|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Sordello. Poeta biada nad losem Italii. Gdy od gry w kości grono graczy wstaje, Przegrani długo jeszcze poza stołem Próbują rzutów, z nachmurzonym czołem Złorzecząc w myśli doświadczonej doli; Lecz szczęśliwego tłum wkoło otacza: Ten go spotyka, ten staje przy boku, Ten się pamięci i łasce poleca; On wszystkich słucha — temu dłoń podaje, Na tego spojrzy, temu coś obieca, Ale jak może, umyka powoli: Tak i ja byłem na kształt tego gracza, I chcąc się z duchów wydostać natłoku, Obietnicami ich prośby zbywałem. Tam Beninkasa z Arezzo widziałem, Co poległ z Dżina zuchwałego dłoni: Tam był Cione, co sam śród pogoni Wroga spadł z konia i utonął w rzece. Frydryk Novello błagał tak dalece, Że mi z litości łzy musiały pociec. Toż ów Pizańczyk, co go płacząc ojciec, Pokorą wiary tak przemógł swe serce, Że syna swego uściskał mordercę. Tam hrabia Orso, który jak się skarży, Zniósł kaźń nie z winy swojej, lecz z potwarzy, Za co dziś ciężkie sumienia wyrzuty Pani Brabantu koi w łzach pokuty. Gdym się uwolnił od tych wszystkich, którzy Prosili tylko, aby za nich prosić, Iżby w tych miejscach nie cierpieli dłużej I mogli wieczne osiągnąć wesele, Rzekłem do mistrza: «Ucz mię, co mam wnosić? Ile pamiętam, rzekłeś w twoim dziele, Że prośba niebios wyroków nie wzrusza, A tu mię o to każda prosi dusza. Czyż więc nadzieja ich ma być daremna, Czy tylko dla mnie myśl twa była ciemna?» A mistrz mi na to: «I myśl moja jasna, I ich nadzieja bynajmniej nie myli. Rzecz tylko zdrowo rozważyć potrzeba. Iści się bowiem, nie zmienia sąd nieba, Gdy miłość za nich spełni w jednej chwili, Co spełnić miała ich tu męka własna, W owych zaś czasach, gdym ja myśl mą głosił, Grzech nie mógł cudzym gładzić się pacierzem. Bo i proszący, i ten, za kim prosił, Nie byli z Bogiem złączeni przymierzem. Lecz przestań zgłębiać myśli tajemnicze, Aż ci to powie ta, której oblicze I twój ci umysł, i prawdę rozjaśni, Chcę mówić — aż cię spotka Beatrycze. Ujrzysz ją wkrótce na szczycie tej góry, Gdzie jako słońce wiosenne bez chmury, Wieczną pogodą i weselem świeci». —«O! wodzu!» rzekłem, «idźmy tam co skorzej, Nic już nie czuję trudu, com czuł pierwej, A cień, jak widzę, dłużeje od wzgórzy». A mistrz: «Ujdziemy dziś, ile ujść możem, Bo chcąc czy nie chcąc iść musim bez przerwy, Lecz snadź wprzód słońce zgaśnie za tym wzgórzem I z drugiej strony znów wejdzie na nowo, Nim dojść zdołamy na sam szczyt tej góry. Lecz oto patrzaj! duch jakiś ponury, Samotny, ku nam spogląda surowo. On nam najbliższą wskazać może drogę». — «Duchu lombardzki!» rzekłem — «ile mogę Wnosić z twej twarzy i dumy w spojrzeniu, Gdyś patrzał ku nam». — On na to ni słowa Nie odrzekł wzajem i tylko w milczeniu Spoglądał na mnie jak lew, gdy spoczywa. Mistrz się też k'niemu zbliżył i odzywa Pytając drogi, jeśliby ją wiedział. Lecz on i na to nic nie odpowiedział I twarz wciąż była dumna i surowa. Aż sam nas w końcu spytał, ktośmy byli, Z jakiego kraju i miasta. Wirgili Zaczął: «Mantua…», lecz zaledwo zdołał Wyrzec to słowo; ów duch nieznajomy Porwał się z miejsca, gdzie stał nieruchomy, Skoczył ku niemu: — «Mantua twym krajem? Jam jest Sordello, twój ziomek!» zawołał I obaj czule ściskali się wzajem. O! Italio! kraju nieszczęśliwy! Łodzi bez steru śród burzy straszliwej! Z królowej morza i ozdoby lądu, Dziś niewolnico, gospodo nierządu! Na samo imię kraju piękna dusza Ściska się ziomka, współczuciem się wzrusza. A żywi twoi synowie, choć siedzą W społecznych murach lub granicząc miedzą Chleb swój powszedni z jednej niwy jedzą, Gryzą się wzajem obyczajem zwierza! Rzuć tylko okiem w krąg twego nadbrzeża A potem zajrzyj w głąb twojego łona! Jest li w nim cząstka, co krwią niezbroczona? I cóż ci nada, że dla cię wędzidło Z mądrych praw swoich Justynian ukował, Z praw, co świat bierze za wzór i prawidło, Gdy nie masz jeźdźca, co by nim kierował? O! gdybyś dobrze czuła i pojęła, Co ci potrzeba i co Bóg ci mówi, Sama cezara za pana byś wzięła! A teraz, patrzaj, jako się narowi Motłoch, nie czując lejca ni ostrogi. Lecz ty Albrechcie, germański cezarze! Ty, coś opuścił ten lud, co dziś z drogi Zbacza bez ciebie: niebo cię ukarze W następcach twoich, żeś wespół z twym ojcem Łupem się tylko chcąc indziej spanoszyć, Dozwolił wrogom piękny kraj spustoszyć, Kraj, co był rajskim waszych państw ogrojcem. Przyjdź i spójrz teraz, człowieku bez serca, Spójrz na Montekich i na Kapuletów, Na ród Monaldich i na Pilipisków, Przyjdź twych przyjaciół bronić od sztyletów I od publicznych ich krzywd i ucisków. Patrz! jak bezpieczny rząd w Santafiorze! Słuchaj! jak Roma we wdowiej żałobie Dzień i noc płacze i woła ku tobie! Jak wszędzie wszyscy kochają się z duszy! A gdy już litość wzruszyć cię nie może, Niech cię przynajmniej wstyd twej chwały wzruszy! O! Zbawicielu świata! coś na ziemi Umarł na krzyżu za nas! gdzież w tej porze Snadź od nas oczy odwróciłeś boskie, Dla grzechów naszych? Czy też tylko może W przeznaczeń twoich głębi tajemniczej, Której nie przejrzeć oczyma ludzkiemi, Dobro ze złego wywieść jest twym celem? Że tak dopuszczasz, aby kraje włoskie Gnietli tyrani! a lada stronniczy Przewódca tłumu już był zwan Marcellem! O! Florencyjo! tyś zapewne rada Z tej mowy mojej! bo czyż ona tyczy Ludu twojego — co tak pięknie gada! Gdzie indziej czują sprawiedliwość w duszy, Lecz w czynach tylko lub w radzie ją głoszą; U ciebie wszyscy na ustach ją noszą, Jeden drugiemu wciąż nią trąbi w uszy. Gdzie indziej stronią urzędów publicznych, Niepewni swoich czy sił, czy przymiotów: U ciebie każdy na najwyższe gotów; Wszystko wie, umie, wszystkiego dokaże! Byle miał głosy wyborców ulicznych! Ciesz się więc, ciesz się, chełp się sama sobą, Ty tak cnotliwa, wierna i bogata! Czy prawdę mówię — skutek to okaże. Ateny, Sparta, te starego świata Prawodawczynie, cóż są obok z tobą, Co tyle nowych praw tworzysz bez liku I tak je cienko przędziesz w twojej radzie, Że coś zaledwo sprzędła w październiku, Jak nić pajęcza rwie się w listopadzie! Przypomnij tylko, na twoją zaletę, Ileś to razy zmieniła w tym czasie Prawa, zwyczaje, ubiór i monetę; Sam twój rząd nowym wciąż jest — lub być zda się I jeśli jasno widzisz sama w sobie, Zaprawdę jesteś jak ów bliski śmierci, Co ulgi znaleźć nie może w chorobie, W łożu swym tylko miota się i wierci.
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|