|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" "Ojcze nasz". Malarz. Oderisi i inni. «Ojcze nasz, niebem nieobjęty twojem, Przez miłość, z jakąś ukochał głęboko Pierwsze istoty, co są tam wysoko, Święć się Twe imię przez wszelkie stworzenie, Moc, mądrość Twoja przez ich dziękczynienie: Przyjdź Twe Królestwo, gdy to z swym pokojem Nie znijdzie do nas, nasz duch mdły, o Boże! Sam doń o własnej sile dojść nie może. Jak aniołowie ofiarę Ci w niebie Robią z swej woli, śpiewając Hosannę, Oby tak ludzie robili dla Ciebie! Dziś nam, błagamy, daj powszechną mannę, Bez której na tej pustyni żywota Wstecz idzie, kto się więcej naprzód miota. Jak winy drugich przebaczamy sami, Ty na karb łaski policz nasze długi, Przebacz, a nie patrz na nasze zasługi. Spraw, nasza wola tak ułomna, oby Starego wroga uniknęła proby! Zbaw ją od złego, niech z pokus powstanie. A tę ostatnią modlitwę, o Panie! Nie mówim za nas, tu złe nas nie mami, Lecz za tych, którzy zostali za nami». Modląc się za się i za nas zarazem, Szły duchy, każdy ugięty pod głazem, Podobne temu, co w śnie marząc mniema, Że dźwiga ciężar barkami obiema. A idąc, mdlały z trudu i żałości, W krąg pierwszym gzymsem, co górę okola, By się oczyścić z światowych ciemności. Jeśli tam za nas modlą się tak szczerze, Słusznie tu za nich słać modły, pacierze, Tym, których dobrą zasadę ma wola. Trzeba im pomóc obmywać te plamy, Jakie tam wszyscy ze świata wnaszamy; Aby te dusze, już lekkie i czyste, Mogły ulecieć pod kręgi gwiaździste. — «Prawo i łaska ulżą wam zaiste, I wasze skrzydła lekkie, jako trzeba, Podług żądz waszych wzniosą was do nieba. Wskażcie, skąd prędzej na schody dojść można. Gdzie ścieżka do nich jak najmniej bezdrożna. Bo mój towarzysz wędrując tą skałą, Ze krwi i kości Adamowe ciało Dźwigając, za mną sunie krok powoli Po złomach skał tych, mimo dobrej woli». Zgodnie do wodza mojego przemowy, Nie wiem, duch jaki odrzekł tymi słowy: «Brzegiem na prawo wstępujcie tu z nami, Znajdziecie przejście pomiędzy skałami, Którędy może iść człowiek żyjący. Gdyby nie kamień na barkach ciężący, Co mi do ziemi twarz i czoło chyli, Spojrzałbym, może poznałbym w tej chwili Tego, co nie chce zwać się po imieniu, By litość jego wzbudzić w mym cierpieniu. Z możnych Toskanów ja byłem Latynem, Aldobrandeska pierworodnym synem. Nie wiem, czyś kiedy znał nasze nazwisko? Z mych antenatów pełen próżnej chluby, Wzbiłem się w pychę, a pycha nie wierzy, Że pochodzimy ze wspólnej macierzy. Gardziłem ludźmi, z nikim ani blisko, Ta wzgarda była przyczyną mej zguby. Jak mię w Maremmie zabito zdradziecko, W Kampognatiko powie lada dziecko. Jestem Omberto, grzech mój w oczach stoi, Pychą zginąłem ja i wszyscy moi. Za grzech ten ciężar zgina barki moje, Aż nim tą karą Boga zaspokoję. Czegom nie robił między żyjącymi, Tu robię teraz między umarłymi». Słuchając jego w dół zwiesiłem głowę. Wtem drugi, nie ten, co uciął rozmowę, Ledwo się zwrócić pod ciężarem zdołał, Spojrzał, mnie poznał, po imieniu wołał, Z męką trzymając wzrok we mnie utkwiony; Szedł obok drugich cały pochylony. — «Ty Oderisi?» rzekłem doń, «O, chlubo Ziemi Urbino, jak cię witać lubo! Zaszczycie sztuki pod nowym nazwaniem, Co zwą w Paryżu: *illuminowaniem*». —«Bracie» rzekł: «teraz Franczesko z Bolony Kość, papier barwi w świetniejsze kolory. On wieńcem chwały promienieje wszystek, Z której mi został ledwo mały listek. W życiu do pochwał nie byłbym tak skory, Bom chciał prześcignąć drugich pędzla prace; Tej dumy cło tu pogrobowe płacę. Byłaby jeszcze nie tu moja droga, Gdybym się w końcu nie zwrócił do Boga. O jakżeś marna, ludzkiej władzy chwało! Roślino wiotka, z krasą krótkotrwałą, Szybko zieloność z jej wierzchołka znika, Gdy barbarzyństwa czasów nie dotyka. Pierwszy z malarzy Cimabue, oto, Blask jego sławy przygasza Giotto. Tak Gwido wydarł drugiemu Gwidowi Palmę nadania prawa językowi: A może gdzieś już narodził się trzeci, Co spędzi obu i w gniazdo ich wleci. Bo rozgłos świata, to poświst wichrowy, Który przychodzi z strony tej i owej, Wiejąc imieniem raz tym, znowu innym. O czybyś większą przyodział się chwałą, Kładąc w grób wiekiem potyrane ciało, Czy mrąc na ustach z szczebiotem dziecinnym? Mów, będziesz więcej mieć imię błyszczące, Nim lat przeżyjesz jakie trzy tysiące? Wiek ten z wiecznością porównany zda się Krótszym niż jedno okamgnienie w czasie, Do księżycowej porównane jazdy, Na niebie bodaj najleniwszej gwiazdy. Ten, co krok ciężki sunie przez kamienie, Wśród Włoch miał głośne imię bohatera. Dziś o nim ledwo kto wspomni w Sijenie. Będąc jej władcą, syt świetnych wawrzynów, Pod Montaperto pobił florentynów, O których wtenczas tak dumną stolicę Dzisiaj targ robią jak o nierządnicę. O! wasza chwała to trawa zielona, To, co jej barwę daje i odbiera, Pod słońcem wzrosła, w słońcu upalona». Ja na to: «Pełne prawdy twoje słowa Szczepią w mym sercu niemałą pokorę, Wielką mą pychę ty uniżasz w porę: Kto on, o którym nadmienia twa mowa?» — «To Prowencano! zwykły pychą błądzić, Jak samodzierżca chciał Sijeną rządzić: I odkąd jemu śmierć zamknęła oczy, Bez odpoczynku jak kroczył, tak kroczy. Taką monetą tu swe długi płaci Ten, co za wiele śmiał wznieść się nad braci». A ja: «Jeżeli dochodzące duchy Kresu dni swoich bez żalu i skruchy Stoją na dole, iść wyżej nie mogą, (Chyba zbawienne modły im pomogą,) Aż nim czas równy ich życiu upłynie, Skądże mu wolno iść po tej wyżynie?» «Za dni swej chwały» cień rzekł «on w Sijenie Sam z dobrej woli na rynku przyklękał, Żebrząc jałmużny, wstydu się nie lękał, Aby wykupić więźnia przyjaciela, Którego Karol więził od lat wiela, I czuł w swych żyłach wszystkich pulsów drżenie! Dość mówić o tym; ciemne są me słowa, Lecz wkrótce myśl, co pod nimi się chowa, Postępkiem ziomków twoich oświecony, Ujrzysz wyraźnie spod tych słów zasłony. Czyn ten wycofał z woli niebios Pana Z krańców czyśćcowych duszę Prowencana».
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|