|
|||
|
Autor: Anna Grzegorczyk, „Jaki Bóg jest dobry”, „Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych” – to ostatnie słowa, które wypowiedziała do mnie s. Immakulata, na dzień przed śmiercią. Jej błogosławieństwo utwierdziło mnie w przekonaniu, iż nadchodzi chwila ostateczna. Wiedziała, że umiera, ale wiedziała też, że Bóg w każdej chwili może unieważnić jej bilet do nieba. Czynił to bowiem tyle razy, właściwie od Jej urodzenia. Dlatego nikt tak naprawdę nie wierzył, że s. Immakulata umrze, chociaż nie tak dawno obchodziła jubileusz 85. urodzin. Siostra Immakulata urodziła się 11 lipca 1922 r. w Ostrowie Wielkopolskim. Śluby zakonne złożyła 11 lutego 1950 r. w Karmelu poznańskim. Brała udział w fundacjach klasztorów w Elblągu, w Gdyni-Orłowie i Bornem-Sulinowie. Była osobą niezwykle żywotną, chociaż chorowitą. „Kuleczka”, „Kruszyna”, jak ją nazywano z powodu niskiego wzrostu, dźwigała w swym dynamicznym, karmelitańskim życiu tony ludzkiego cierpienia. Słaba fizycznie, lecz mocna duchem wspierała modlitwą, radą i piórem zarówno świeckich, jak i duchownych, intelektualistów i niewykształconych, starych i młodych. Otaczała ją aura mistyczności i cudowności, chociaż stąpała mocno po ziemi i była niezwykle pragmatyczna, czasami wręcz zapobiegliwa. Mądrość miłości„Tylko poprzez miłość – jak mówiła – rozpoczyna się życie wieczne pośród czasu”. Tak pojęta miłość stwarzała Ją i promieniowała na wszystkich, którzy mogli Ją poznać. Była mocna siłą świętych Karmelu; o nich pisała, nimi żyła, ich mądrość przekazywała. „Miłość to coś najbardziej wolnego, co tylko istnieje” – to przekonanie Edyty Stein (św. Teresy Benedykty od Krzyża) szczególnie starała się wpoić tym, których duchowo leczyła, jak i tym, którzy usiłowali zgłębić tajemnicę Boga, człowieka i sensu życia. Miłość łączyła zarówno z najgłębszym, istotowym poznaniem, jak i autentycznymi więziami ludzkimi. Harmonia myśli, słów i działania świadczyć miała – według Niej – o prawdzie istnienia, o byciu w prawdzie. Stąd, podobnie jak E. Stein, głosiła wzajemne przenikanie się miłości, wolności i prawdy – przenikanie, które jako prawo duchowe obowiązuje zawsze i wszędzie. Wolności upatrywała w absolutnym oddaniu się Bogu. „Wszystko jest dobrze, jeśli szuka się woli Jezusa” – powtarzała za E. Stein. To mądrość świętych Karmelu, której s. Immakulata się poddawała i do której słuchania przywoływała szukających, cierpiących, pokrzywdzonych, pogrążonych w kryzysach. Z nimi wszystkimi starała się rozmawiać, dawać im rady i ich pocieszać. Wszystko to było ukierunkowane na światło z góry. Im ciemniej wokół nas, tym bardziej musimy się na nie otwierać; tym bardziej musimy rezygnować z siebie, tym bardziej musimy kochać innych i Boga i kroczyć drogą cierpienia, która nas duchowo umacnia i szlifuje. Wąska i pełna wyrzeczeń jest droga, która prowadzi na górę Karmel; na górę, „na której Bogu podoba się mieszkać” (Ps 68, 17). Siostra Immakulata kroczy tą heroiczną drogą, wręcz „metodycznie” podporządkowując się zaleceniom św. Jana od Krzyża: „Ten jest rozmiłowany w Bogu, kto nie szuka zapłaty, lecz pragnie zgubić wszystko, nawet siebie samego, dla Boga”. Poświęca mu książkę Krzak gorejący Kościoła. Od niego uczy się pisać do swych penitentów „czułe listy”, w których poznanie sercem, wczucie się w drugiego staje się metodą i wskazówką na życie. Drogę do światła z nieba wyznacza też, idąc tropem E. Stein, dla której krzyż i noc są mądrością duchowego doskonalenia. Jej postaci i filozofii poświęca najwięcej swej pisarskiej i translatorskiej działalności (m.in. Z własnej głębi, Mądrość miłości, Błysk głębi, Autoportret z listów). Nie zapomina jednak o św. Teresie z Ávila, św. Teresce z Lisieux, św. Elżbiecie od Trójcy Przenajświętszej i innych świętych, także tych jeszcze nie kanonizowanych; również tych spoza Karmelu. Siostra Immakulata nie pisze swego, w pełni oryginalnego, dzieła życia. Nagabywana przeze mnie, dlaczego tego nie czyni, odpowiadała skromnie: „jestem w tym, co piszę o innych”. Skrywała się za postaciami świętych, w komentarzach o nich. Ujawniała się natomiast w rozmowach i ogromnej korespondencji; szczególnie w tych „czułych”, lecz niesentymentalnych, a czasami wręcz ostrych listach, które niestrudzenie pisała i którymi często ratowała ludzi z duchowych zapaści. Imię zakonne, które nosiła – „s. Immakulata od Ducha Świętego” – wyznaczało powołanie do rozeznania przedkładanych Jej kwestii od strony wiary, a nie ludzkich, psychologicznych diagnoz. Nie lubiła, gdy zbyt obszernie i anegdotycznie przedstawiało się swoją sprawę. „To mi zaciemnia jej istotę” – mawiała. Szczupłość informacji nie przeszkadzała Jej w rozeznaniu problemu. Chwytała związki konieczne, a nie przypadkowe. Przez swą konkretną misję prowadzenia ludzi do Boga nie ukryła się zatem do końca za swymi świętymi. Jej postać ma wyraźne indywidualne rysy – rysy wyłaniające się z powiązania miłości z radością. Siostra Immakulata nią promieniowała. Zagadka tego promieniowania leży zapewne w wielu aspektach Jej usposobienia; leży jednak też w Jej przekonaniu o kreatywnych mocach miłości – mocach przekraczających granice społeczne, polityczne i etniczne. Do nich należy radość. „Miłość kreuje radość” – mawiała i pisała w ostatnim swym świadectwie (zamieszczonym w Miłujcie się!). Gdy się naprawdę kocha Boga, ludzi i siebie, nie można nie być radosnym. Ona „chodziła w radości”, „świeciła radością”, „zarażała radością”. Jeśli zrozumiemy do końca moc karmelitańskiej miłości – miłości ponad kalkulacjami rozumu, miłości, która cierpi i jest ofiarna – to zobaczymy w pełni wyjątkową postać s. Immakulaty od Ducha Świętego – Immakulaty Radosnej. Wszak Duch Święty to Wieczna Radość, która „tchnie, kędy chce”, niezależnie od narodowości i koloru skóry; radość dostępna pod każdą szerokością geograficzną; dostępna dla każdego, kto chce duchowo wzrastać i pogłębiać swe człowieczeństwo poprzez miłość. Była tak właśnie nadzwyczajnie radosna, bo „podłączona” do nadprzyrodzonej Miłości. Duchowa apteka„Masz tarapaty – jedź do Immakulaty”. I setki to czyniły. Siostra Immakulata chętnie otwierała swą duchową aptekę, w której znajdowały się lekarstwa od mistrzów duchowości: „wielkich” i „małych”. W tym zapewne leży między innymi sekret Jej umiejętności rozmawiania ze wszystkimi. Kierowana Duchem wiedziała, komu polecić „wielką drogę” św. Teresy z Ávila czy „ciemną drogę” św. Jana od Krzyża, a komu „małą drogę” św. Tereski z Lisieux. Radziła z Ducha i zżymała się, gdy ktoś tego nie rozumiał i usiłował od niej wydobyć tanie, czysto ludzkie pocieszenia. „Nie jestem wróżką ani psychiatrą” – mówiła. „Duchowe problemy mają swoje prawa duchowe i odpowiedź czerpaną z miłosnego zawierzenia Bogu”. Pierwsza rada, której udzielała, zaczynała się od konieczności psychicznego uporządkowania i zrównoważenia oraz wyzbycia się swego egoizmu: „Mów tu do niej święte słowa, a ona wciąż – »moja krowa, moja krowa«”. To był próg, który każdy musiał przekroczyć. W nagrodę rozdawała swoje „duchowe cukierki” pocieszenia, o indywidualnych smakach. U jednych leczyła uczucia: „Zmiennymi nastrojami uczuć nie wolno się martwić. Taka jest »normalka«. Wyż i niż dają duchowy postęp i sublimują uczucia”; innym pomagała przeżywać „puste chwile” czy „pustkę uczuciową”. Jedynym skutecznym lekarstwem na tę okoliczność była modlitwa: „utrudzenie to też modlitwa”; „bez tych doświadczeń nie ma mowy o życiu duchowym”; „Trzeba się modlić, ale niczego nie uprzedzać. Bóg kocha działać cuda i sprawiać radość. Pozwólmy Mu na to”. Potem stawiała wyżej poprzeczki, bo „aby iść w górę, trzeba oderwać stopę od poprzedniego szczebla”. Jedną z nich była pokora. By Bóg mógł działać, „postawa musi być pokorna, otwarta na każdą odpowiedź, nawet upokarzającą: »Gdy się twa dusza doliną rozłoży, przejdzie po niej Duch Boży«”. Dla wybrańców Boga miała już to, co najtrudniejsze do wykonania: „Na wszystko Bogu powiedzieć »tak«”; nawet na największe cierpienie fizyczne. Dopiero wtedy „kosztuje się prawdziwej jasności i prawdziwego światła”. Przekonywała do zawierzenia Bogu i wiary na miarę Abrahama, bo: „Wiara musi być sprawdzona uderzeniem o dno. Dopiero wtedy zacznie się wszystko rozwiązywać. Najczęściej umiemy jedynie wierzyć w Boga (diabeł też w Niego wierzy i drży)”. Stąd wskazywała na wagę cierpienia i uczyła poprzez swoje dźwiganie krzyża: „Wczoraj było bardzo źle, dziś jest lepiej. Dzisiaj jest pierwszy piątek miesiąca, poświęcony Boskiemu Sercu, więc się cieszę, że mogę w ciszy radować się Jego miłością. Te dolegliwości miną, a tymczasem łączę je z Ukrzyżowanym, aby wspierać tych, co uginają się pod swoim krzyżem. Czysty zysk”. PojednanieMimo klauzurowego zamknięcia s. Immakulata była „obecna w świecie”, głównie przez swą działalność pisarską i translatorską. Bez jej pionierskich tłumaczeń pism E. Stein ta wielka filozofka nie byłaby dostępna polskiemu czytelnikowi. Spuścizna s. Immakulaty obejmuje dziesiątki książek i setki artykułów. W tym literackim dziedzictwie zawarte jest jednak przede wszystkim przesłanie ewangelizacyjne dla ludzi całego świata; przesłanie, które czerpała z Ewangelii, ale które rozprzestrzeniała poprzez miłość, poprzez wczucie się w drugiego człowieka. „Widzenie sercem” czy „poznanie sercem” s. Immakulaty – to dar, metoda, która „zamienia problem z konfliktu na zadanie oraz daje szansę pogłębienia w sobie nadprzyrodzonej wiary, nadziei i miłości”. Twierdzi, że uczyła się tej umiejętności od E. Stein – „mistrzyni w jednaniu ludzi i łączeniu ich trwałym i wiernym węzłem”. „Ja nie umieram, lecz wchodzę w Życie” – tymi słowami św. Tereski z Lisieux żegnały ją karmelitanki bose z klasztoru Maryi Matki Pojednania w Bornem-Sulinowie w dniu 28.07.2007 r., wyrażając przekonanie s. Immakulaty i nasze. Żegnaliśmy Ją, po ludzku ocierając łzy i radując się w wielojęzycznych śpiewach wzmacnianych gitarą i bębenkiem na spotkaniu w karmelitańskiej rozmównicy. Było to przekroczenie własnego bólu poprzez twórczą miłość, której moc rozpoznała s. Immakulata. Miłość wyzwalającą duchową, chrześcijańską radość, która przezwycięża „oścień śmierci”. Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|