|
|||
|
Świadectwo, Zostałam wychowana w katolickiej rodzinie. W młodości angażowałam się w działalność grup apostolskich. Wiedziałam, że w moim życiu będzie towarzyszył mi Jezus i Jego Matka – Maryja. Dziś mam 36 lat, męża i troje dzieci, które od najmłodszych lat uczyłam modlitwy. 12 maja 2000 r. na przejściu dla pieszych przed swoją szkołą zginął nasz 7-letni syn – dwa dni przed uroczystością przyjęcia Pierwszej Komunii św. przez starszego syna. Nasz świat runął w jednym momencie. Obaj chłopcy bardzo żyli wydarzeniami prawdziwego zjednoczenia z Chrystusem w Komunii św. Tak dużo mówiliśmy im o miłości Pana Jezusa do każdego człowieka, miłości aż po krzyż. Śmierć Sebastiana wprowadziła chaos w nasze życie. Starszy syn czuł się odrzucony przez nas i przez Boga, „który przecież mógł ratować brata”. Młodsza córka, wówczas 20-miesięczna, przestała mówić, moja ciąża (czterotygodniowa w chwili wypadku) była zagrożona i po badaniach jawiła się perspektywa urodzenia upośledzonego dziecka. Byliśmy załamani. Różaniec i koronka do Miłosierdzia Bożego stały się dla mnie ucieczką od bolesnej rzeczywistości; odmawiałam te modlitwy w ciągu dnia i w środku bezsennej nocy – najpierw przepełniona bólem i żalem, potem pełna nadziei, prosząc o Boże miłosierdzie, o opiekę, o pomoc, o siłę, aby móc dźwigać bardzo ciężki krzyż boleści. Modliłam się o urodzenie zdrowego dziecka, o powrót mowy u Ani, o „powrót” najstarszego syna, o przywrócenie radości w naszej rodzinie. Jednocześnie nasuwało się pytanie, dlaczego Pan Bóg nas tak doświadcza, dlaczego dał krzyż, którego nie sposób unieść... Dlaczego?… Dlaczego?... Urodziłam zdrowego synka. Dziś jest już sześciolatkiem. Córka po 8 miesiącach odzyskała mowę, a lukę nadrobiła. Najstarszy syn też nadrabia zaległości, których przyczyną była tragiczna śmierć brata. Jest rzeczą naturalną, że wszystko nie wraca do normy samo. Potrzebna była – i nadal jest – pomoc specjalistów. Codziennie dziękuję w modlitwie za powrót do normalności, za siłę do dźwigania krzyża boleści, krzyża codziennych obowiązków, krzyża trudnego rodzicielstwa. I proszę z nadzieją, i ufam Miłosierdziu… Jezus Miłosierny pobłogosławił nam i dziś z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że Miłosierdzie Boże jest wielkie. Trzeba ufać i mieć nadzieję, i trzeba wiernie trwać przy Panu. Dorota
Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|