niciach twych się krosien błąka, Któreś, niestety, na swą zgubę sprzędła. Twój, Raboamie, strach mię wstrząsał dreszczem, Gdy tam uciekasz jak zbieg w twym rydwanie, Nim cię lud własny skazał na wygnanie. Rznięta marmuru wyrażała szyba, Jako Alkmeon własną matkę zmusza Przypłacić drogo zgon Amfiarausza; Jako synowie wściekli Sanheriba W świątyni głowę ojcowi ucięli I samotnego trupa odbieżeli; Jak Asyryjczyk, gdzie go popłoch niesie, Pierzchał po zgonie twym, Holofernesie! I Cyrus dłutem był rznięty w marmurze, Od Massagetów zabity królowej; Ta zda się mówi do odciętej głowy: «Tyś krwi łaknęła, we krwi cię zanurzę». Widziałem Troję w gruzach i w popiele: O Ilijonie dumny! jak niewiele Miejscaś tam zajął w płaskorzeźby ramach, W dymie twych gmachów i w skruszonych bramach. Arcymistrz pędzla i dłuta do razu Snadź tam malował i dłutował z głazu Wszystkie postaci tak pełne wyrazu. Żywi jak żywi, zmarli jak umarli, Wszyscy się zdali, gdy ich depcąc nogą Z schylonym czołem szedłem ową drogą. Wy, coście w pysze swe głowy zadarli, Synowie Ewy! nie zniżajcie czoła, Idąc, niech duma, co was tak unasza, Ujrzy na końcu, jak zła droga wasza! Już wkoło góry uszliśmy niemało, I słońce wyżej ponad nami stało, Czego zajęty wzrok nie dostrzegł zgoła: Kiedy idący ciągle wprzód tą skałą Rzekł: «Podnieś głowę, a idź sporszym krokiem, Patrz, oto ku nam idzie anioł gończy, Szósta dnia sługa już swą służbę kończy. Uczcij go całą osobą i wzrokiem, Niech go z pokorą dusza twoja wita, Myśl, że dzień taki więcej nie zaświta». Nie ciemną dla mnie zdała się ta mowa, Korzystaj z czasu, chciał rzec przez te słowa. Biało odziana szła piękna istota, Twarz jej jak gwiazda poranna migota. Anioł otworzył ramiona, a potem Wpół otworzonem powiał skrzydłem złotem, Mówiąc: «Tu chodźcie, oto bliskie schody, Tu oczyszczeni idą jak na gody». Jak odpowiedzieć niewielu jest w stanie Na tak urocze i święte wezwanie! Przecz ludzie wzlatać tam wyżej stworzeni, Spadają lada wiatrem potrąceni? Anioł wprowadził nas w skały wydroże, Przy wejściu skrzydłem uderzył mię w czoło; I przyrzekł podróż lekką i wesołą. Jak na tę górę stopa łatwiej wschodzi, Gdzie święty kościół i krzyż, godło boże, Nad florenckimi panują murami; Bo ściana góry porznięta schodami, W czasach szczęśliwszych, gdy obyczaj stary Szanował wagi, rachunki i miary, Tak się przez schody pochyłość łagodzi Stoczona z kręgu drugiego opoki, Choć ją z obu stron ściska głaz wysoki. Gdyśmy wchodzili w skał ciasne wąwozy, Z uroczych głosów zabrzmiał śpiew w mym uchu: *Błogosławieni są ubodzy w duchu*. O jak te ścieżki różne od piekielnych! Gdy tu wchodzimy wśród pieśni weselnych, Tam pośród jęków i okrzyków zgrozy. Ledwo wstąpiłem na te schody święte, Zda się, że ciało było ze mnie zdjęte, Stokroć lżej po nich szedłem niż płaszczyzną. — «Mistrzu, mów, jaki tu ciężar spadł ze mnie, Że mi tak lekko stąpać i przyjemnie?» On odpowiedział: «Gdy skrzydło anioła Wszystkie P w końcu zetrze z twego czoła, W ślad dobrej woli stopy się poślizną, Nie czując trudu, jaki teraz znoszą, Im wyżej, z większą wstępując rozkoszą». Na wzór rzecz jakąś na głowie niosących, Którą, nie mogąc domyśleć się sami, Podejrzewają z gestów przechodzących; Domysł co prędzej chcąc sprawdzić rękami, Póty szukają, aż nim rąk ich czynność Wypełni wiernie ich oczu powinność; Zaraz do czoła sięgnąłem palcami, I gdy znalazłem mniej jedną literą, Jakimi anioł me czoło naznaczył, Ten, co gest nowy zauważać raczył, Wódz mój radością uśmiechnął się szczerą.
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|