|
|||
|
Autor: Świadectwo, Był to piękny czas, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Oboje z mężem pragnęliśmy mieć córkę, gdyż mamy już dwóch synów. Wszystko zapowiadało się wspaniale – wcześniejsze ciąże przebiegały bez zakłóceń. Niestety, tym razem radość była krótka. Kiedy byłam w 18.-20. tygodniu ciąży, lekarz stwierdził: „To dziewczynka, ale nie rokuję nic dobrego. Lada moment pani urodzi”... Oznaczało to, że w każdej chwili mogę poronić. Zapytałam lekarza, czy jest możliwość leczenia, może w jakiejś klinice. Byłam gotowa pojechać wszędzie, by uratować upragnioną córeczkę. On zaś odparł prosto i zwięźle: „Nie ma”. Był to dla mnie i dla męża szok. Mamy córeczkę, ale czuliśmy się, jakby już jej prawie nie było. Zaczęły się więc szpitale, leżenie w łóżku, strach i łzy... Byłam załamana, a wraz ze mną cała rodzina. Łzom nie było końca... Aż pewnego pochmurnego dnia zajrzało w okno słońce, a mnie przeszły dreszcze i pojawiła się myśl: „Dlaczego płaczesz? Czy słowa ludzkie są ważniejsze niż słowa Pana Jezusa?”. Od tego czasu wszystko się zmieniło i powierzyłam całą swoją sprawę Bożemu Miłosierdziu. Modliliśmy się gorąco do Jezusa i Matki Bożej. Codziennie odmawialiśmy Koronkę do Miłosierdzia Bożego, ofiarowaliśmy też w intencji ocalenia naszej córeczki Msze św. na Jasnej Górze i w Łagiewnikach. Czas biegł powoli, ale jakoś inaczej, bo kiedy załamywałam się tym, co może się stać, brałam do ręki różaniec, błagając: „Jezu, podnieś mnie”, i zawsze Pan Jezus oraz Matka Najświętsza podnosili mnie duchowo i stawałam się silniejsza. Już pod koniec ciąży, kiedy byłam w szpitalu, ogromnie zmęczona strachem o dziecko poszłam do kaplicy, gdyż właśnie zbliżała się godzina 15, i zaczęłam się modlić Koronką do Miłosierdzia Bożego. W pewnym momencie poczułam się bardzo dobrze i nie wiedziałam, gdzie jestem i co się ze mną dzieje, nie chciałam nawet wracać do męża i dzieci, których bardzo kocham. Nagle się ocknęłam. Chwila zastanowienia, różaniec w ręku… Zrozumiałam, że byłam blisko Pana. To Pan Jezus mnie przytulił, zanurzył mnie w promieniach swego wielkiego Miłosierdzia, aby zabrać mój strach i ciągły lęk, abym uwierzyła, że „Pan wszystko może”. W kilka godzin później na świat przyszła Milenka Maria – nasza śliczna, zdrowa córeczka. Podczas porodu modliłam się w duchu koronką i czułam, że mam pomoc, ogromną pomoc – nie medyczną, lecz Pana Jezusa, Matki Najświętszej i wszystkich świętych. Czułam ich bliskość. Po tym wszystkim zrozumiałam, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych” – dla człowieka byłby to koniec, ale nie dla Boga. Dla Niego to początek nowego życia, a dla mnie ogromna łaska, o której dziś piszę, chcąc się podzielić z wszystkimi i prosząc: zawierzcie swoje sprawy, siebie samych, swoje rodziny Bożemu Miłosierdziu. Ufajcie bezgranicznie! Pukajcie, a będzie wam otworzone! Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Elżbieta Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w sierpniu 2015 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|