|
|||
|
Autor: Redakcja, „Bóg wzywa nas do decyzji definitywnych, wobec każdego ma swój plan: odkrycie go, odpowiedzenie na swoje powołanie, to podążanie ku szczęśliwej realizacji samych siebie”… „Niektórzy są powołani, aby uświęcać siebie, tworząc rodzinę przez sakrament małżeństwa. Niektórzy twierdzą, że małżeństwo jest dziś »niemodne«. Czy jest niemodne? – Nie!!! W kulturze tymczasowości, względności, wielu głosi, że trzeba »cieszyć się« chwilą, że nie warto angażować się na całe życie, podejmować decyzji ostatecznych, »na zawsze«, bo nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. Ja natomiast proszę Was, abyście byli rewolucyjni, byście przeciwstawiali się dominującym nurtom. Tak, pod tym względem proszę, abyście się buntowali przeciwko owej kulturze tymczasowości, która w istocie jest przekonana, że nie jesteście w stanie podjąć odpowiedzialności, że nie jesteście w stanie prawdziwie kochać. Ufam wam młodym i modlę się za was. Miejcie odwagę »płynąć pod prąd«. A więc odważcie się być szczęśliwymi!” (Papież Franciszek). Wielu z nas odważnie podejmuje decyzję „pójścia pod prąd”, inwestuje w swoją przyszłość już teraz – ucząc się miłości, cierpliwości, wytrwałości, wierności poprzez zdobywanie skarbu czystego serca we wspólnocie Ruchu Czystych Serc. Oto kilka listów nadesłanych do redakcji: Marta i Krzysiek Mamy po 18 lat. Jesteśmy ze sobą już 2,5 roku. Bardzo się kochamy i pragniemy już na zawsze być razem. Wiemy, że wytrwamy nawet w tych najcięższych próbach i jeśli taka będzie wola naszego Pana, to wspólnie wejdziemy w związek małżeński. Wiemy, że współżycie przed ślubem niszczy miłość, jaka łączy dwoje ludzi, i dlatego nie chcemy, aby tak się stało z nami. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważna jest czystość naszych serc. Od tego przecież zależy nasze szczęście, obecne i przyszłe. Uważamy, że skoro Bóg stworzył coś tak pięknego jak małżeństwo, to należy przestrzegać zasad, jakie On, Pan Wszechświata, nam podarował. Z całego serca pragniemy podziękować Stwórcy za tę wspaniałą miłość, jaką nas obdarzył, i prosimy Go o pomoc w jej pielęgnowaniu. Prosimy także Was, Drodzy Czytelnicy, o modlitwę, abyśmy dotrzymali przyrzeczenia o zachowaniu czystości do ślubu. A., 15 lat Moja historia streszcza się w słowach, które kiedyś przeczytałam w Piśmie św.: „Złożyłem w Panu całą nadzieję; On schylił się nade mną i wysłuchał mego wołania. Wydobył mnie z dołu zagłady i z kałuży błota, a stopy moje postawił na skale i umocnił moje kroki” (Księga Psalmów 40,2-3). Kiedy, nauczona lekturą „Bravo” i zapewnieniami jej redaktorów o normalności onanizmu, przeczytałam „Miłujcie się!”, przeżyłam szok. Po pierwsze dowiedziałam się, że coś, co z przyjemnością odkrywcy codziennie praktykuję, jest grzechem, po drugie, że to uzależnia. Ale trzecia wiadomość była dla mnie najbardziej szokująca – wiele osób rezygnuje z tego dobrowolnie tylko ze względu na Boga! Po co? Dla Jezusa? Przecież to takie fajne! Czy On daje coś więcej?... Niemożliwe. Tak wtedy myślałam… Nie próbowałam wówczas skończyć z onanizmem, uznałam, że nie ma zupełnie sensu odbierać sobie tej przyjemności. W gimnazjum pojawił się nowy, wspaniały katecheta. To on powolutku otwierał mi oczy. Zaczęłam na nowo się modlić, inaczej niż kiedyś, choć nie wierzyłam do końca, że jest Ktoś, kto mnie wysłucha. Chciałam wreszcie przestać się onanizować, bo nie było mi z tym już tak dobrze jak kiedyś. Po każdym upadku zapewniałam siebie, że to był ostatni raz. Miałam wszystkiego dość, a najbardziej siebie, patrzyłam na siebie z obrzydzeniem. Wyładowywałam się na Mamie i wszczynałam kłótnie. Z czasem pojawiły się myśli, żeby pójść do spowiedzi, ale nie wyobrażałam sobie, że będę w stanie wyznać ten grzech księdzu. Strach i wstyd były dużo silniejsze! Podczas tegorocznych wakacji zdecydowałam się na wyjazd organizowany przez katechetę. Pojechałam tam z postanowieniem przystąpienia do spowiedzi św. Wierzyłam, że dam radę. Jednak dopiero trzeciego dnia zdobyłam się na odwagę. Modliłam się, żeby Jezus wziął ode mnie wstyd, strach i niepokój, żeby to On władał moim językiem, a przede wszystkim, żeby mi wybaczył i mnie uwolnił. Powiedziałam wszystko, powoli i ze spokojem, który dostałam od Pana! Otrzymałam również od Niego nadzieję i siły do walki z szatanem, który przypominał się potem i podsuwał myśl, że sobie nie poradzę. Ale kapłan, u którego się spowiadałam, dał mi wtedy za pokutę 9 pierwszych piątków. I to naprawdę działa! Gdy walczę z pokusą, pomagają mi też słowa: „dzisiaj nie!”. Nie wiem, co stanie się jutro, na ile będę silna, ale powtarzam sobie jedynie, że właśnie dzisiaj tego grzechu nie popełnię. Trwam w czystości już 94 dni. Może to nie tak wiele, ale ja bardzo cieszę się z każdego dnia. Wiem, że to Pan rozluźnił moje kajdany. Jeśli więc Ty wahasz się, czy iść do spowiedzi, to nie zwlekaj! Pan czeka na Ciebie, chce Cię uwolnić i uczynić szczęśliwym. Pewien spowiednik powiedział mi, że każdy kapłan podziwia w konfesjonale człowieka, który podejmuje walkę, chce pokonać nałóg i iść za Jezusem. Te słowa bardzo mi pomogły... Nie bój się, Pan jest obok, „powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” (Księga Psalmów 37,5). Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w styczniu 2017 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|