|
|||
|
Autor: Małgorzata Radomska, „Oto jego wskazanie, jakie dla nas pozostawił: we wszystkich trudnościach uciekać się do Niepokalanej. Wskazanie to przejął od samego Jezusa, który z krzyża wskazał apostołowi Janowi Maryję jako Matkę” – powiedział Jan Paweł II o o. Stanisławie Papczyńskim, założycielu oo. marianów, którego beatyfikacja odbędzie się 16 września br. w Sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej w Licheniu Starym. 16 grudnia 2006 r. papież Benedykt XVI wyraził zgodę na ogłoszenie dekretów o cudach, męczeńskiej śmierci bądź heroiczności cnót 86 kandydatów na ołtarze. Wśród nich trojga Polaków: bł. Szymona z Lipnicy, Celiny Borzęckiej i o. Stanisława Papczyńskiego – założyciela Zgromadzenia Księży Marianów. Zatwierdzenie cudu ożywienia przerwanej przez „poronienie wewnętrzne” ciąży, wyproszonego przez wstawiennictwo sługi Bożego o. Stanisława Papczyńskiego, otworzyło drogę do oczekiwanej przez trzy stulecia beatyfikacji. Zawierzenie„Ja, Stanisław od Jezusa Maryi Papczyński, (...) ofiarowuję i poświęcam Bogu (...) oraz Bogarodzicy zawsze Dziewicy bez zmazy poczętej serce moje, duszę moją, (...) ciało moje, sobie samemu nic nie zostawiając, tak abym odtąd był w zupełności tegoż Wszechmogącego oraz Najświętszej Maryi Panny sługą – niewolnikiem”. Ten akt zawierzenia Bogu przez ręce Jego Rodzicielki wypowiedział po opuszczeniu pijarów, kiedy podjął decyzję o założeniu Stowarzyszenia Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia. Jego postawa zawierzenia się Jezusowi przez Maryję kształtowała się od najmłodszych lat. Jan – bo takie nadano mu imię chrzcielne – został ofiarowany Chrystusowi i Maryi jeszcze przed swoimi narodzinami. Zofia – jego matka, przeprawiając się jednego razu przez Dunajec, wpadła w wodne odmęty, z których została cudownie uratowana przez wstawiennictwo Bożej Rodzicielki. Ofiarowała wtedy Bogu i Maryi swe dziecko, które nosiła pod sercem, a które przyszło na świat w sobotę 18 maja 1631 r. w Podegrodziu k. Starego Sącza. Jan był ósmym dzieckiem Tomasza i Zofii Papków. Wzrastał w atmosferze wzajemnej rodzicielskiej miłości, co zaowocowało w jego przyszłym życiu. Pobożności uczył się przede wszystkim od matki, która należała do bractwa różańcowego, bractwa św. Anny, III Zakonu św. Franciszka i była gorliwą czcicielką Maryi. Jan, który przyjął później zakonne imię „Stanisław od Jezusa Maryi”, w całym swym życiu doświadczał realnej obecności, opieki i wstawiennictwa Maryi – błogosławieństw związanych z aktem zawierzenia. Jak tylko potrafił, odpowiadał swą synowską miłością na tę miłość – ofiarowując Niepokalanej swe trudy i upokorzenia, wstępując do zakonu pijarów, rozkrzewiając działające przy tym klasztorze w Warszawie bractwo Matki Bożej Łaskawej (powstałe zaraz po tym, jak Maryja zatrzymała szalejącą w mieście zarazę), dedykując Jej swe pierwsze dzieło pisarskie Prodromus Reginae Artium (Poprzednik Królowej Sztuk), potem, po opuszczeniu pijarów, przywdziewając biały habit i walcząc o nowe zgromadzenie ku Jej czci, a nade wszystko – zawsze i wszędzie szerząc kult Jej Niepokalanego Poczęcia, który w tamtym czasie nie dla wszystkich był oczywisty, gdyż dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny został ogłoszony dopiero w 1854 r. Ojciec Stanisław nieustannie nawoływał do umiłowania Służebnicy Pańskiej, bo wiedział, że tylko dzięki Niej najdroższy naród, zagrożony w tamtym czasie przez najazdy tureckie, pozostanie wierny Bogu. Wstawiennictwu Maryi i modlitwom swego spowiednika o. Papczyńskiego powierzał się król Jan III Sobieski, gdy wyruszał na bitwę pod Chocimiem i kiedy wyprawiał się pod Wiedeń. W dziękczynieniu za odniesione za wstawiennictwem Dziewicy Wspomożycielki (wyproszone przez cały lud pokutujący wraz z o. Stanisławem) zwycięstwa król powiększył fundacje tworzącego się Instytutu Marianów i nadał mu wiele królewskich przywilejów. Wymagająca miłośćKto patrzy w oczy Niepokalanej, potrafi w drugim człowieku dostrzec Jezusa. Potrafi usłyszeć ludzkie pragnienie Boga i Boskie pragnienie człowieka. Ojciec Papczyński był nie tylko jednym z najwybitniejszych humanistów XVII w. w kraju, był jednocześnie mistykiem obcującym w codzienności ze swoim Stwórcą, który jest miłością. Zachwyt tajemnicą Bożego umiłowania i wynikającą z niego tajemnicą godności człowieka wyraził na kartach swoich pism: „Człowiek stworzony przez Boga i Jemu przez sakrament chrztu poświęcony jest Jego Świątynią Mistyczną. (...) Jak wielka godność! (...) Ty, człowieku, zaistniałeś w wyniku zamysłu Bożego. Ciebie sama Najświętsza Trójca wybrała sobie na świątynię. (...) Jesteś obrazem Boga. (...) Bo tak jak na ołtarzu zbudowanej świątyni Bóg jest zawsze ukryty w Najświętszej Eucharystii, tak samo jest i w oddanym Mu sercu ludzkim. (...) Dlatego (...) do nas kieruje takie słowa: »z całym wewnętrznym wysiłkiem przygotowujcie mi wasze serca, abym pociągnięty waszą miłością spoczął w nich, jak oblubieniec w swojej komnacie«. »Synu, daj mi swe serce« (Prz 23, 26). W jakim celu? Abym w nim zamieszkał, w nim przebywał, pozostawał, królował, odpoczywał na wieki«. (...) Poza Bogiem nie tolerujmy niczego innego na ołtarzu naszego serca”. Boża miłość niecofająca się przed złożeniem ofiary ze swojego Syna, miłość Syna, który pragnął umrzeć za człowieka, pociągają ludzkie serce do pójścia za tą miłością, do niesienia tej miłości innym, bo przecież nie można kochać Boga, nie kochając człowieka. Ojciec Stanisław powtarzał za św. Filipem Neriuszem: „Powinieneś kochać prawdziwą miłością wszystkich. Nigdy też nie podtrzymuj nienawiści do kogokolwiek wskutek jakichś powiedzianych ci przykrych słów, ponieważ w takim sercu, w którym nie ma miłości bliźniego, nie ma też miłości Boga” i dodawał: „Nic bardziej nie podoba się Boskiemu Majestatowi, jak miłość względem bliźniego, która sprawia, że wszystkie niedogodności, przykrości w mowie, a nawet w uczynkach znosimy właśnie z miłości ku bliźniemu. (...) Zastanów się, czy nie jesteś dla kogoś przykry, czy z przesadnej gorliwości nie oskarżasz kogoś i nie donosisz na kogoś; czy komuś nie przeszkadzasz w awansie? Zastanów się, dlaczego nie cieszysz się z uzdolnień i talentów innych; dlaczego nie sprzyjasz ich postępowi w doskonałości; dlaczego do kogoś odnosisz się z niechęcią oraz zwracasz się do kogoś słowami szorstkimi i cierpkimi. Sprawdź, czy to wszystko pochodzi ze słusznej gorliwości, czy też może gwałtownego usposobienia, abyś nie naraził się na surowy wyrok sędziego, który dziś do ciebie przychodzi”. Ojciec Stanisław nie tylko snuł rozważania o miłości bliźniego w swoich kazaniach i pismach, ale przede wszystkim praktykował ją swoim życiem. Modlił się za tych, którzy mu urągali, przebaczył tym, którzy go siłą uprowadzili i osadzili w karcerze tylko za to, że wiernie zachowywał wszystkie zakonne reguły. Potrzebujących nigdy nie odprawiał z pustymi rękoma. Nazywano go „ojcem ubogich”, bo rozdawał jałmużnę, wspomagał sieroty i wdowy, ubogim dziewczętom wstępującym do klasztorów zapewniał posag, odwiedzał chorych i cierpiących w szpitalach. „Dając jałmużnę, mawiał, że daje ją Panu Bogu na procent”. Opatrzność Boża, której tak bardzo ufał i która była patronką jego klasztoru, nigdy go nie zwiodła. Szczególnym wyrazem miłości do bliźniego była dla niego modlitwa za zmarłych. Wiosną 1675 r. był kapelanem wojennym wojska Jana III Sobieskiego walczącego z Turkami na Ukrainie. Podobno wtedy ukazywało mu się wielu zmarłych proszących o modlitwę. Nieustanne walki wojsk polskich z Moskwą, Kozakami, Turkami, Tatarami i Szwecją, a także zamieszki wewnętrzne, klęski żywiołowe, głód i epidemie przynosiły obfite żniwo śmierci. Ojciec Stanisław był świadomy, że tysiące umierających odchodzi na spotkanie z Bogiem bez przygotowania. Wiedział, na jak wielkie męki niezaspokojonej tęsknoty za Stwórcą są skazani, bo w swoich mistycznych wizjach często schodził w duchu do otchłani czyśćca. Ofiarowywał za nich swoje posty, umartwienia, wyrzeczenia i modlitwy i do tego samego zachęcał swoich współbraci. Kardynał Stefan Wyszyński mówił o celu tak bardzo pielęgnowanej i zalecanej przez o. Papczyńskiego modlitwy za zmarłych następująco: „W modlitwie tej idzie nie tylko o to, aby ich [zmarłych] wesprzeć, ale przede wszystkim, aby pamiętać, że nie mamy tu stałego mieszkania, ale innego oczekujemy. (...) Dzisiejszemu światu trzeba przypominać wielką prawdę o człowieku, który powołany jest do życia wiecznego, którego życie nie kończy się tutaj. Wiara w życie wieczne ma bardzo doniosłe znaczenie – uczy szanować człowieka. (...) Najwyższe nawet kominy fabryczne zwalą się, a najmniejsze dzieciątko, które umrze w dłoniach swej matki i będzie złożone do ziemi, zmartwychwstanie, bo wskrzesi je Ojciec Niebieski w dniu ostatecznym. Ta prawda musi się przebijać przez ziemię i ukazywać nam niebo. Warunkiem sprawiedliwości na świecie jest wiara w niekończące się, wieczne życie człowieka”. ApostolstwoWyrazem miłości bliźniego jest zatem modlić się za niego po jego śmierci, ale także – dopóki żyje – zabiegać o Jego zbawienie. Ten, kto kocha Boga, głosi innym prawdę o Jego miłości. O tym przywileju, ale i obowiązku nieustannie przypominał o. Papczyński: „Nikogo, choćby nawet najpodlejszego i niegodziwego, nie chce Bóg wykluczyć z niebieskiej ojczyzny, gdyż poleca tym, których wyniósł do godności apostolskiej, aby głosili Ewangelię wszelkiemu stworzeniu: tak królom, jak obywatelom, (...) bogatym i jednocześnie ubogim; zarówno starcom, jak i dzieciom, po prostu wszystkim ludziom, dosłownie wszystkim! Stąd sam wnioskuj, jakiej dopuszczałeś się niegodziwości, jeśli przy nadarzających się okazjach (...) tak samo nie służyłeś małym, jak i wielkim. (...) Nie zaniedbujmy nikogo, by pouczać o przykazaniach i pomocach do ich zachowania”. Skąd jednak w niemal niekończących się trudach świadczenia o Bożej miłości czerpać siłę? W pismach o. Stanisława znajdziemy odpowiedź i na to pytanie: „Duszo moja, zerwij się do czynu! Czyż chcesz, aby pochłonęła cię noc? Aby nie zabrakło światła twej lampie, zapal ją pragnieniem przystąpienia do Najświętszej Eucharystii. Wtedy bowiem twoja lampa gaśnie, gdy mało albo wcale nie płoniesz pragnieniem przyjęcia Ciała Pańskiego”. Siła Jezusa eucharystycznego i miłość do Niepokalanej pozwoliły o. Papczyńskiemu podjąć i do końca realizować działalność apostolską. Był nieprzeciętnym kaznodzieją, którego słuchali najznakomitsi mężowie, znającym dogłębnie Pismo św. i zagadnienia teologiczne. Był również kierownikiem duchowym m.in. nuncjusza apostolskiego Antonia Pignatellego, późniejszego papieża Innocentego XII. Był pedagogiem i wychowawcą. Duszpasterzem chorych i ubogich. Z pomocą Niepokalanej założył poświęcone Jej Zgromadzenie Księży Marianów i niemalże do ostatnich swoich sił zabiegał o jego zatwierdzenie przez papieża. Działał przede wszystkim wśród ludu wiejskiego. Świadomy skutków rozszerzającej się plagi pijaństwa, szerzył apostolstwo trzeźwości. Sam będąc abstynentem, polecił zachowanie abstynencji swym duchowym synom. Wiedział, że alkohol nie uśmierzy ran duszy, dlatego tak bardzo zabiegał o to, by w pijących wzbudzić głód i pragnienie Boga, a następnie zapewnić im warunki duchowego rozwoju. Kiedy nie miał już sił pracować, głosił Jezusa, przyjmując gwałtownie wyniszczającą go chorobę. Wzmagające się cierpienia ofiarowywał za zmarłych. Z wielką gorliwością przygotowywał się na spotkanie z Jezusem i Niepokalaną twarzą w twarz. Umarł 17 września 1701 r. Jak za życia, tak i po śmierci wspomaga tych, którzy proszą go o orędownictwo u Boga. Wielu ludzi świadczy o uzyskanych za jego wstawiennictwem łaskach – nawróceniach, uzdrowieniach z chorób fizycznych i z uzależnień, uratowanych ciążach i wyzwoleniach z rozmaitych duchowych udręczeń. Testament„Życie sługi Bożego Stanisława Papczyńskiego jest dowodem, że można wypełnić prawdy Boże. Nieraz się wydaje, że nauka Chrystusowa jest za trudna, może nawet niemożliwa do wykonania; a tymczasem jest aż tylu świętych!” – mówił przy grobowcu o. Papczyńskiego kard. Stefan Wyszyński. Każdy z nas jest wezwany przez Jezusa do pójścia za Jego miłością, do niesienia jej tym, którzy są tuż obok – w szkole, na uczelniach, w domu, w pracy... W tej codziennej wędrówce, w tym bezinteresownym traceniu siebie nieustannie towarzyszy nam Matka, Niepokalana Wspomożycielka, która „w czasach pomyślnych, jak i w czasach nieszczęść, niedoli i klęsk narodowych, gdy wszyscy nas opuszczają, zawsze pozostaje przy nas (...). Jak nie opuściła Chrystusa na krzyżu, tak też nie opuszcza dzieci swoich w cierpieniu” (kard. S. Wyszyński). To razem z Nią i ze wszystkimi świętymi, którzy chcą nas wspomagać w naszych zwykłych, codziennych sprawach, możemy powtarzać słowa modlitwy o. Papczyńskiego: „Panie, mój Boże, daj mi wiarę mocną, nadzieję niewzruszoną, miłość nieustanną. Daj sercu mojemu tę łaskę, aby Ciebie pragnęło; pragnąc – szukało; szukając – znajdowało; znajdując – miłowało”. Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|