|
|||
|
Autor: Grzegorz Kucharczyk, Osiemnastowieczny poeta niemiecki Friedrich Hölderlin napisał, że „próba stworzenia raju na ziemi zawsze kończy się piekłem”. Wiek XX i grasujące wówczas zbrodnicze ideologie – komunizmu oraz narodowego socjalizmu – dostarczyły aż zanadto dowodów prawdziwości tego twierdzenia. Dziesiątki milionów ofiar reżimów stworzonych przez te ideologie są memento, nad którym nie wolno przejść do porządku dziennego. Bałwochwalczy kult postępu i naukiNależy zwrócić uwagę, że każda zbrodnicza ideologia – czy to w dwudziestym stuleciu czy wcześniej (np. podczas rewolucji francuskiej) – odwoływała się do kategorii postępu i naukowości. Komunizm był „socjalizmem naukowym”. Do nauki odwoływał się również hitlerowski narodowy socjalizm, posługujący się dla swoich zbrodniczych celów „nauką o rasach”. Ta ostatnia wyrastała zaś z pewnego intelektualnego klimatu (bynajmniej nie tylko charakterystycznego dla Niemiec), którego wyznacznikiem była rosnąca fascynacja naukami biologicznymi. Biologia i postęp w tej dziedzinie wiedzy przybrały w oczach niektórych naukowców i polityków u progu XX wieku nie tylko rolę klucza, dzięki któremu można było poznać tajemnice otaczającego nas środowiska naturalnego, ale także – a może przede wszystkim – uniwersalnego lekarstwa na wszelkie problemy cywilizacyjne i społeczne. Niewątpliwie impuls ku temu dał w połowie XIX wieku Karol Darwin i opracowana przez niego teoria ewolucji człowieka. W krótkim czasie darwinizm – nawet bez intencji autora – zaczął być kojarzony z takimi terminami, jak „walka o byt” i „przetrwanie najlepiej przystosowanych”. Te biologiczne kategorie już pod koniec XIX wieku zaczęto przykładać do warunków społecznych. Powstał w ten sposób darwinizm społeczny, a jednym z jego przejawów była eugenika – marzenie o wyhodowaniu nowego, lepszego człowieka. Jak mówił Francis Galton, brytyjski naukowiec (daleki krewny Darwina) i twórca tego terminu: „jeśli ludzkość będzie rozmnażać się spontanicznie, ewolucja zacznie się cofać”. To „cofanie się” polegać miało zdaniem Galtona oraz wszystkich jego uczniów i naśladowców, zarówno w Europie, jak i Ameryce, na tym, że liczebną przewagę zyskają ci, których powinno być najmniej, a więc „osoby małowartościowe”. Przez ten ostatni termin Galton rozumiał przede wszystkim ludzi z tzw. niższych warstw społecznych, cierpiących na różne nieuleczalne schorzenia, jak na przykład epilepsja czy alkoholizm. Bardzo szybko jednak do eugeniki zawitał rasizm, a jej synonimiczną nazwą stała się „higiena rasowa”. Podstawowy wróg: płodność człowiekaEugenicy nie tylko ograniczali się do zdiagnozowania niebezpieczeństwa, za jakie uważali wspomniane „cofanie się ewolucji”. Twierdzili, że znaleźli sposób na to, jak go uniknąć. Było to możliwe dzięki ingerencji w proces ludzkiej prokreacji, tak aby ci, których eugenicy określili mianem „małowartościowych”, już więcej się nie rozmnażali. Rzecz jasna, wszystko to ubierano we frazeologię, w której przez wszystkie przypadki odmieniano słowa: „postęp”, „nauka” i „cywilizacja”. Na plakacie odbywającego się w 1921 roku w Stanach Zjednoczonych kongresu eugenicznego widniało znamienne hasło: „Eugenika to samokierująca się ewolucja”. Najważniejszym wrogiem wszystkich – dawnych i obecnych (chociaż wypierają się tej nazwy) – eugeników jest płodność człowieka. Natomiast podstawowym narzędziem w procesie „samokierowania ewolucji” okazała się masowa sterylizacja osób zakwalifikowanych jako „posiadające małowartościowy materiał genetyczny”. Jedną z pierwszych decyzji Hitlera po dojściu do władzy było wydanie 26 maja 1933 roku dekretu o przymusowej sterylizacji osób głuchoniemych oraz wszystkich, których określono jako „nierozgarnięci”. Na mocy tego nieludzkiego prawa przymusowo wysterylizowano w Niemczech w latach 1934-1939 około 300 tysięcy osób. W czasie wojny reżim hitlerowski poszedł o krok dalej i po prostu masowo mordował takie osoby. Niemieckie prawo o przymusowej sterylizacji nie było bynajmniej pierwszą ani ostatnią tego typu regulacją prawną. Można powiedzieć, że reżim hitlerowski naśladował w tym względzie... Amerykanów. Do 1933 roku aż 38 amerykańskich stanów uchwaliło prawa dopuszczające przymusową sterylizację ze względów eugenicznych. W 1927 roku sprawa znalazła się na wokandzie Sądu Najwyższego USA, który uznał prawa o przymusowej sterylizacji osób „małowartościowych” za zgodne z konstytucją. W uzasadnieniu do tego orzeczenia napisano: „Nieraz widzieliśmy, że dobro powszechne wymagać może od najlepszych obywateli ofiary z życia. Dziwne by było, gdyby nie mogło mniejszej ofiary wymagać od tych, którzy już osłabiają siłę państwa. (...) Zasada, na mocy której dopuszcza się przymusowe szczepienia, jest wystarczająco szeroka, by objąć również przecięcie jajowodów”. Zauważmy, że dla tych, którzy podpisali się pod tym orzeczeniem, ludźmi, którzy „osłabiają siłę państwa”, byli ludzie chorzy lub wywodzący się z rodzin, gdzie pojawiły się ciężkie choroby (np. gruźlica, epilepsja czy schizofrenia). Zwykłe szczepienia zostały zrównane z przymusowym pozbawieniem ludzi daru płodności; daru, którego dawcą nie jest przecież państwo, nawet państwo demokratyczne. Przed II wojną światową epidemia ustaw sterylizacyjnych, które miały wspomagać hodowlę „nowego, w pełni wartościowego człowieka”, rozszerzyła się również na Europę. Prym pod tym względem wiodły państwa skandynawskie, uważane do dzisiaj za wzór praworządnych demokracji oraz za tzw. państwa dobrobytu. W latach 1928-1938 ustawy sterylizacyjne uchwalono w Danii, Szwecji, Finlandii oraz Norwegii. W niektórych wypadkach okazywało się, że skandynawskie ustawodawstwo sterylizacyjne było bardziej restrykcyjne aniżeli wspomniane wyżej prawo nazistowskie. Na przykład znowelizowana w 1941 roku szwedzka ustawa sterylizacyjna w porównaniu z niemiecką znacznie rozszerzała zakres osób, które miały podlegać przymusowej sterylizacji. W Szwecji dotykało to osób prowadzących „aspołeczny tryb życia” czy takich ludzi, wobec których urzędnicy stwierdzili, że są „ewidentnie nieodpowiedni do sprawowania w przyszłości opieki nad dziećmi”. Określenia te były tak nieostre, że właściwie żaden obywatel szwedzki nie mógł czuć się bezpieczny. II wojna światowa i ludobójcze zbrodnie dokonywane przez hitlerowskie Niemcy w imię „świadomości rasowej” rozpoczęły odwrót od okrutnego ustawodawstwa eugenicznego. Najpierw w Stanach Zjednoczonych, a później w Europie. Nie był to jednak proces szybki. Dopiero w połowie lat 60. XX wieku ostatnie stany amerykańskie zniosły obowiązujące tam ustawy sterylizacyjne. W 1974 roku od przymusowej sterylizacji swoich obywateli odstąpiła Szwecja. Ocenia się, że w latach 1928-1974 wysterylizowano 350 tysięcy Niemców, ponad 60 tysięcy Szwedów, 40 tysięcy Norwegów, 58 tysięcy Finów oraz 6 tysięcy Duńczyków. Ludzie jako chwasty, które należy wyrwać (za pomocą aborcji)Jak już powiedziano, sterylizacja była postrzegana przez eugeników jako najlepszy środek dla realizacji „naukowych” recept wiodących do hodowli lepszego człowieka. Ale nie był to instrument jedyny. Taki „szczytny” – bo „naukowy” – cel eugenicy przypisywali aborcji. Nieprzypadkowo wielu reprezentantów ruchu eugenicznego było również pionierami ruchu „planowania rodziny”, rozumianego jako propagowanie aborcji i antykoncepcji. Warto w tym kontekście wspomnieć postać Margaret Sanger – czołowej amerykańskiej feministki i organizatorki ruchu „kontroli urodzin” w Ameryce po I wojnie światowej. W jednej ze swoich książek (Woman and the New Race – Kobieta i nowa rasa) Sanger pisała: „Wielu pomyśli, być może, że nie warto się dłużej rozwodzić nad wykazywaniem niemoralności rodzin wielodzietnych, ponieważ jednak dowodów jest aż nadto, można je przedstawić na użytek tych, którym nadal niełatwo dostosować staromodne pojęcia do rzeczywistości. Najlepsze, co taka rodzina może zrobić dla nowego niemowlęcia, to zabić je z litości”. W artykule opublikowanym w 1925 roku Sanger wprost zrównywała ludzi z chwastami. Pisała: „Ameryka (...) jest jak ogród, w którym ogrodnik nie zwraca uwagi na chwasty. Chwastami są kryminaliści, chwasty szybko się mnożą i są nad wyraz odporne. Trzeba je wyeliminować. Nie dopuścić do dalszego rozrodu przestępców i cherlaków. W całym kraju utrzymujemy wielkie szpitale dla obłąkanych i inne tego rodzaju zakłady, w których hoduje się osobniki niepełnowartościowe i kryminalistów zamiast ich eksterminować. Przyroda eliminuje chwasty, ale my pozwalamy im pasożytować i rozmnażać się”. Margaret Sanger bez popełnienia przesady można nazwać feminazistką. Od pojmowania ludzi jako chwastów przecież już tylko krok do kategorii „podludzi”, których trzeba poddać procedurze „ostatecznego rozwiązania” w komorach gazowych. W 1997 roku w szwedzkiej prasie została opisana historia Barbro Lysen, która w 1946 roku, mając wówczas dwadzieścia lat, została zmuszona do podpisania zgody na sterylizację. Przyczyna? Jeden z lekarzy, bez dokonania dokładnych specjalistycznych badań, orzekł, że cierpi ona na epilepsję. Sprawa jednak była skomplikowana, bo dwudziestolatka była w szóstym miesiącu ciąży. Obowiązujące w Szwecji prawo eugeniczne nie przewidywało jednak litości ani dla matki, ani dla jeszcze nie narodzonego dziecka... W 1997 roku pani Lysen wspominała wydarzenia sprzed 50 lat: „Chciałam mieć dziecko, nawet chore. Osunęłam się w kącie i zaczęłam płakać. Mówiłam lekarzom: »Nie chcę operacji. Dajcie mi zachować dziecko«. Odpowiedzieli: »Niemożliwe. Podpisałaś papiery, jutro operacja«. Byli zupełnie nieczuli. To było okropne”. Hodowla człowieka: lewica mówi tak, katolicy stanowcze nieBadacze zajmujący się dziejami eugeniki zauważyli, że jej wielkimi propagatorami w XX wieku były środowiska same określające się jako postępowe i lewicowe. Na przykład skandynawskie prawa o sterylizacji wprowadzały rządy socjaldemokratyczne, a politycy wywodzący się z tego nurtu sceny politycznej byli głośnymi apologetami hodowli „w pełni wartościowych ludzi”. Zacytujmy tutaj tylko jednego z nich, Arthura Engberga – socjaldemokratycznego ministra oświaty w Szwecji w latach 30. XX wieku. Już w 1921 roku pisał on w prasie partyjnej: „Nasze szczęście w tym, że mamy rasę dosyć jeszcze nie zniszczoną, rasę, która jest nośnikiem ze wszech miar wielkich i nader zacnych cech (…). Osobliwym jest wszakże, że choć niezwykle zależy nam na rodowodach naszych psów i koni, nie zależy nam zupełnie, aby dopilnować zachowania naszych szwedzkich zasobów ludzkich”. Zanim Hitler wprowadził w życie niemiecką ustawę sterylizacyjną, jej podstawowe założenia zostały opracowane jeszcze w Republice Weimarskiej (demokratyczne Niemcy), a pierwsze skrzypce w tych pracach grali również przedstawiciele szeroko rozumianych środowisk lewicowych. Podobnie w Polsce przedwojennej. Nad Wisłą to przede wszystkim reprezentanci obyczajowego liberalizmu i „reformy obyczajów” w kierunku libertyńskim (np. Tadeusz Boy-Żeleński) optowali za rozwiązaniami eugenicznymi. W Polsce jednak się nie udało, podobnie jak w innych krajach, gdzie silne były wpływy religii oraz kultury katolickiej. To jest druga prawidłowość, która nie umknęła uwadze historyków badających to zagadnienie. Bardzo charakterystyczne pod tym względem jest stanowisko zajęte przez Włochy Mussoliniego, które odrzuciły zasady eugeniki rozumianej jako forsowanie sterylizacji i innych form tzw. kontroli urodzin. Faszystowskie Włochy, jak wiemy, w wielu sprawach zgadzały się z III Rzeszą, ale nie w tej kwestii. W 1934 roku, komentując niemieckie prawo o sterylizacji, włoski dziennik „L’Italiano” pisał: „Nie wyobrażacie sobie, jaka brutalność zapanowała wśród niemieckich lekarzy (...), gdy ich przekonano, że działają w imieniu ojczyzny i nauki (...), nie domyślacie się nawet, do czego są zdolni dla ochrony rasy, jakie szaleństwa można znaleźć w ich książkach”. Ustawowa sterylizacja ani żaden tego typu przejaw „świadomości rasowej” nie miały również żadnych szans na zaistnienie w Hiszpanii rządzonej przez generała Franco. Kościół bardzo szybko zareagował na nieludzkie praktyki eugeniczne. Papież Pius XI w encyklice Casti connubii z 1930 roku, poświęconej katolickiej wizji rodziny, małżeństwa i sfery seksualnej, pisał: „Rodzina jest rzeczą ważniejszą niż państwo. (...) ludzie nie tyle dla ziemi i doczesności się rodzą, ile dla nieba i wieczności. (...) Państwu nie przysługuje żadna bezpośrednia władza nad ciałem podwładnych. Jeśli nie ma winy i tym samym powodu do kary cielesnej, nie wolno mu naruszyć całości ciała albo go kaleczyć, ani ze względów eugeniki, ani z jakichkolwiek innych powodów”. Głos Magisterium Kościoła był wspierany przez wybitnych pisarzy i publicystów katolickich. Nie można nie wspomnieć w tym kontekście Gilberta Chestertona – wybitnego angielskiego pisarza katolickiego, który przez lata walczył z różnymi formami bałwochwalstwa „postępowej” inteligencji, w tym z bałwochwalstwem tzw. naukowej procedury hodowania lepszego człowieka. W charakterystycznym dla siebie stylu, nie pozbawionym ciętej ironii, zwracał uwagę na pseudonaukowy żargon stosowany przez eugeników. W ich słownictwie, jak zauważał Chesterton, nie ma miejsca na takie słowa, jak „rodzina” czy „małżeństwo”. Zamiast tego są „relacje międzypłciowe” – „jakby mężczyzna i kobieta byli kawałkami drewna umieszczonymi względem siebie pod pewnym kątem, niczym meble w pokoju”. Eugenika, jak pisał w 1921 roku ten katolicki pisarz, to zaproszenie do „tyranii ekspertów”: „To właśnie w gruncie rzeczy mają na myśli prawdziwi eugenicy. Żeby oddano im ludzkość, nie jako pogan do nawrócenia, tylko jako materiał do eksperymentów. Oto okrutny, barbarzyński zamysł ustawodawstwa eugenicznego. Eugenicy (...) nie wiedzą, czego chcą, poza tym, że chcą twojego i mojego ciała i duszy – żeby mogli to sobie wykoncypować. To jest (...) pierwsza religia eksperymentalna, a nie doktrynalna”. Istotę swojej krytyki programu i czynów animatorów ruchu eugenicznego Chesterton zawarł w dwóch jakże trafnych zdaniach: „Twierdzą [eugenicy], że odkryli prawo, które stoi ponad miłością. Wystarczy zastanowić się nad tym faktem, by cała eugeniczna konstrukcja legła w gruzach”. A jak jest w naszych czasach? Nie ma co prawda (na razie) praw o sterylizacji, ale sposób myślenia stojący za dawną eugeniką nie przeminął. Także dzisiaj, także w Polsce nie brak na to dowodów. Przecież w tzw. kompromisowej ustawie aborcyjnej z 1993 roku jeden z przypadków, gdy prawo państwowe zezwala na aborcję, to jest właśnie choroba (a nawet jej podejrzenie) nie narodzonego dziecka. Logika myślenia eugenicznego tkwi również za tzw. zabiegami in vitro. Na jakiej zasadzie dokonuje się selekcji ludzi (dla niepoznaki zwanych zarodkami) – zdatnych i niezdatnych do życia w ustroju matki? Oto przykład prawa, które stoi ponad miłością. Grzegorz Kucharczyk Zainteresowanych tą tematyką odsyłam do literatury (z której korzystałem na potrzeby tego artykułu) dostępnej w języku polskim: Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w kwietniu 2015 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|