|
|||
|
Świadectwo, Tuż przed tegorocznymi rekolekcjami RCS w Krynicy-Zdroju doświadczyłem załamania. Bardzo mnie przygniatała moja bezradność, mój egoizm, brak silnej woli i ciągłe upadki w te same grzechy – od 7 lat zmagam się z nałogiem samogwałtu i oglądania pornografii. Całe moje życie było tym zatruwane przez bardzo długi czas; stopniowo traciłem wrażliwość, uczyłem się patrzeć na dziewczęta tylko egoistycznie, zmysłami, a nie duchem. Po pewnych zwycięstwach na tym polu (po każdym takim grzechu chodzę natychmiast do spowiedzi) upadłem wyjątkowo nisko – zgrzeszyłem kilka razy jednego dnia. Po kolejnej spowiedzi i przyjęciu Komunii św. byłem nadal tak rozbity, że nie chciałem wyjść z kościoła – z obawy przed następnym upadkiem. W tej parafii trwa wieczysta adoracja, więc usiadłem sobie przed Bogiem z rozdzierającym szlochem i krzykiem w głębi duszy i tak trwałem jakiś czas... W tamtym tygodniu miałem akurat liturgię słowa we wspólnocie. Tematem był plan Boży. Poruszony miłością i cierpliwością Boga zawołałem z głębi serca, że pragnę, aby był On blisko mnie, żebym mógł być z Nim w intymnej relacji, a nie traktował Go jak kogoś niezwykle odległego i abstrakcyjnego w swojej wszechmocy. To wołanie było skargą, usilną prośbą o uwolnienie i wydźwignięcie mojego życia z bezwładu egoizmu, niemocy i bezradności. Po powrocie do domu z tamtej liturgii znalazłem na biurku list. Otworzyłem go i przeczytałem: „Witaj! Masz już wakacyjne plany? A co na nie Jezus? Czy wiesz, że On w tym czasie chce być szczególnie blisko Ciebie?”. Było to zaproszenie na rekolekcje – dostałem bezpośrednią odpowiedź od Boga, natychmiast... Chociaż się obawiałem, że forma rekolekcji jest dla mnie zbyt odległa mentalnie, to jednak zawierzyłem Bogu i po prostu pojechałem, kierując się jedynie tym niezwykłym zaproszeniem – w przeświadczeniu, że On chce wejść w moje życie i coś planuje... Tak trafiłem na te rekolekcje, gdzie w harmonogramie oprócz koronki, różańca i codziennej Mszy św. była także nocna adoracja. Spróbowałem chodzić tam co noc na godzinę, jak inni. I przez trzy kolejne noce co prawda przychodziłem, lecz w takiej słabości, kruchości, zmęczeniu i roztargnieniu, że właściwie było to bardziej przesiadywanie, przeczekiwanie tego czasu w kaplicy przed Jezusem niż adoracja. Musiałem się bardzo przełamywać, żeby przyjść każdy kolejny raz. Jednak za czwartym razem wydarzyło się coś osobliwego – nagle poczułem gdzieś w sercu myśl, żeby utkwić nieprzerwane wejrzenie w Hostii i nie odrywać od niej wzroku, mimo tylu rozproszeń. Po jakiejś godzinie przestałem odczuwać ból kolan i pleców, za to zacząłem doświadczać jakiegoś tajemniczego światła. Dosłownie czułem, jak ten blask zdziera mi bielmo nieczystości z oczu, odświeża moje spojrzenie, wypłukuje ze mnie cały ten brud, całą tę nieczystość zaległą w ropiejących ranach mojego serca i leczy je powoli, ale z mocą. Po kolejnej godzinie, podczas której niemal namacalnie czułem bliskość Boga, zapragnąłem tylko Jego; przez ten jeden moment czułem, że naprawdę nic innego nie potrzebuję – tylko Jego. Uświadomiłem sobie, że choćby nie wiem co się działo, to dla samego tego faktu, tego doświadczenia tu przyjechałem, w ogóle żyłem dotąd – by doznać tej łaski. Coraz bardziej przesycony tym doznaniem, poczułem silne pragnienie dotknięcia monstrancji. Zapytałem klęczącej obok siostry zakonnej, czy mogę to zrobić, a gdy uzyskałem od niej twierdzącą odpowiedź, uradowany i wzruszony podszedłem jak najbliżej, ukląkłem i z drżeniem, łzami, prosząc Boga o uzdrowienie swojej duszy i uśmierzenie popędów ciała, dotknąłem Go. Natychmiast spłynęło na mnie doświadczenie Jego przenikającej bliskości i tak ogromnej mocy, że czułem, jakby mi wlewał w serce całą beczkę swojej miłości. Przemknęła mi po głowie myśl o tej kobiecie z Ewangelii, która pośród tłumu dotknęła płaszcza Jezusa, przez co wyszła z Niego moc. Trzymałem rękę jeszcze przez chwilę i puściłem Tego, Którego w tamtym momencie moja dusza kurczowo uczepiła się całą sobą. Wiem, że to wszystko brzmi bardzo dziwnie i niesłychanie. Sam jestem realistą, więc rozumiem, że czytając to, można się popukać w czoło – naprawdę jednak czuję głęboko, że zostałem uzdrowiony. Chwała Bogu, który wejrzał na mnie w ucisku: „Chcę błogosławić Pana w każdym czasie, na ustach moich zawsze Jego chwała. Dusza moja będzie się chlubiła w Panu, niech słyszą pokorni i niech się weselą! Uwielbiajcie ze mną Pana, imię Jego wspólnie wywyższajmy! Szukałem Pana, a On mnie wysłuchał i uwolnił od wszelkiej trwogi. Spójrzcie na Niego, promieniejcie radością, a oblicza wasze nie zaznają wstydu. Oto biedak zawołał, a Pan go usłyszał i wybawił ze wszystkich ucisków. Anioł Pana zakłada obóz warowny wokół bojących się Jego i niesie im ocalenie. Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan, szczęśliwy człowiek, który się do Niego ucieka” (Ps 34, 2-9). Amen! Łukasz (18 lat) Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|