|
|||
|
Świadectwo, 20 października 2008 roku, Zakopane – Górka, drewniana kaplica w domu rekolekcyjnym Ojców Jezuitów. Przyjaciel, Ojciec Stanisław, zaprasza mnie pod pozorem spotkania z pewną panią. Witam się z nią, zaczynamy krótką rozmowę, Ojciec prosi, bym podeszła bliżej ołtarza, i nagle woła: „Darek!”… Z zakrystii wychodzi mój chłopak ubrany w garnitur, z bukietem dziewięciu róż… A ja już wiem, co się święci. Tego dnia stałam się narzeczoną i zyskałam wyjątkowego narzeczonego. W swoim studenckim środowisku często spotykam się z krytyką małżeństwa, a co za tym idzie – także narzeczeństwa. Wśród młodych ludzi panuje pogląd, że do szczęścia nikomu nie jest potrzebny papierek; twierdzą, że przysięga wierności i miłości przed ołtarzem niczego nie zmieni, skoro i tak wyznają to sobie prawie codziennie w kawiarniach, na imprezach – czasem nawet wśród znajomych. Wszystkie te argumenty wydają mi się śmieszne i niedojrzałe, zupełnie nie pasują do 24-latków, którzy w maju dostaną tytuł magistra. Dziwi mnie fakt, że ludzie przywiązują tak dużą wagę do dobrego zawodu, drogiego samochodu, wysokiego wykształcenia, a zapominają o tak ważnej sprawie, jaką jest rodzina oraz szczera i prawdziwa relacja z drugim człowiekiem. Jestem z Darkiem już ponad 5 lat i nigdy nie było między nami tak głębokiej więzi jak ta, którą budujemy w narzeczeństwie. Od dnia, kiedy poprosił mnie o rękę, nasza relacja przeszła jakby na inny poziom, pojawiła się w niej pewność, że już na zawsze będziemy razem. Dzięki temu możliwa stała się szczera, otwarta rozmowa na temat naszych wad oraz sposobu, w jaki chcemy dalej prowadzić wspólne życie. Narzeczeństwo jest czasem, który staramy się szczególnie wykorzystać na udoskonalenie siebie; w obliczu miłości, jaką daje druga osoba, możliwe staje się dostrzeganie i pokonywanie wad, które przeszkadzają nam w budowaniu przyjaźni z Jezusem i ze sobą nawzajem. Jednocześnie pojawia się w nas stopniowo akceptacja i bezinteresowność, która pozwala nam być darem dla drugiej osoby. Nasze narzeczeństwo jest dla nas wielką łaską, dlatego też podjęliśmy już na początku pewne postanowienia, które – zbliżając nas do siebie – pozwolą nam lepiej przygotować się do małżeństwa. Jest to przede wszystkim zachowanie czystości. Staramy się nie prowokować się wzajemnie do nieskromnych czynów ani myśli. Utrzymanie czystości w naszej relacji stało się dużo prostsze z dniem zaręczyn; jeszcze w tym samym dniu postanowiliśmy, że w dniu ślubu powiemy Jezusowi przed ołtarzem: „To dla Ciebie czekaliśmy, nasze czyste serca to prezent dla Ciebie z okazji naszego ślubu”. Czystość sprawia, że patrzymy na siebie inaczej – z większą miłością, a czułość, którą sobie okazujemy nie ma podtekstów seksualnych i sprawia nam wiele radości. Oprócz tego staramy się częściej i bardziej otwarcie rozmawiać; postanowiliśmy, że co miesiąc przez godzinę będziemy dzielić się wzajemnie tym, co udało nam się osiągnąć w minionym czasie, oraz sprawami, które wciąż są dla nas trudne i które przeszkadzają nam w budowaniu wzajemnej więzi. Bardzo ważnym elementem jest też kurs przedmałżeński, który przeszliśmy zarówno w szkole średniej, jak i – w bardzo ciekawej, rozszerzonej postaci – na rekolekcjach Ruchu Czystych Serc. W RCS jesteśmy od pięciu lat, od tego wszystko się zaczęło: budowanie przyjaźni z Jezusem, znajomość z ciekawymi ludźmi, na których zawsze można liczyć, poznawanie siebie. Ruch Czystych Serc ustawił nas na dobrej drodze, a narzeczeństwo jest na niej kolejnym etapem. W naszej znajomości pojawiały się kryzysy; jeden był bardzo poważny i groził rozpadem naszego związku, ale wszystko to, czego nauczyli nas Przyjaciele z RCS, ich modlitwa oraz wsparcie, pomogło nam go przetrwać. Inną formą doskonalenia siebie w przyjaźni z Jezusem są dla nas rekolekcje ignacjańskie. W zaciszu Tatr znajduje się dom Ojców Jezuitów, gdzie mieliśmy możliwość uczestniczyć w takiej formie modlitwy, jaką jest medytacja i kontemplacja. Pozwala to na zbudowanie osobistej więzi z Jezusem, na której następnie można oprzeć swoje relacje z drugim człowiekiem. Nasz Przyjaciel, jezuita Ojciec Stanisław, bardzo pomaga nam przygotować się do wielkiego dnia ślubu. W problemach, trudnościach oraz wtedy, gdy potrzebujemy spowiedzi, zawsze możemy na niego liczyć. Myślę, że jest to ważne, by mieć blisko siebie osobę, która pokieruje nami w razie potrzeby, doradzi nam, czasem nas zgani, ale zawsze podchodzi do nas z ojcowską miłością i ciepłem. Czuję, jakby wraz z narzeczeństwem Pan Bóg obradował nas tym, czego potrzebujemy, żeby zbudować w przyszłości dobre i kochające się małżeństwo. Te dary to: siła, wytrwałość, chęć poprawy, otwartość, bezinteresowność, głęboka miłość, zrozumienie i akceptacja. Mam nadzieję, że uda się nam wykorzystać je maksymalnie, a małżeństwo przyniesie nam wiele satysfakcji i radości. Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|