|
|||
|
Świadectwo, Mam 24 lata, od prawie 4 lat jestem mężatką i matką dwóch wspaniałych synków. Do 20 marca tego roku w moim życiu nie było miejsca dla Boga. Owszem, byłam chrześcijanką, ale tylko taką, która chodziła do kościoła po to, aby „mieć to z głowy”. Msza św. była dla mnie jak seans w kinie: poszłam, wysłuchałam słów księdza i to wszystko. Zawsze po każdej spowiedzi przyjmowałam świętokradzko Komunię św. Podczas sakramentu pojednania wciskałam Bogu bajeczki. Mówiłam to, co było dla mnie wygodne, no bo przecież jak wyznać przed księdzem – obcym człowiekiem – te prawdziwe grzechy?... Gdy wychodziłam z kościoła, cieszyłam się, że już po wszystkim. 20 marca tego roku dzięki Bożej łasce tak prawdziwie przeżyłam rekolekcje. Przystąpiłam do sakramentu pojednania, pierwszy raz wyznałam szczerze swój jedyny i tak bardzo wtedy bolesny grzech – że zdradziłam swego męża. Na początku wydawało się nam, że wszystko jest dobrze. Rozumieliśmy się bez słów. Potem dziecko, no i oczywiście przyśpieszony ślub. 3 lata później kolejny dar macierzyństwa. Pracowaliśmy, wychowywaliśmy dzieci, kochaliśmy się niezakłóconą małżeńską miłością. Ostatnie Boże Narodzenie było przełomem. Mąż przestał ze mną rozmawiać, traktował mnie jak powietrze. Nie rozumiałam, dlaczego tak się dzieje. Nie było przecież żadnej kłótni, żadnych powodów. I wtedy się dowiedziałam, że w jego życiu jest inna kobieta. Wkradła się jak złodziej, zabrała nam nasze szczęście i wzajemne zaufanie. Bolało strasznie; długo płakałam, stałam się wrakiem człowieka. Wówczas jeszcze nie nawróciłam się do Boga. Nie podniosłam oczu ku Niemu, nie krzyknęłam: „Boże, ratuj naszą miłość!”… I wtedy poznałam kogoś w sieci – zabawnego, mądrego i tak dobrze mnie rozumiejącego mężczyznę. Po trzech tygodniach bycia ze sobą w wirtualnym świecie postanowiliśmy się spotkać. No i stało się: zdradziłam mężczyznę, z którym Bóg połączył mnie świętym węzłem małżeńskim... Naiwnie wierzyłam, że gdy to zrobię, poczuję satysfakcję, poczuję się lepiej. Jednak wcale nie było lepiej – było nawet dużo gorzej niż przedtem. Od tamtej chwili, gdy to zrobiłam, coś we mnie umarło. Nie rozumiałam tego stanu; dopiero ksiądz uświadomił mi, że w ten sposób popełniłam samobójstwo duszy. Podczas spowiedzi naprawdę pierwszy raz w swoim życiu szczerze żałowałam grzechu. To była kojąca spowiedź. Ksiądz wysłuchał mnie spokojnie, po czym powiedział: „Nie potrzebujesz faceta – ty potrzebujesz Boga, który zawsze może cię przytulić i otrzeć twoje łzy, jeśli tylko Mu na to pozwolisz”. Cudzołóstwo jest wielkim grzechem. Jest jak bagno, z którego bardzo trudno się wydostać samemu, ale wiem, że jeśli pozwolę na to Bogu, On, mocno trzymając mnie za rękę, wyciągnie mnie z niego. „Nie potrzebujesz faceta – ty potrzebujesz Boga…” – kilka prostych słów, a w moim sercu dzięki nim rozlała się Boża miłość… Od dnia tamtej spowiedzi modlę się za tego księdza, aby miłosierny Bóg udzielał mu swojej łaski. By mógł on pomagać innym ludziom, tak jak pomógł mnie. Z tego miejsca również składam Bogu wielkie podziękowanie za to, że postawił na mojej drodze tego kapłana. To właśnie za jego pośrednictwem Bóg otworzył mi oczy. Dziś wiem, że dla Jezusa jestem jedyna, ważna i bezcenna. On nigdy mnie nie odtrąci. Nie chcę kolejny raz popaść w grzech, ale wiem też, że nawet jeśli znów zejdę z drogi Pana, On zawsze będzie na mnie czekał. Szatan ma wielką moc. Popatrzcie – swoim egoistycznym grzechem zraniłam nie tylko swoją rodzinę, ale również bliskich mężczyzny, z którym to zrobiłam. Oni też cierpią przeze mnie. Jeden grzech zranił i zawiódł zaufanie tylu osób… Teraz się nawracam, czuję Bożą moc i miłość. Przede mną jeszcze jeden wielki i trudny krok. Muszę wyznać tę ohydną zdradę swojemu mężowi. Wiem, że będzie bardzo ciężko, ale ufam Bożemu miłosierdziu i wierzę, że z Bożą pomocą dam radę. Nie chcę męża osądzać, potępiać. Bóg obdarzył mnie wielką łaską – wybaczyłam. Tak, mąż zdradził mnie pierwszy, ale rozumiem też swoją winę: że nawet nie próbowałam zrobić nic, co mogłoby uratować naszą miłość. Wybrałam najłatwiejszą drogę – odpłaciłam pięknym za nadobne… Teraz widzę, jak wielką jestem grzesznicą. Powoli wracam do swojego Mistrza. Tak, chcę, by Chrystus był moim osobistym Mistrzem i prowadził mnie przez życie. Wiem, że to droga długa i pełna szatańskich zasadzek, ale wierzę też, że z Bożą pomocą mi się to uda. Chcę, żeby Jezus już zawsze był ze mną, żeby mnie ustrzegł przed kolejnym upadkiem. Dziś ze spokojnym sumieniem mogę powiedzieć, że kocham Chrystusa, że pragnę Jego bliskości i że wciąż na nowo, uparcie Go szukam. Wreszcie otworzyłam Bogu drzwi do swego życia i nie chcę, aby był On w nim tylko gościem. Żyję już 24 lata, a dopiero 21 marca tego roku po raz pierwszy w życiu przeżyłam całą sobą Mszę św. To cudowny stan czuć Boga tak blisko. Kochano Redakcjo! Gorąco proszę o wydrukowanie mego listu. Niech będzie on przestrogą dla każdego małżeństwa przed tym, jak łatwo jest wpaść w sidła zła. Jak łatwo osądzamy kochanych, bliskich nam ludzi, zapominając, że Królestwo Boże trzeba najpierw budować we własnych sercach. Kochani Bracia i Siostry połączeni świętym węzłem małżeńskim! Módlcie się razem, razem chodźcie do kościoła, razem przystępujcie do sakramentu pojednania i razem przyjmujcie Komunię św. Zawierzcie swoje małżeństwo, swoje dzieci i całe rodziny miłosiernemu Jezusowi. To jest bardzo ważne po to, byście mogli budować swój domowy Kościół. Bądźcie zawsze z Chrystusem w dobrych i złych chwilach, a przezwyciężycie wszystkie pokusy szatana. Dziś jestem taka szczęśliwa. Kocham Boga i do końca swego życia chcę w tym trwać. Wiem też, że Bóg również mnie kocha i że zawsze tak będzie. Niezależnie od tego, ile jeszcze grzechów popełnię (choć nie chcę tego robić), zawsze będę mogła do Niego wrócić, a On nigdy mnie nie odrzuci i zawsze przygarnie mnie do siebie. Bóg kocha nas wszystkich miłością najpotężniejszą na świecie. Dla takiej miłości warto żyć! Nawrócona
Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|