|
|||
|
Spis Treści: "Boska Komedia" Tacy, co umarli w klątwie kościelnej. Manfred. Gdy uciekając w rozsypce przez pole, Znowu ku górze zwracały się cienie, Tam gdzie pociąga rozum naszą wolę; Ja się zbliżyłem do wodza wiernego, Czyżbym tę podróż mógł odbyć bez niego? On zda się czegoś żałował jak grzechu; O czysta duszo! jak lada zboczenie Goryczą bodzie twe czułe sumienie! Gdy zwolnił pochód nagłego pośpiechu, Co odejmuje ruchom ich powagę, Myśl moja śmielej zwróciła uwagę I oczy moje w stronę owej góry, Co szczytem w niebo wznosi się nad chmury. W czerwonym ogniu za mną słońce stało, Przede mną tylko swój promień łamało, Bo mu na wstręcie było moje ciało. Gdy tam mój jeden cień na ziemię padał, Myśląc, że byłem rzucony w pół drogi. Oczyma za się obracałem z trwogi. Mój pocieszyciel, co mój przestrach zbadał, Przemówił do mnie: «Co roisz w tej dobie? Myślisz, że, wódz twój, nie jestem przy tobie. Ciało me, którym cień słałem po polu, Gdzie teraz wieczór, leży w Neapolu. Jeśli przede mną cień teraz nie pada, Cóż za dziw, spojrzyj na niebios sklepienia, Gdzie jedno światło drugie nie zacienia. Jak ciała wasze, my treścią czującą Czujem podobnie ból, chłód i gorąco: Jak to się robi, Bóg nam odkryć nie chce. Głupi, którego rozum pycha łechce, Że nieskończoność tajemnicy zbada, Jak się treść jedna ze trzech osób składa. Rodzaju ludzki, przestań na twym Quia, Gdybyś mógł zbadać tajnie wszystkie nieba, O! czyżby była konieczna potrzeba, Aby przeczysta rodziła Maryja? Tak wielu żądza niezaspokojona Jest wiekuistą karą ich żywota Wiekuistego! To mówiąc, Platona Stoi mi w myśli duch i Arystota, I wielu innych». Mistrz zamilkł i czoło Schyliwszy w ziemię, patrzał niewesoło. Przyszliśmy w końcu pod góry podnoże, Widzim, że idąc przez jej skał bezdroże, Najszybsza stopa nic nam nie pomoże. Znane z dróg ciasnych genueńskie skały Przy nich jak schody szerokie się zdały: Wstrzymując krok swój, mistrz ozwał się: «Kto tu Zgadnie, gdzie głaz ten swą pochyłość stoczy? Któż by śmiał iść tam bez skrzydeł do lotu?» Gdy mistrz, spuściwszy oczy w ziemię, stoi, Z troską szukając drogi w myśli swojej, A ja wzrok w głazy utkwiłem sterczące: Na lewo duchy spostrzegłem idące, Schodziły ku nam, a jednak, o dziwo! Zdało się, stały, snadź tak szły leniwo. Mówię do mistrza: «Podnieś twoje oczy, Patrz, oto rada schodzi nam w potrzebie, Jeśli nie możesz jej wysnuć sam z siebie». A mistrz spojrzawszy weselszą powieką, Rzekł: «Z wolna idą, zachodźmy z ich strony, Lepsza nadzieja błyska ci w tej chwili». Duchy te były od nas tak daleko, Choć z tysiąc kroków jużeśmy zrobili, Jak kamień ręką procnika rzucony. Nad brzeg spadzisty tłum się duchów cisnął, Stanął, jak gdyby na skale zawisnął. «Wybrane duchy» przemówił Wirgili: «Na słodki pokój zaklinam wezwaniem, Które was wszystkich jest oczekiwaniem, Mówcie, na górę kędy się dostaniem? Gdzie spad pochylszy głazów i kamieni? Smutno czas tracić temu, kto go ceni». A jak gdy owce wychodzą z zagrody, Jedna, dwie i trzy, a trzoda w tej chwili Stoi nieśmiała, na dół głowy chyli, Gdy pierwsza bieży, drugie lecą pędem, Z przodu stojące naczekują rzędem, Cierpliwie znosząc nacisk całej trzody: Tak z tej gromady szczęśliwej biegł żwawo Ku nam duch pierwszy, dość skromny postawą. Lecz gdy spostrzegli, że ode mnie w prawo, Jak od żyjącej w swym ciele istoty, Łamiący światło cień wpadał do groty, Za pierwszym ciżbą wstrzymali się całą, Sami nie wiedząc, co się przed nim stało. — «Choć niepytany, całe wasze grono Ręczę mym słowem, cień, co się powleka Po ziemi, to cień żywego człowieka. Zamiast podziwu uwierzcie mi lepiej, Snadź go w tej drodze moc niebieska krzepi» Wódz rzekł; a duchów szlachetna gromada: «Przodem przed nami idźcie!» odpowiada, Dając nam znaki dłonią odwróconą. Jeden duch do mnie rzekł słowami temi: «Spojrzyj, przypomnij, znałeś mię na ziemi». Spojrzałem, świecił włosami jasnemi, W ruchach, w postawie zacność niepowszedna, A kresą na wpół rozcięta brew jedna. «Nie znam cię, panie!» odrzekłem z pokorą. «Patrz!» tu na piersi wskazał ranę sporą, Potem z uśmiechem mówił: «Od Manfreda Pozdrów mą córkę, jak wrócisz na ziemię, Matkę dwóch króli, jej królewskie plemię Zna Sycylija, zna i Aragonia. Prawda z ust twoich wieści skłamać nie da. Gdy pierś mi przebił dwa razy miecz wroga, Skonałem z wiarą w miłosierdzie Boga. Grzech mój był wielki, lecz bożej dobroci Nieogarnione, tak wielkie ramiona Wszystkich obejmą, kto się do nich zwróci. Gdyby z Konsency pasterz przez papieża Wysłany proch mój polować jak zwierza, Chciał widzieć w Bogu twarz jego miłości, Dziś Benewentu szaniec przedmostowy Jeszcze by dźwigał mój pomnik grobowy. Teraz deszcz bieli, wiatr suszy me kości W dolinie Werdy, gdzie mnie najniegodniej Rzucił pod klątwą zgaszonych pochodni. Wygnane klątwą miłosierdzie boże Powraca czasem, gdy nadzieja w duszy Jeszcze zielona i kwiat wydać może. Wprawdzie, kto w klątwie świętego kościoła Umiera, choć go żal na końcu skruszy, Dojść na wierzchołek tej skały nie zdoła: Odkąd go kościół od siebie odrzuci, Trzydzieści razy iść będzie i wróci, Jeśli modlitwa drogi mu nie skróci. Jeśli chcesz radość przywrócić mej twarzy, Objaśń mą córkę na wiarę pielgrzyma, Jak mię widziałeś i co mię tu trzyma. Bo tu modlitwa wasza wiele waży».
Spis Treści: "Boska Komedia" Pobierz: "Boska Komedia" Źródło: http://wolnelektury.pl Читайте також: Данте Аліг'єрі. Божественна комедія. Читайте также: Данте Алигьери. Божественная комедия.
|
|