|
|||
|
Autor: Mirosław Rucki, Każdy powinien rozumieć, że nie da się skorzystać z odkupieńczej mocy męki i śmierci Jezusa i jednocześnie uprawiać coś, co On nazywa grzechem. Mówiąc prościej, musimy wybierać: albo Jezus i życie, albo grzech i śmierć. Bóg mówi do nas: „Oto kładę dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz więc życie, abyś żył ty i twoje potomstwo” (Pwt 30, 19). Nie da się wybrać jednocześnie Jezusa i grzech, ponieważ w Nim nie ma grzechu. Wybieramy albo grzech, albo Jezusa – a od tego, co wybierzemy, będzie zależało nasze życie lub śmierć. Trzeciej możliwości nie ma. Ludzie dobrowolnie wybierający grzech do samousprawiedliwienia się najczęściej stosują wymówkę, że Bóg, nieskończenie dobry i sprawiedliwy, uzna ich dobre czyny i nie będzie zważał na ich grzechy. „Jestem dobrym człowiekiem, więc dlaczego Bóg miałby mnie karać za jakiś tam grzech?” – mówią sobie. Problem jednak polega na tym, że Bóg wcale nie ma zamiaru nikogo karać za jakikolwiek grzech. Po prostu grzech sam w sobie jest czymś, co uniemożliwia nam bycie z Bogiem. „Wasze grzechy zasłoniły Mu oblicze przed wami” – mówi prorok Izajasz (59, 2). Warto mieć na uwadze, że katechizmowa definicja grzechu jako – „świadomego złamania przykazań” – wynika z tego, że każdy katolik zna lub powinien znać przykazania Boże. Oryginalnie natomiast pojęcie „grzech” (hbr. chattat oraz gr. amartias) oznacza po prostu uchybienie, nietrafienie do celu. Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, tak aby człowiek żył w jedności i miłości z Nim. Wszystko, co niszczy tę jedność i nie prowadzi do Boga, jest nazwane w Biblii grzechem. Zatem pojęcie grzechu nie zostało wymyślone przez księży, po to, by straszyć naiwnych piekłem, tylko przez Boga – po to, ażeby człowiek mógł oczyścić się z grzechu oraz dążyć do jedności z Nim i trwać w Nim. Przede wszystkim chcę przypomnieć, po co Jezus umierał na krzyżu. Uczynił to nie dla zabawy, ani też dla przyjemności, tylko z konieczności. Z powodu naszych grzechów, oddzielających nas od Boga, my wszyscy musimy ponieść śmierć. To, że każda i każdy z nas umrze fizycznie, jest jeszcze malutkim problemem w porównaniu do śmierci wiecznej, która oczekuje każdego człowieka z powodu wszystkich popełnionych przez niego grzechów. Problem polega na tym, że my w ogóle nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ogromne jest cierpienie śmierci wiecznej w porównaniu ze wszystkimi naszymi ziemskimi problemami i cierpieniami, i dlatego nie przejmujemy się tym. Jezus natomiast doskonale wie, co nas czeka po śmierci. I właśnie On widzi konieczność poniesienia śmierci zamiast nas, w celu umożliwienia nam zbawienia. Umierając na krzyżu jako niewinny Syn Boży, Jezus odkupił nas z grzechów i ze śmierci. Co prawda, umrzemy fizycznie, ale możemy dostąpić życia wiecznego, jeśli tylko przez wiarę przyjmiemy śmierć Jezusa jako okup za nasze grzechy – i jeżeli wytrwamy w tej wierze. Patrząc na nasze życie w ten sposób, każdy i każda powinien (powinna) rozumieć, że nie da się skorzystać z odkupieńczej mocy Męki i Śmierci Jezusa i jednocześnie uprawiać coś, co On nazywa grzechem. Mówiąc prościej, musimy wybierać: albo Jezus i życie, albo grzech i śmierć. Bóg mówi do nas: „Oto kładę dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz więc życie, abyś żył ty i twoje potomstwo” (Pwt 30, 19). Nie da się wybrać jednocześnie Jezusa i grzech, ponieważ w Nim nie ma grzechu. Wybieramy albo grzech, albo Jezusa – a od tego, co wybierzemy, będzie zależało nasze życie lub śmierć. Trzeciej możliwości nie ma. Niemniej jednak wielu z nas wybiera trwanie w jakimś grzechu, z którym żal zerwać. Jedni trwają w nieuporządkowanym życiu seksualnym, inni popadają w alkoholizm, telemanię czy inne nałogi. Te wszystkie rzeczy są grzechem, ponieważ przeszkadzają człowiekowi osiągnąć cel przewidziany przez Boga. Celem zaś ludzkiej seksualności w zamyśle Stwórcy jest małżeństwo i rodzina, więc podejmując pozamałżeńską aktywność seksualną, wybieramy grzech. Moim zdaniem problem polega na tym, że ludzie trwający w grzechu naprawdę nie rozumieją, co czynią i do czego prowadzi ich wybór. Bóg jednak daje im prawo wyboru – i to wolnego wyboru: podejmują życie w grzechu z własnej nieprzymuszonej woli. Gdyby jednak zdawali sobie sprawę z tego, jak wielkie cierpienie zadają Jezusowi, który przecież za nich wszedł na krzyż, by ich wybawić z grzechu (a oni świadomie wybierają grzech, odrzucając zbawczą mękę Chrystusa), sądzę, że jednak zawahaliby się i nie wstąpili w związek niesakramentalny ani żadną inną formę grzechu. Nie chodzi bowiem o naruszenie jakiejś litery prawa. Chodzi o osobistą, dobrowolną odpowiedź człowieka na ofertę Jezusa: „Wybierz Mnie i zrezygnuj z grzechu, bo Ja cierpiałem za Ciebie aż do haniebnej śmierci i Ja zmartwychwstałem, by dać Tobie życie, które stracisz, uprawiając grzech”. Osiągnąć zbawienie i oczyszczenie z grzechów można jedynie na drodze świadomego i dobrowolnego opowiedzenia się po stronie Jezusa, który daje życie wieczne bezwarunkowo i bezpłatnie, a swoją miłość udowadnia własną śmiercią: „Nikt nie ma większej miłości nad tę, jak kiedy ktoś życie oddaje za braci” (J 15, 13); „Bóg daje nam dowód swej miłości właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, kiedyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8). Proszę mnie dobrze zrozumieć: nikt nie zamyka tym ludziom bram zbawienia, nikt nie odmawia im uczestnictwa w łasce. Bramy zbawienia są otwarte dla każdego, nawet najgorszego przestępcy i grzesznika. Jednak ten, kto chce w nie wejść, musi odrzucić grzech. Kiedy ktoś świadomie wybiera grzech, nie może mieć do nikogo pretensji, że nie ma dostępu do życia wiecznego, którego nie wybrał. Nie da się wejść do oświetlonego pomieszczenia i domagać się, by tam było ciemno – bo jak będzie ciemno, to nie będzie jasno. Nie da się włączyć światło w pokoju tak, by pokój pozostał ciemny i nieoświetlony – bo jak jest jasno, to już nie jest ciemno. „Na tym polega sąd, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo ich uczynki były złe” (J 3, 19). Nie można domagać się od Jezusa, by przemienił nasze życie, oczyszczając nas z grzechu, kiedy świadomie i dobrowolnie, dzień w dzień, wybieramy grzech i rozmyślnie grzeszymy. Bo „jeśli chodzimy w światłości, jak On sam jest w światłości, (...) to krew Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu” (1 J 1, 7). Jeśli więc ktoś pragnie pozostać w grzechu, tym samym odrzuca światłość Boga, samego Chrystusa i Jego krew – ponieważ właśnie ta krew ma moc oczyszczania z grzechów, które człowiek kocha bardziej niż Jezusa. Jest to dobrowolna decyzja, wynikająca często z niewiedzy co do natury grzechu i jego prawdziwych konsekwencji rzutujących na wieczność. Prawda jest jednak taka, że miłosierny, wspaniałomyślny i sprawiedliwy Jezus kocha grzeszników dosłownie do śmierci, ale nie znosi, nie toleruje i nie akceptuje grzechu. Musimy nauczyć się wybierać Jezusa i życie, jednocześnie rezygnując z grzechu i śmierci. Bez tego nie ma mowy o zbawieniu. Mirosław Rucki Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|