|
|||
|
Autor: Świadectwo, Jestem młodym mężczyzną wkraczającym właśnie w dorosłość. Pomimo tego, że mam dopiero niespełna 22 lata, potrafiłem w swoim życiu bardzo się pogubić... Jak każdy przystępujący do I Komunii św. przyrzekałem nie palić papierosów i nie spożywać alkoholu do osiągnięcia pełnoletności. Byłem wówczas bardzo pewien swojej silnej woli. Umiałem odmówić wszystkich używek, mimo iż w wieku dorastania było to dość modne wśród moich rówieśników. Należałem do Oazy, byłem ministrantem, później lektorem, codziennie służyłem do Mszy św. Myślałem, że jestem bardzo wierzący, i dzięki temu czułem się bezpiecznie. I chyba to mnie zgubiło. Byłem zbyt pewny siebie i nie zauważyłem, kiedy szatan zaczął mącić w moim życiu... Gdy byłem młodszy, zawsze mówiłem sobie, że nigdy nie wpadnę w żaden nałóg; jestem przecież tak bardzo rozważny. Tymczasem uzależniłem się od czegoś gorszego niż alkohol czy papierosy; od czegoś, co nie tylko w jakiś sposób niszczyło mnie na zewnątrz, ale co przede wszystkim dewastowało moje wnętrze. Mowa tutaj oczywiście o masturbacji. Nie wiem, czy można stopniować nałogi, bo w gruncie rzeczy każdy jest zły, ale uważam, że zarówno praktykowanie onanizmu, jak i nałogowe oglądanie pornografii to najgorsze uzależnienia, w jakie może wpaść człowiek, szczególnie ten dorastający. W moim wypadku zaczęło się to mniej więcej w wieku 13 lat. W szkole koledzy dużo mówili na temat samogwałtu, ale nie o tym, jak to jest złe. Raczej byli dumni z siebie, że to robią, a ja, będąc wtedy mało mądrym chłopcem, chciałem się na własnej skórze przekonać, jak to naprawdę jest. I tak się zaczęło… Najpierw zrobiłem to raz, po kilku dniach drugi, potem trzeci... Powoli tak weszło to do mojego życia, że zacząłem robić to codziennie, a później nawet kilka razy dziennie. Wstydziłem się, ale nie umiałem z tym skończyć… Nie spowiadałem się nawet z tego. Może jeden lub dwa razy wspomniałem o tym przy spowiedzi św., ale nie więcej. Wstyd był wtedy większy niż żal. Problem mojego nałogu stawał się coraz większy, a ja nawet tego nie zauważałem. Nie widziałem również tego, że to dopiero może być początek mojego końca. I tutaj popełniłem kolejny błąd... Może gdybym już wtedy wyraźnie widział wielkość swojego problemu, to dzisiaj byłbym kimś zupełnie innym. Niestety, zaślepiony „przyjemnościami”, jakie sprawiał mi onanizm, brnąłem dalej i głębiej w ciemność grzechu – a to za sprawą komputera, który pojawił się w moim domu. Swój kontakt z pornografią rozpocząłem, gdy tylko była ku temu okazja. W domu nie było nikogo, czułem się bezpiecznie – nikt mnie przecież nie przyłapie – mogłem więc zajrzeć na strony z takimi treściami. Tak było za każdym razem; szukałem tylko sposobności, by zostać samemu i móc oglądać takie treści… Później zacząłem wyszukiwać filmy, kolejny i kolejny, raz za razem. Momentami pornografia, którą się karmiłem, była tak mocna, że teraz dziwię się sobie, jak w ogóle mogłem patrzeć na coś takiego i nie czuć obrzydzenia… Mój kolejny problem rósł coraz bardziej, a ja ciągle tego nie zauważałem. Wydawałoby się, że gorzej już być nie może... Jednak to nie koniec – jest jeszcze jedna sprawa. I chyba sprawia mi ona największy ból, bo mimo upływu lat i oswajania się z tym zdarza mi się nawet płakać z tego powodu. Mianowicie duża część pornografii, którą oglądałem, miała charakter homoseksualny. Wiedziałem już wtedy, że skoro podniecają mnie takie treści, to jest ze mną coś nie tak, jednak za wszelką cenę nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że mogę być gejem. Być może powodem tego był fakt, iż oznaczałoby to kolejny problem, a ja nie miałem nikogo, kto mógłby mi pomóc. I tak borykałem się z tymi kłopotami przez kilka lat, nie radząc sobie z żadnym... W wieku 18 lat byłem już prawie wrakiem człowieka. Na zewnątrz wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku, w środku jednak pozostawała już tylko mała garstka normalnego, zdrowego człowieka, dziecka Bożego. Powoli zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, co zrobiłem ze sobą i swoim życiem. Chciałem wydostać się z tego bagna za wszelką cenę, nie wiedziałem jednak, w jaki sposób… I wtedy zupełnie niespodziewanie dopadła mnie miłość Boża. Spadła na mnie ogromna łaska, którą otrzymują tylko nieliczni, jak można przeczytać w Dzienniczku św. Faustyny. Do dzisiaj nie potrafię zrozumieć, czym sobie zasłużyłem na tak wielki dar. Często, gdy wspominam te słowa Pana Jezusa, łzy same cisną mi się do oczu. Bóg postawił na drodze mojego nędznego życia kogoś, kto chciał mi pomóc. Kapłana, któremu do końca życia nie będę mógł się odwdzięczyć za to wszystko, co dla mnie zrobił; począwszy od długich rozmów na temat moich problemów, a skończywszy wręcz na uratowaniu mi życia, gdy przytłoczony wszystkimi trudnymi sprawami chciałem je sobie odebrać… Pan Jezus pokazał mi przez niego, jak bardzo, pomimo wszystko, mnie kocha i chce mojego szczęścia! Muszę jednak zaznaczyć, że zanim otwarły mi się oczy i zrozumiałem to wszystko, minęło trochę czasu. Początek mojego nawrócenia się nie należał do najprostszych; nie od razu zgodziłem się na spowiedź, przez pewien czas bardzo się opierałem. Jednak miłość Boża i Jego niezmierzone miłosierdzie były ode mnie silniejsze. Zgodziłem się w końcu spotkać z księdzem i z ogromnym żalem wyspowiadać się z tego, co zaśmiecało moje wnętrze przez tyle lat i co zniszczyło mi życie. Poczułem wtedy, jakby zaczęła pękać ogromna skorupa, w której byłem zamknięty. Pierwszy raz od bardzo dawna czułem coś innego niż ból i smutek. To był wielki dzień. Dzień, w którym zaczęła się moja walka z nałogami, aby wygrać życie wieczne. Trwa ona do dzisiejszego dnia i chociaż zdarza mi się jeszcze upadać, to wiem, że muszę być silny i dzielnie walczyć do samego końca. Zostaje jeszcze sprawa homoseksualizmu. Bardzo trudno jest mi o tym pisać, ale zdaję sobie sprawę, że jeśli ma to być prawdziwe świadectwo, to muszę zawrzeć w nim wszystko – nawet to, co boli najbardziej. Nie powiedziałem swojemu kierownikowi duchowemu o tym problemie już na wstępie. Bardzo się bałem, nie wiedziałem, jaka będzie jego reakcja. W głębi duszy wiedziałem, że muszę to kiedyś zrobić, ale odkładałem tę sprawę tak długo, jak tylko mogłem. Była to moja największa tajemnica i nie chciałem, by ktokolwiek się o niej dowiedział. W końcu jednak po długiej rozmowie odważyłem się to wyznać. Dzisiaj bardzo żałuję, że zrobiłem to tak późno, ale wówczas nie rozumiałem, że zwlekając, tylko pogarszam swoją sprawę. (…) Przystąpiłem do Ruchu Czystych Serc. Wymagało to ode mnie dużej odwagi. Niewielu ludzi, zwłaszcza ze środowisk homoseksualnych, byłoby gotowych podjąć taką decyzję. Zdaję sobie sprawę, że muszę zrezygnować z wielu rzeczy, by żyć w godności dziecka Bożego, i nie żałuję tego w ogóle. Gdy tylko czuję zwątpienie i widzę, że nie daję sobie rady, wołam z pokorą „Jezu, ufam Tobie!”. Wiem, że tylko On podtrzymuje mnie za każdym razem, gdy zwyczajnie po ludzku „wysiadam”, pomaga mi nieść krzyż i w końcu podnosi mnie, gdy zdarzy mi się upaść. To dzięki Niemu i Matce Przenajświętszej odnajduję w sobie siłę, aby każdego dnia stawiać czoło pokusom i popędom swojego ciała. Codziennie odmawiam przynajmniej jeden różaniec i koronkę do Bożego Miłosierdzia, staram się jak najczęściej adorować Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i przyjmować Go w Komunii św. Kiedy upadam, podnoszę się jak najszybciej, ażeby ciągle być w stanie łaski uświęcającej. Wiem, jak bardzo jestem jeszcze słaby, ale wierzę, że z Bożą pomocą oraz pomocą Matki Najświętszej, św. Faustyny, bł. Karoliny i wszystkich świętych wytrwam w postanowieniach i uda mi się wygrać to życie. „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”! Oddany Chrystusowi Syn Marnotrawny Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w kwietniu 2015 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|