|
|||
|
Autor: Jan Bilewicz,
Cześć! Jak kiedyś Wam wspominałem, czytuję czasami czasopisma dla dziewcząt. W każdym kiosku znajduje się ich duży wybór. Wiele tytułów, ale w środku zawsze mniej więcej to samo – barachło. Czytam, oczywiście nie dla przyjemności, lecz po to, aby lepiej poznać sposoby działania nieprzyjaciela. Lektura wprowadza mnie nieodmiennie w przygnębiający nastrój. Chodzę wtedy do sąsiadów, którzy mają dzieci, i podsuwam im myśl, żeby może wytoczyć gazecie mały procesik (tak jak to zrobiono w Niemczech). No, na przykład o nakłanianie dzieci i młodzieży do działań grożących różnymi chorobami, w tym AIDS – a więc niebezpiecznych dla zdrowia i życia. Albo o nakłanianie do czynów uzależniających. Kilka takich procesików i można by skutecznie przerwać „Drang nach Osten” firmy Bauer czy Axel Springer. Niech sobie idą z torbami z powrotem do Niemiec. I niech też koniecznie zabiorą ze sobą swoich polskich współpracowników (albo lepiej powiedzieć – kolaborantów). Cześć! Jak kiedyś Wam wspominałem, czytuję czasami czasopisma dla dziewcząt. W każdym kiosku znajduje się ich duży wybór. Wiele tytułów, ale w środku zawsze mniej więcej to samo – barachło. Czytam, oczywiście nie dla przyjemności, lecz po to, aby lepiej poznać sposoby działania nieprzyjaciela. Lektura wprowadza mnie nieodmiennie w przygnębiający nastrój. Chodzę wtedy do sąsiadów, którzy mają dzieci, i podsuwam im myśl, żeby może wytoczyć gazecie mały procesik (tak jak to zrobiono w Niemczech). No, na przykład o nakłanianie dzieci i młodzieży do działań grożących różnymi chorobami, w tym AIDS – a więc niebezpiecznych dla zdrowia i życia. Albo o nakłanianie do czynów uzależniających. Kilka takich procesików i można by skutecznie przerwać „Drang nach Osten” firmy Bauer czy Axel Springer. Niech sobie idą z torbami z powrotem do Niemiec. I niech też koniecznie zabiorą ze sobą swoich polskich współpracowników (albo lepiej powiedzieć – kolaborantów). Używam tej wojennej terminologii nie przez przypadek. Toczy się bardzo realna wojna przeciwko polskiej młodzieży i dzieciom, prowadzona nie tylko zresztą przez niemieckie koncerny medialne. Niszczyć ludzi można na różne sposoby, niekoniecznie wypowiadając im konwencjonalną wojnę, w której używa się karabinów, czołgów i rakiet. Istnieją różne wojny: konwencjonalna, psychologiczna, duchowa. Przykładowo zaborcy wyniszczali Polaków przez ich rozpijanie. Świadomie, celowo, na różne sposoby sprzyjali piciu. W rezultacie jedni tracili swoich ojców na wojnie czy w powstaniu, inni natomiast – przez alkoholizm. Zastanawiam się, która strata ojca jest bardziej bolesna dla dzieci… Teoretycy od niszczenia ludzi wiedzą, że niezwykle skuteczną bronią jest wikłanie w zło. Grzech nakłaniania do zła klasyfikuje Katechizm Kościoła Katolickiego jako przekroczenie V przykazania: „Nie zabijaj” (2284)… Pokażę Ci teraz kilka obrazków z wojny toczonej przeciwko młodzieży. Radzić z miłością i odpowiedzialnościąWziąłem tym razem do ręki czasopismo, które jakiś czas temu zrobiło na mnie trochę lepsze wrażenie. Pomyślałem wtedy nawet, że – cud nad cudy – chyba się nawrócili… Wkrótce niestety wszystko wróciło do poprzedniego stanu, a redakcja zatrudniła nawet nowego seksuologa – doktora nauk medycznych, kierownika jakiejś poradni seksuologicznej w Warszawie. Na kogo padł wybór? Czy zatrudniono kogoś zatroskanego o młodzież, lubiącego ją i odpowiedzialnego za własne słowa? Takich ludzi jest przecież mnóstwo… Przypomniały mi się dwa wywiady z nowo zatrudnionym „doradcą młodzieży” opublikowane w pewniej gazecie ukazującej się w wielkim nakładzie. Doktor jest mocno lansowany przez tę gazetę jako nowa gwiazda polskiej seksuologii. Dotychczasowe bowiem gwiazdy mocno się już zestarzały i zapewne wkrótce będą musiały odejść z tego świata. (Każdy idzie po śmierci do swojego pana, oni więc pójdą najpewniej do Belzebuba, któremu służą całym sercem, całym umysłem i ze wszystkich swych sił). Sięgnąłem po te teksty ponownie. Oto kilka fragmentów: „Zanim ktoś, kto na przykład »zalicza« dziesiątki przygodnych kontaktów, uznany zostanie za patologicznego erotomana, powinniśmy się uważnie przyjrzeć jego życiu. Jeżeli to człowiek aktywny na różnych polach, a jego życie seksualne jest tylko elementem ogólnej wysokiej aktywności życiowej, nie widzę powodów do niepokoju. (…) W historii ludzkości poligamia istniała i była powszechna. Orgie, haremy – to też było. Jak ktoś ma duży popęd seksualny, no to nie ma wyjścia. (…) Niektórzy seksuolodzy – zresztą sam się do nich zaliczam – twierdzą, że norma w seksuologii jest pojęciem abstrakcyjnym. Nie istnieje problem normalności i nienormalności zachowań seksualnych”. Wyobraź sobie, że masz męża, który zaczyna postępować tak, jak sugeruje ten „jeden z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie” (w ten sposób reklamuje go redakcja). Albo czy chciałabyś stać się dla kogoś z wysoką aktywnością życiową „przygodnym kontaktem”, „zaliczonym, jednym z dziesiątek”? Przecież to podobno normalne… Doktor – jak widzisz – ma poważne problemy. (Zresztą jest to cecha charakterystyczna prawie wszystkich seksuologów). Rzucają się w oczy dwa główne: jeden światopoglądowy, a drugi fachowy. Po pierwsze Doktor uważa człowieka w sferze seksualnej za zwierzę, zwierzęta bowiem faktycznie „nie mają wyjścia”. Chciałoby się powiedzieć: „nie mierz innych swoją miarą”. Pomyłka, człowiek to nie zwierzę! W przeciwieństwie do zwierząt ma rozum i wolną wolę, dlatego jest zdolny do samokontroli. Prawdą jest natomiast, że można zrobić z człowieka zwierzę. Zwłaszcza jeśli odpowiednio wcześnie zacznie się go w tym celu kształtować. Po drugie Doktor nie widzi normy w dziedzinie, którą się zajmuje. Nie ma się czym chwalić! To trochę tak, jak gdyby lekarz internista nie wiedział, czy normalna temperatura ciała wynosi 36,6ºC, 42º czy 5º, i mówił, że norma jest abstrakcją – a więc każda temperatura jest dobra. „Zaliczanie dziesiątków przygodnych kontaktów” oraz orgie – pomijając inne ważne kwestie – prowadzą do szerzenia się chorób przenoszonych drogą płciową, w tym śmiertelnego AIDS. Jak więc mogą być normalnym zachowaniem seksualnym? W takich działaniach zwłaszcza lekarz powinien widzieć powody do niepokoju. Jeżeli zachowanie seksualne powoduje jakiekolwiek negatywne skutki fizyczne czy psychiczne, nie może być uznane za normalne, prawda? I odwrotnie: jest normą to, co służy dobru człowieka – zdrowiu fizycznemu, zdrowiu psychicznemu, trwałemu szczęściu, prawdziwej miłości, rozwojowi osobowemu itd. No widzisz, takie proste, dziecko by zrozumiało – a jednak przekracza możliwości wielkiego „specjalisty”... Kuszenie EwyI jak – w związku z tym, co zostało powiedziane wyżej – mogła wypaść inauguracja poradnictwa młodzieżowego Doktora?... Nie byłem wcale zaskoczony. Pisze 16-letnia dziewczyna: „Nie umiem odmówić sobie zaglądania na »różowe« strony w Internecie. Zawsze kończy się to masturbacją. Potem mam poczucie winy. Za każdym razem obiecuję sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobię, ale nie mam siły przestać”. A oto obszerne fragmenty udzielonej porady: „Oglądanie pornografii i masturbacja to nic złego, pod warunkiem że to akceptujesz. Nie ma problemu, jeżeli traktujesz masturbację jako sposób rozładowania napięcia seksualnego. Jest ona pewnym etapem w rozwoju człowieka, ułatwia poznanie siebie i przygotowuje do współżycia. Jeżeli masz z tego powodu poczucie winy, możesz wykształcić nieprawidłowe podejście do seksu. W przyszłości oznaczać to może problemy w relacjach z partnerem”… „Z partnerem” – zwróć uwagę – nie z mężem. Albo jak mówi Doktor gdzie indziej: „z twoim mężczyzną”. Wcześniej zaś znajdujemy sformułowanie „przygotowuje do współżycia”, ale nie dodaje „małżeńskiego”. Pewne słowa – widzę – nie występują w słowniku Doktora. Podam Ci kilka z nich: mąż, żona, małżeństwo, rodzina, czystość przedmałżeńska, naturalne metody planowania rodziny, poczęte dziecko, Kościół, Pan Bóg. Tam, gdzie rozwiązłość, ginie rodzina. Gdzie ginie rodzina – ginie człowiek. I tam, gdzie rozwiązłość, tam pochwała antykoncepcji, aborcji, „życia na kocią łapę”, homoseksualizmu, ateizmu itp. Zachęta do rozwiązłości to chyba najskuteczniejszy sposób walki z rodziną i z wiarą. Oto nasz Doktor stanął przed problemem szesnastolatki, która cierpi. Wie, jak pomóc? Trochę przypomina kowala zabierającego się do operacji neurochirurgicznej. Zgodnie ze swoją ideologią mówiącą, że wszystko jest normalne, odpowiada: pornografia i masturbacja „to nic złego”. W pierwszym momencie pomyślałem, że powyższe słowa wynikają z niebywałego wprost nieuctwa ich autora, ale potem doszedłem do innego wniosku. Chodzi o to, że przecież setki razy badania wykazywały destruktywny wpływ pornografii na psychikę człowieka, zwłaszcza człowieka młodego, i Doktor musiał coś o tym słyszeć. Pornografia, między innymi, uzależnia. Tak silnie, jak narkotyki czy alkohol, czego zresztą dziewczyna zaczyna doświadczać: „…nie mam siły przestać” – wyznaje. Czy komuś, kto wpada w narkomanię, należałoby powiedzieć: „narkotyki to nic złego, pod warunkiem że je akceptujesz”? Dlaczego więc Doktor napisał, co napisał?... Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Przypuszczam, że artykulik został wyprodukowany na zlecenie producentów pornografii. Za dużą kasę! (Jedno jeszcze pytanko na marginesie: Oglądanie pornografii przez 16-latkę to normalka? A przez 12-latkę – skoro nie ma normy? A przez 7-latkę? A czy 7-latka mogłaby też być „przygodnym kontaktem”, bo przecież nie istnieje problem „normalności i nienormalności zachowań seksualnych”?). Doktor twierdzi, że w tym, co robi dziewczyna, „nie ma nic złego”. Wchodzi więc w sferę dobra i zła. Jest to obszar bardzo istotny, a zarazem niebezpieczny, ponieważ niebezpiecznie jest pomylić dobro ze złem. Jako lekarz jest specjalistą w tej dziedzinie?... No nie! Lekarz zajmuje się biologiczną sferą życia człowieka. Kto jest ekspertem od dobra i zła? Kto wie z całą pewnością, nieomylnie, co jest dobre, a co złe?... Pan Bóg i Kościół, który ustanowił m.in. po to, aby nauczał w tej kwestii. Czy Doktor wie lepiej niż Pan Bóg? Mówi, jakby wiedział! Zacytuję dwa fragmenty Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Pornografia (…) stanowi wynaturzenie aktu małżeńskiego. Narusza poważnie godność tych, którzy się jej oddają (aktorzy, sprzedawcy, publiczność), ponieważ jedni stają się dla drugich przedmiotem prymitywnej przyjemności (…). Pornografia jest ciężką winą. Władze cywilne powinny zabronić wytwarzania i rozpowszechniania materiałów pornograficznych” (2354); „Zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym” (2352). Jak więc widzimy, oglądanie pornografii i masturbacja stanowią poważne zło. Ale popatrz, co czytamy we wspomnianej poradzie: „umożliwiają one poznanie siebie”, „przygotowują do współżycia”, „pomagają rozładować napięcia”… Jakie cudowne obietnice! Co trzeba zrobić, aby się spełniły?… Popełnić ciężki grzech. Pamiętasz scenę kuszenia Ewy z Księgi Rodzaju?... Doktor mówi jak diabeł. Kusi do ciężkiego grzechu czytelników tekstu. Może nawet kilkadziesiąt tysięcy. I jakże przekonująco to robi! No bo kto by nie chciał poznać siebie? Albo kto by nie chciał przygotować się do współżycia małżeńskiego? Kto by wreszcie nie chciał pozbyć się napięć seksualnych, jeżeli się pojawią?... „Nie należy mieć poczucia winy” – ciągnie dalej „specjalista”. „Jeżeli ktoś je ma, może wyniknąć z tego nieprawidłowe podejście do seksu”. Wniosek więc z tego taki, że trzeba się jakoś pozbyć poczucia winy: ciężki grzech jest OK i przynosi niezmiernie pozytywne skutki, poczucie winy jest złe i powoduje skutki negatywne; nie trzeba się pozbywać grzechu, który powoduje poczucie winy – trzeba po prostu uwolnić się od poczucia winy, a grzech popełniać dalej… Czysto belzebubia logika, czyż nie tak? W ten oto sposób nie tylko wikła się ludzi w nałogi, ale także tworzy ludzi bez sumienia. Oto kolejny znakomity pomysł diabła na rujnowanie ludziom życia – zagłuszyć sumienie. Człowiek bez sumienia zdolny jest do największych podłości i świństw. Z uśmiechem na ustach. Po prostu nie czuje, że czyni coś złego. Dziewczyna pytająca o radę reaguje na grzech normalnie, tzn. poczuciem winy. To reakcja zdrowego, normalnego człowieka, niestety upadającego. Ten właśnie wyrzut sumienia powoduje, że nastolatka chce się uwolnić od zła, w które się wplątała. Czy jednak Doktor chce jej pomóc? Rzuca jakieś koło ratunkowe? Wprost przeciwnie: dokłada wszelkich starań, aby dziewczynę jeszcze bardziej pogrążyć… * * * Chciałbym Cię zapytać o coś dotyczącego nie tylko powyższej sytuacji, ale także analogicznych do niej, z którymi z pewnością spotkasz się w przyszłości. Powiem prosto: przez któregoś ze swoich uczniów będzie przemawiał do Ciebie Zły, szatan, obiecując Ci różne wspaniałości w zamian za popełnienie grzechu ciężkiego. I będzie mówił nie przez kogoś wyglądającego jak Marylin Manson, ale przez ludzi z ogładą, z tytułami naukowymi, na stanowiskach… Chciałbym Cię zapytać, czy posądzisz wtedy Pana Boga o pomyłkę, a uwierzysz w prawdomówność „kłamcy i ojca kłamstwa” (J 8, 44)? Zakwestionujesz dobroć Bożych przykazań, a uwierzysz w dobroć pokusy Złego? Odrzucisz miłość Boga, a uznasz szatana za życzliwego Tobie?... Nie pytam przypadkowo. Niestety, wielu tak robi – zapiera się Jezusa, a słucha szatana. Boże planyWspółżycie seksualne według Bożego planu ma wyrażać prawdziwą miłość. Nie każdą miłość. Oczywiście, najbardziej intymny akt, jaki może zaistnieć między kobietą a mężczyzną, powinien być zarezerwowany dla najmocniejszej i jedynej miłości. Taką prawdziwą miłość żywią do siebie kobieta i mężczyzna, kiedy potrafią szczerze i odpowiedzialnie wobec Boga oraz świadków odpowiedzieć „tak” na trzy następujące pytania: „Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia? Czy chcecie z miłością przyjąć potomstwo, którym was Bóg obdarzy?”. A następnie ślubować sobie nawzajem: „Ja, (…), biorę sobie ciebie, (…), za żonę (męża) i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci…”. To są znaki prawdziwej miłości! Jeżeli natomiast kobieta i mężczyzna w ogóle nie myślą o złożeniu sobie takiej przysięgi albo nie są pewni, czy chcą być razem i wiernie do końca życia ani czy chcą mieć z sobą dzieci, to być może istnieje między nimi przyjaźń czy jakiś rodzaj miłości, ale nie jest to jeszcze ta jedyna miłość upoważniająca do współżycia. Powyższe słowa oddania się sobie (wyrażone publicznie dla potwierdzenia ich powagi i szczerości) małżonkowie mogą następnie, z błogosławieństwem Bożym, wyrazić fizycznie. To, co wcześniej powiedzieli słowami, mówią teraz językiem ciała: jestem twój (twoja), bezwarunkowo, całkowicie, na zawsze. W zamyśle Stwórcy akt seksualny oznacza właśnie ostateczne, nieodwołalne i całkowite oddanie się sobie wzajemnie. Współżycie seksualne zaplanował Pan Bóg (oprócz prokreacji), po to aby takie oddanie się sobie, taką prawdziwą miłość wyrażać i pomnażać. Nie w jakimś innym celu (np. rekreacyjnym). I nie tylko w noc poślubną. Każdy następny akt małżeński – nawet po wielu latach małżeństwa – powinien być przypomnieniem oraz przeżyciem miłości z dnia ślubu, a więc odnowieniem trzykrotnego „tak” i złożonej sobie przysięgi. Każdy powinien być podejmowany z pragnieniem oddania się współmałżonkowi i myślą: jeszcze raz chcę ci ślubować miłość, wierność, uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Współżycie seksualne podejmowane z taką motywacją służy miłości małżeńskiej – wyraża ją, odnawia i pomnaża. Żadne inne działanie nie ma w tym względzie większej mocy. Człowiek pragnie głęboko w sercu miłości, która jest darem z siebie. Taka miłość go uszczęśliwia. Jest podstawowym powołaniem człowieka, ponieważ jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, który jest miłością dającą siebie, bezinteresowną i wierną… Ale tę prawdziwą miłość – a więc i szczęście – można zaprzepaścić. Pomyśl, jakiego współżycia chciałabyś w przyszłości? Chciałabyś, aby mąż podejmował je z taką motywacją, jaką opisałem wyżej? Czy może byś wolała, żeby tymczasowy partner podejmował je z myślą, aby wypróbować na Tobie to, co widział na filmie pornograficznym? Albo dlatego, że jest nałogowym onanistą i chce za pomocą Twojego ciała zaspokoić swój nałóg?... Tak właśnie by wyglądało Twoje współżycie, gdybyś trafiła na kogoś, kto mając 16 lat, poszedł za radami Doktora („jednego z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie”). Jeżeli ktoś zawiera małżeństwo zniewolony nałogiem masturbacji albo oglądania pornografii, ma poważne trudności z normalnym przeżyciem aktu małżeńskiego, albo nawet ze zrozumieniem, czym powinno być współżycie małżeńskie. Im dłużej trwa nałóg, im bardziej jest intensywny, tym osobie nim dotkniętej trudniej zrozumieć, co oznacza ODDAĆ SI¿ współmałżonkowi. Działanie seksualne takiej osoby nigdy bowiem nie było bezinteresownym darem z siebie. Nigdy nie wynikało z miłości. Wypływało natomiast wyłącznie z egoistycznego pożądania. Ten sposób przeżywania seksualności, utrwalony może przez lata poddawania się nałogowi, nie zniknie z chwilą zawarcia małżeństwa. Przeniesie się tylko na relacje ze współmałżonkiem. Małżonkowie często natrafiają na przeróżne trudności we wzajemnych relacjach, czasami nawet bardzo poważne, na co wskazuje rosnąca liczba rozwodów. Ich powodem jest najczęściej po prostu brak miłości. Współżycie seksualne powinno odnawiać i pomnażać ich miłość, ale nie czyni tego. Jest mechaniczne, bezosobowe i egoistyczne – jak masturbacja (w istocie nią jest) albo jak kopulacja aktorów w pornograficznym filmie. Przez propagowanie pornografii, masturbacji, „zaliczania przypadkowych partnerów” itp. czyni się ludzi niezdolnymi do normalnego współżycia seksualnego, a przez to destruktywnie wpływa na ich całe małżeńskie życie. Można śmiało powiedzieć, że bardzo wiele zależy od jakości współżycia małżeńskiego. Zachowania seksualne małżonków – z kolei – zależą od tego, jak uformowali oni siebie w okresie przedmałżeńskim. To wtedy właśnie trzeba się nauczyć tego, co służy małżeństwu. Brak czystości przedmałżeńskiej jest patologią, ponieważ przynosi negatywne rezultaty. Ten wyżej wymieniony jest jednym z wielu. Zachowywanie czystości przedmałżeńskiej stanowi normę, ponieważ przygotowuje do udanego współżycia małżeńskiego, a oprócz tego przynosi wiele innych pozytywnych skutków. Wymienię tylko kilka: uczy wymagania od siebie, ofiarności, pracy nad sobą, rezygnowania z egoistycznych zachcianek, walki o dobro, pokonywania swoich słabości, wierności zasadom itp. Tego trzeba się nauczyć, aby umieć kochać. Zachowywanie czystości jest szkołą miłości. Rozerwać kajdany złaDziewczyna, która pyta o radę, powinna uwolnić się od zła, w które się wplątała, i uleczyć rany spowodowane przez to zło. Jest jeszcze czas na zrobienie tego. Od czego zacząć? Przede wszystkim usunąć źródło pokus, którym jest Internet. Następnie zwrócić się do Chrystusa, Zbawiciela człowieka, w spowiedzi, Komunii św. i modlitwie. On został posłany, aby „więźniom głosić wolność, a uciśnionych odsyłać wolnymi” (Łk 4, 18). Jemu trzeba oddawać swoje pożądliwości – by je porządkował, napięcia – by je uśmierzał, zranienia – by je leczył. Właśnie tak! Nie skrywać swojej biedy. Przeciwnie – całą Mu ją wyznać i oddać: „Panie Jezu, oddaję Ci moje pożądliwości, złe myśli, napięcia seksualne, zniewolenia. Oddaję Ci całą moją przeszłość. Daj mi wolność. Przemień moją pożądliwość w pragnienie miłowania, tak jak Ty miłujesz. Ulecz moje rany spowodowane grzechem. Daj mi siłę i cierpliwość w walce z grzechem”. Właśnie – Jezus nie działa sam, bez naszej współpracy. Trzeba ją podjąć. Może to wymagać sporego nakładu sił, ale żaden wysiłek nie jest ceną zbyt dużą za miłość, szczęśliwe małżeństwo, szczęśliwą rodzinę, za całą swoją przyszłość. A gdyby ktoś dodatkowo potrzebował ludzkiego wsparcia w walce z nałogiem, to oprócz spowiednika mógłby się także zwrócić do psychologa. Ale koniecznie musi to być ktoś mający Boga za Ojca. Nie diabła. Cześć! Do następnego razu. Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|