|
|||
|
Autor: Mirosław Rucki, Bardzo mnie ta jego wypowiedź zbudowała. Od początku naszej wspólnej drogi małżeńskiej byłem bowiem zwolennikiem tego, żeby moja żona była pełnoetatową matką i panią domu. Starałem się docenić jej wysiłki i jej trud, starałem się uprzyjemnić jej czasami monotonne życie, starałem się łagodzić konflikty, które zawsze powstają w procesie wychowania, starałem się ją odciążyć od części obowiązków. Musiałem również zarobić na utrzymanie całej naszej rodziny, co też nie jest takie łatwe. Nieraz zdarzało się, że wychodziłem do pracy o szóstej rano, a wracałem o dwunastej w nocy. Jednak świadomość tego, że powracam do prawdziwego domu, do przystani otoczonej miłością, dodawała mi sił. Oczywiście, różnie bywało w naszej rodzinie. Zdarzały się i konflikty, i problemy, i wątpliwości. Często mówiłem do siebie: „Po co mi to? Może niech lepiej żona idzie do pracy, będzie mi znacznie lżej, a dzieci jakoś się wychowają samopas, tak jak większość ich kolegów”. Mojej żonie również często się wydawało, że niepotrzebnie marnuje życie, siedząc w domu z dwoma dyplomami wyższych uczelni oraz doktoratem. Na szczęście mieliśmy wśród swoich przyjaciół pozytywne przykłady skutecznej kariery macierzyńskiej: dzieci wychowane przez matki, a nie przez podwórko, wyraźnie się wyróżniały na plus w środowisku szkolnym i później na studiach. Z drugiej strony obserwowałem swoje koleżanki w pracy, które musiały się użerać z szefostwem, które się stresowały i płakały, narzekały i męczyły się – ale i tak niemal natychmiast po urodzeniu dziecka wracały do pracy. Widząc te „kariery zawodowe” kosztem porzuconych i zdradzonych dzieci (które przecież przynajmniej na początku boleśnie przeżywają nieobecność mamy, zwłaszcza gdy w końcu zrozumieją, że się je po prostu zdradziło), nabierałem przekonania, że nasz wybór jest właściwy. I teraz otrzymaliśmy najwyższą ocenę – nasze dzieci zauważyły, jak ważne jest to, co dla nich robimy. Biblia uczy, że miłość przewyższa wszystko (1 Kor 13, 13). Uczy też, że należy kochać czynem, a nie tylko słowem (1 J 3, 18). Miłość rodzicielska – najbardziej podstawowa i najbardziej naturalna miłość, jakiej człowiek może doświadczyć – opiera się nie tylko na zmianie pieluszki i ugotowaniu zupy. A już na pewno nie polega na wynajęciu opiekunki i robieniu „kariery zawodowej”. W swoim czasie nasze dzieci wystawią nam ocenę, która nie będzie raczej zależała od naszych osiągnięć zawodowych. I jestem przekonany, że mama, która po prostu była ze swoimi dziećmi, pomagając im zrozumieć otaczający je świat, zaskarbi sobie znacznie większą wdzięczność swoich dzieci niż ta, która pracując zawodowo, będzie w stanie podarować swojemu dziecku na osiemnastkę dom i samochód. Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|