|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Tacy, co dopiero na łożu śmiertelnym pokutę czynili. Belakwa. Kiedy rozkoszy skutkiem czy boleści Jedna z władz naszych żywo się porusza, W tej władzy cała zatapia się dusza, Na inne zda się nie zwraca uwagi: Stan ten wewnętrzny wykrywa błąd nagi, Co w nas dusz tyle, ile władz jest, mieści. Gdy wzrok lub ucho łechcące przedmioty Pochłoną całą treść naszej istoty, Dla tej przyczyny czas, co nam ucieka, Niepostrzeżony mija dla człowieka. Bo z nich jest jedna władzą, która słucha, A druga trzyma całego nam ducha; Pierwsza jest jakby związana, ta wolna. Co rad sprawdziłem własnym doświadczeniem, Słuchając rozmów duchów z zachwyceniem. Już słońce stopni pięćdziesiąt ubiegło, A moje oko tego nie postrzegło, Aż gdy doszliśmy punktu, idąc z wolna, Gdzie duchy gronem całej swojej trzody Do nas wołały: «Oto wasze schody!» Wieśniak, gdy winne grona ściemni lato, Często nie szersze, ciernią rosochatą Przejście zamyka, jak między skałami Ścieżka, po której z mistrzem szliśmy sami, Gdy duchy w tyle zostały za nami. Skałę pod Noli, górę Bismantowa, Przejść dla podróżnych pieszo rzecz nienowa Ale tam lecieć trzeba było górą, Mieć wielkiej żądzy i skrzydło, i pióro, By zdążyć za tym, co kojąc mą trwogę, Budził nadzieję, torował mi drogę. Wiódł nas jar wąski w skali rozszczepany, Nas z każdej strony ściskały jej ściany. Ścieżka dla stopy zbyt śliska i stroma Radziła nogom pomagać rękoma. Gdyśmy już byli na błoniu odkrytem, «Mistrzu mój,» rzekłem, «gdzie jest twoja droga?» A on: «Niech kroku nie cofa twa noga; Idź ciągle za mną, pod tej skały szczytem Jak iść i kędy, dostaniem języka». A tam szczyt skały obłoków dotyka, Wierzchu jej oko nie doścignie, zda się: Bok jej był prostszy niż narysowana Od pół do środka linia na kompasie. Mdlejąc od trudu krzyknąłem w zapale: «Zwróć się, mój ojcze! patrz, drżą mi kolana! Jeden zostanę, gdy nie wstrzymasz kroku». — «Gdy iść nie możesz, czołgaj się po skale!» Rzekł, głaz wskazując sterczący z jej boku. Mistrz tak mię słowa połechtał ostrogą, Że śladem za nim pod głaz przypełznąłem, Głaz, co tę górę opasywał kołem. Tam razem oba siedliśmy znużeni, Skąd najpierw szliśmy na wschód obróceni, Bo szlak przebyty mierzyć okiem błogo! Naprzód w dół, potem spojrzałem na słońce, Blask z lewej strony na nas rzucające. Wirgili widząc, żem się mocno zdziwił, Że wóz słoneczny od nas tor swój skrzywił, Schylony więcej pod biegun północy, Rzekł: «Gdyby Kastor i Polluks był bliżej I gdyby oba szli razem w orszaku Tego zwierciadła wiekuistej mocy, Co rzuca blask swój i wyżej, i niżej; Widziałbyś cały okrąg zodyjaku Zarumieniony blisko Niedźwiedzicy, Gdyby nie zbaczał z swojej starej drogi. Wyobraź sobie, chcąc pojąć te słowa, Że święty Syjon i góra czyśćcowa, Graniczą wspólną widnokręgu miedzą, Choć na półkulach różnych obie siedzą. Tor Faetona, jak przez nieb rozłogi Błądził wóz jego, mógłbyś w okolicy Widzieć zarazem tej i drugiej góry, Gdyby go oczom nie zakryły chmury, Jeśli rzecz zgłębisz rozwagą nieciasną». — «Mistrzu, twój wykład jasności jest wzorem, Czegom nie widział, widzę teraz jasno, Że ten wyższego ruchu krąg środkowy, Przez astronomów zwany ekwatorem, Pomiędzy zimą wciąż krąży a słońcem. I z tej przyczyny, co wiem z twojej mowy, Krąży na północ od góry czyśćcowej, Gdy od Hebreów ten krąg jest widziany W stronie południa, co zieje gorącem. Lecz jeśli łaska, wodzu mój kochany, Mów, droga nasza jak idzie wysoko? Wierzchu tej góry nie dościga oko». A on: «Ma taką własność jej wyżyna: Wstęp pierwszy po niej z trudem się poczyna, Lecz idąc dalej w miarę trud ci zmniejszy. Gdy krok twój rzeźwy poczujesz i lżejszy, Gdy ci jej stromość zda się tak łagodną, Że jako łódka pochyłością wodną, Będziesz tak szybko śliznął się jej ścianą, Natenczas staniesz u kresu twej drogi: Tam ciebie czeka wypoczynek błogi, A miej, co mówię, za rzecz niekłamaną». Mistrz kończył mówić, a wtem głos od razu Od skał odbity te słowa wyrzucił: «Siądźcie, znużonym odpocząć przystoi». Widzę, na lewo sterczał kawał głazu, Co zszedł z uwagi i mistrza, i mojej. Gdyśmy tam przyszli, o, któż mi uwierzy, Widziałem duchy, które w cieniu skały, Wzdłuż wyciągnięte na głazie leżały, Jak stać niechcący przez lenistwo leży. Z nich jeden zgięty jak trzcina złamana, Rękoma oba objąwszy kolana, Siedział, trzymając na nich twarz schyloną. «Mistrzu mój!» rzekłem: «daj jeden krok wsteczny Patrz, ten duch więcej zda się być niedbały, Niżby w lenistwie miał siostrę rodzoną». Duch spojrzał na nas, wzrok ukosem toczy, Niżej swych kolan podniósł na nas oczy I rzekł: «Idź wyżej, jeśliś tak waleczny!» Poznałem ducha, choć brakło oddechu W znużonej piersi, podszedłem do niego; Wtedy od kolan podniosła się głowa, Leniwiec ledwo wyjąkał te słowa: «Czy uważałeś, dlaczego tu łamie Słońce swój promień o twe lewe ramię?» Na gest, na słowa ducha leniwego Przygryzłem usta skłonione do śmiechu. «Belakwa!» rzekłem, «czy tu czekasz kogo? Czy moc dawnego trzyma cię nałogu, Że i tu tobie próżnować tak błogo?» On: «Iść pod górę nie braknie mi woli, Lecz do pokuty dojść mi nie pozwoli Tam boży anioł siedzący na progu. Za niebem tyle tu mi lat żyć trzeba, Ile tam w życiu przeżyłem bez nieba. Bo odłożyłem, lenistwem zatruty, Na kres ostatni żal mojej pokuty. Chyba, że serce tam w łasce żyjące, Przyszle tu za mną modlitwy gorące; Bo tu daremny pacierz mego ducha Lub jaki inny, gdy niebo nie słucha». Wirgili pnąc się po skałach wysoko, Wołał: «Chodź za mną, widzisz jak dotyka Idące słońce łuku południka. A noc swym płaszczem nakrywa Maroko».
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|