|
|||
|
Autor: św. Faustyna Kowalska, Chcę Ci przekazać dobrą nowinę. Lepszej od niej nie słyszałam w całym swoim życiu. Im więcej jest człowiekowi przebaczane, tym bardziej kocha i czuje się kochany. Jezus ma wobec każdego niezawodny plan wybawienia z największej nędzy. W moje szczęśliwe życie wdarł się strach. Gnębiła mnie gorycz i nieopisany smutek. Wszystko to zaczęło się od kłamstwa na spowiedzi świętej. Szybko zrozumiałam, jaki straciłam skarb, skoro opuściło mnie poczucie wolności, pokoju i bezpieczeństwa. O radości nie było mowy. Codzienność przestawała mnie interesować. Myślałam tylko o tym, jak powrócić do Pana Boga, ale wydawało mi się to zupełnie niemożliwe. Wstyd zamykał mi serce i usta. Nawet przed samą sobą wstydziłam się powiedzieć, że to był błąd. Brnęłam w zawiłe rozmyślania, próby dobrej spowiedzi, ale wszystko kończyło się źle, a dla mnie coraz gorzej. Widziałam siebie jako przypadek beznadziejny. Brakowało mi Jezusa w Komunii św. Uwierzyłam, że nie mogę być zbawiona. Zazdrościłam ludziom łaski Bożej. Nie potrafiłam im wybaczać przykrości, które mi sprawiali w codziennym życiu. Chowałam w sercu urazę do nich, a potem czułam już awersję w ogóle do ludzi. Zaczęłam ludziom schodzić z drogi. Nie umiałam znieść myśli, że ktoś mi może znów „dokopie”. Wszystkie moje plany i marzenia, cały mój projekt na życie, w którym chciałam robić użytek ze wszystkich swoich talentów i czynić dobrze, legł w gruzach. Nie mogłam nawet znieść myśli, że ludzie będą w niebie. Chciałam złośliwie wykrzyczeć Bogu, że mam dosyć ludzi. Chciałam mieć Jego i niebo dla siebie. Wiedziałam przy tym, że z takim stanem mojej duszy nie mogę być w niebie. Uważałam Pana Boga za swojego Pana. Po swojemu Go kochałam, ale nie zdawałam sobie sprawy, że tylko po swojemu. Ciągle jednak czyniłam jakieś poszukiwania, bo tęsknota za Nim nie dawała mi spokoju. Znałam przykazania Boże od wczesnego dzieciństwa, ale natrętnie zadawałam pytanie: „Dlaczego one są?” Wierzyłam przy tym, że Pan Bóg pragnie szczęścia wszystkich ludzi. Z tego wynikało, że nie chce nas zniewalać, ograniczać. Szczególnie spierałam się o szóste przykazanie. Nie miałam odwagi, żeby pójść do spowiedzi świętej. Za to coraz częściej przychodziłam na adorację Najświętszego Sakramentu. Lubiłam nawet tylko siedzieć w kościele i na Niego patrzeć, skoro nie mogłam Go przyjąć do serca. Ale zanim nastąpiły te cudowne chwile, Pan Bóg wpierw mnie na nie przygotował. Pewnego razu obudziła mnie myśl, żeby odmawiać koronkę do Bożego Miłosierdzia. Czyniłam tak każdego wieczoru. Zaprosiłam też do tej modlitwy swoją siostrę, gdyż serce mi podpowiadało, że Pan Bóg tak chce i że wtedy będzie wśród nas. Z każdym dniem chciałam się bardziej poprawić. Pilnowałam się i wystrzegałam się zła. Nagle stawało się dla mnie jasne, że tego pragnie dla mnie Bóg. Moje skryte dyskusje przemieniły się w spotkania, na które zaczęłam się cieszyć. Pewnego wieczoru po modlitwie, kiedy już byłam sama w pokoju i jeszcze chwilkę wsłuchiwałam się w ciszę, zaczęłam niespodziewanie odczuwać Bożą obecność. Pan Bóg pospieszył mi z pomocą, tj. pocieszył mnie, upewniając mnie, że będę zbawiona. Pomimo nędzy, jaką w sobie nosiłam, ogarnął mnie pokój Boży. Jego serdeczność i piękno były przeciwieństwem mojej nędzy. Poznałam, jak bardzo kocha mnie dobry Ojciec, nasz Pan Bóg. Jaka to wspaniała Osoba! Zwykłymi słowami nie można tego opowiedzieć. Od tej pory Modlitwa Pańska jest moim westchnieniem do ukochanego Taty. Wspomnienie tej dobroci jest jak codzienna Komunia św. Potem przyszło zrozumienie, że wypełnianie przykazań Bożych chroni ludzi przed krzywdą. Jest to przecież spełnianie woli Bożej. Wyboru jednak dokonuje każdy osobiście. Pan Bóg powoli pozwalał mi siebie odnaleźć. Było to teraz moje jedyne stanowcze pragnienie. Wiele razy doznawałam olśnienia słowem Bożym, które wcześniej czytałam i słyszałam na Mszy św. Przestawałam myśleć o swej niechęci do ludzi. Boża serdeczność uwolniła mnie od chorobliwej nienawiści. Przestałam zazdrościć ludziom łaski Bożej. Kiedy tylko mogłam, przesiadywałam przed Jezusem wystawionym w Najświętszym Sakramencie. Szatan atakował ze zdwojoną siłą. Udręka z powodu wstydu, pytania: jak sobie poradzę? czy to ma sens? itd. Czułam się jak w sidłach, z których nie można się wydostać. Pan Bóg pocieszał mnie. Pamiętam, jak pewnego razu po prostu dotarło do mnie to, że Pan Bóg serdecznie i z radością przebacza ludziom grzechy. W okamgnieniu pojęłam, że Jezus każdemu z osobna miłosiernie przebacza i cieszy się z powrotu do Niego, szatan zaś zabiega o to, aby ludzie (i ja też) nie przyjmowali sakramentu pokuty, żeby zwlekali z jego przyjęciem i uważali go za coś niepotrzebnego, żeby czasem nie rozpoznali cudu Bożego Miłosierdzia i nie wierzyli w przebaczenie, żeby uważali, iż jest to im niepotrzebne, i drwili z Bożej Miłości. Dlatego ów „ojciec kłamstwa” atakuje ludzi, podsuwając wstyd w momencie spowiedzi (a nie w chwili, kiedy grzeszysz), domaganie się „wolności” i „nowoczesności” przeciwko staroświeckiej ciemnocie, „świadomość” przeciwko „omamianiu”, egoizm pod hasłem „jesteś tego wart(a)”, „wolność osobistą” w postaci uwolnienia się od chrześcijaństwa, sprzeciw wobec Boga objawiający się zabijaniem nienarodzonych oraz prowadzeniem na pokuszenie dzieci i młodzieży, co kryje się pod hasłem „róbta, co chceta”. Tymczasem Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem. Jest wspaniałą Osobą. Zróbmy wszystko, żeby Go poznawać, żeby Go miłować i z Nim przebywać. Kiedyś też tkwiłam w błędzie. Pan Bóg długo i cierpliwie na mnie czekał. Pouczał mnie i umacniał, aż któregoś dnia doprowadził mnie do sakramentu pokuty. „Uczepiłam się” Miłosierdzia Bożego – mojego jedynego ratunku – i stało się, jak pragnęłam. I nikt mnie nie wyśmiał. Nikt ze mnie nie drwił. Słowa rozgrzeszenia przecudnie dotknęły mojej duszy. Z taką wolnością, pokojem i radością od samego Boga mogłam znów po prostu żyć. Jak to człowiek czuje się kochany i silny, bo wsparty przez Chrystusa. Już nie musi sam dźwigać ciężaru codzienności. To jest cud! Potem jeszcze wiele razy szatan próbował zniszczyć moją radość, moje zaufanie do Jezusa. Dzięki napomnieniu: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie”, dobiegającym do mnie właśnie z konfesjonału, wiem, że grzechy wyznajemy wprawdzie przed kapłanem, ale Jezusowi. Boże Miłosierdzie nie ma granic! Chcę Ci przekazać dobrą nowinę. Lepszej od niej nie słyszałam w całym swoim życiu. Im więcej jest człowiekowi przebaczane, tym bardziej kocha i czuje się kochany. Jezus ma wobec każdego niezawodny plan wybawienia z największej nędzy. Naprawdę tylko to się liczy! Wysławiajcie Pana, bo jest dobry! Bo jego miłosierdzie trwa na wieki! Czytelniczka Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w marcu 2015 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|