|
|||
|
Autor: Małgorzata Radomska, „Bóg sam, stwarzając człowieka na swój obraz, wpisał w jego serce pragnienie poznania Go. Nie przestaje wzywać każdego człowieka, aby Go szukał i znalazł w Nim pełnię prawdy i szczęścia, których poszukuje bez wytchnienia. (…) Człowiek może za pomocą naturalnego światła rozumu poznać w sposób pewny Boga jako Przyczynę i Cel wszystkich rzeczy i jako Najwyższe Dobro, Prawdę i Piękno Nieskończone. (…) Ponadto nie może o własnych siłach wniknąć w głębię tajemnicy Boga. Z tego powodu potrzebuje Objawienia Bożego. (…) Bóg objawił się w pełni w swoim Wcielonym Słowie, Jezusie Chrystusie, który jest Pośrednikiem i Pełnią całego Objawienia. (…) Chociaż ono wraz z posłaniem Syna i udzieleniem daru Ducha Świętego zostało definitywnie już zakończone, to zadaniem wiary Kościoła jest stopniowe wnikanie w ciągu wieków w jego znaczenie” (Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego). Idealny kandydatNie brakuje jednak ludzi, którzy tę prawdę o Bożym objawieniu zniekształcają i zakłamują, zwodząc swoimi naukami tych, którzy naprawdę poszukują Boga. Tak było w przypadku Kena Guindona, który sądząc, że znalazł prawdę, opuścił wiarę katolicką i pozwolił się uwieść świadkom Jehowy. Potrzebował szesnastu lat, żeby się obudzić i uznać w końcu, że się mylił. Był jednym z tych dzieci, które zostały wychowane w religii rodziców. Przez siedem lat uczęszczał do katolickich szkół; jako ministrant mnóstwo czasu spędzał u stóp ołtarza, marząc o kapłaństwie. Nigdy nie miał wątpliwości co do swojej religii. Po śmierci ojca, kiedy jego matka powtórnie wyszła za mąż za niepraktykującego anglikanina, ze względów finansowych poszedł do szkoły świeckiej. Znalazł się w środowisku młodzieży protestanckiej oraz nie wyznającej żadnej religii. W tamtym czasie brakowało mu zapału, by pójść na Mszę św. do odległego kościoła, nie przyjmował Komunii św. i miał trudności ze spowiedzią. Zaprzyjaźnił się z Jayem, którego ojciec był ateistą, a matka świadkiem Jehowy. Ken wtedy jeszcze zupełnie nie wiedział, kim są świadkowie Jehowy. Był młody, naiwny, nie znał sekt i choć oddalił się od swojego Kościoła, bardzo pragnął zaprowadzić porządek w swych relacjach z Bogiem. W rzeczywistości był idealnym kandydatem do „nawrócenia”, z którym Ruth, matka Jaya, czterdziestoletnia kobieta wyszkolona w werbowaniu nowych członków i w interpretacji Biblii, rozpoczęła dyskusję. By zapobiec chaosowi i przeskakiwaniu z tematu na temat, Ruth wręczyła Kenowi podręcznik pod tytułem Niech Bóg będzie naprawdę uznany, umożliwiający w ciągu sześciu miesięcy albo roku dokładne zaznajomienie się z doktryną świadków Jehowy. Szesnastoletni chłopiec, nie zdając sobie z tego sprawy, przechodził formację, która miała uczynić go świadkiem Jehowy. Ruth zaczęła krytykować jedną po drugiej wszystkie nauki, które Ken zdobył jako katolik, idąc z nim o zakład, że na podstawie Biblii przeciwnych twierdzeń jej nie dowiedzie. Swoje tezy uzasadniała, wskazując we własnej Biblii urywki przetłumaczone w błędny i tendencyjny sposób. Jej wielkie „obeznanie z Biblią” wywierało na Kenie ogromne wrażenie i szybko zaczął wierzyć we wszystko, co mówiła. Biblia StrażnicyŚwiadkowie Jehowy, głosząc swoją naukę, posługują się własną Biblią – Przekładem Nowego Świata. Jak pisze E. Bagiński w swej książce Świadkowie Jehowy. Pochodzenie, historia, wierzenia, głównym celem powstania tego przekładu było dopasowanie go do ich nauk. Pracował nad nim anonimowy komitet przekładu, którego żaden z członków nie miał wystarczającego przygotowania. Raymond Franz, bratanek czwartego prezydenta Towarzystwa i wieloletni członek „namaszczonego” ciała kierowniczego, po wystąpieniu z sekty potwierdził, że żaden z tłumaczy nie znał oryginalnych języków biblijnych. Dokonaną przez nich interpretację Pisma św. należy uznać za błędną, gdyż jest arbitralna oraz pozbawiona jakichkolwiek podstaw naukowych i biblijnych – przyjmują oni wypowiedzi biblijne tak, jak im w danej chwili pasuje: raz dosłownie, a innym razem przenośnie. Nie biorą przy tym pod uwagę uwarunkowań historycznych, kulturowych czy literackich tekstów świętych. Za jedyną słuszną interpretację Biblii uważają swe wewnętrzne pismo Strażnica, na którym opierają się w głoszeniu swoich nauk. Abstrakcyjne wywody autorów tegoż pisma bardzo często poparte są fragmentami z Pisma św., co ma zasugerować czytelnikowi, że nauka sekty ma swoje uzasadnienie w Biblii. Manipulacja polega na tym, że w tych publikacjach cytuje się tylko fragment wersetu z Pisma, pomijając resztę – nie pasującą do prezentowanej nauki. Nie zachowuje się także gramatyki, zmieniając w ten sposób sens wypowiedzi. Manipulacje – trzech Bogów i nieśmiertelna dusza?Oto kilka przykładów takich manipulacji podanych przez H. i A. Szczepańskich oraz T. Kundę w książce Pismo Święte przeczy nauce świadków Jehowy. Świadkowie Jehowy insynuują, że katolicy wierzą w trzech Bogów. Jest to oczywiście zarzut bezpodstawny, gdyż Pismo św. wyszczególnia trzy Osoby Boskie, stanowiące nierozerwalną jedność Bóstwa – Trójcę Świętą, którą świadkowie odrzucają, nie uznając bóstwa Chrystusa i redukując Ducha Świętego do mocy Bożej. Naukę o istnieniu Trójcy Świętej jasno wyrażają słowa Chrystusa skierowane po Zmartwychwstaniu do apostołów: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28, 19), które świadkowie Jehowy tłumaczą następująco: „Idźcie więc i czyńcie uczniów z ludzi ze wszystkich narodów, chrzcząc ich w imię Ojca i Syna, i ducha świętego”. Jak pisze E. Bagiński, takie tłumaczenie ujawnia podwójne fałszerstwo, jakiego dokonał komitet tłumaczy: pisownia małymi literami Osoby Ducha Świętego ma wyrazić, że jest On bezosobową „czynną mocą”, drugie zaś fałszerstwo polega na dodaniu słów, które zmieniają sens Chrystusowej wypowiedzi. O literalnym odczytywaniu Pisma św. przez świadków Jehowy świadczy sposób odczytywania innego fragmentu wyjaśniającego istotę Trójcy Świętej – słów św. Jana Apostoła: „Albowiem Trójca wydaje świadectwo na niebie: Ojciec, Syn i Duch Święty, a Trójca ta jednym jest” (1 J 5, 7). H. i A. Szczepańscy oraz T. Kunda zwracają uwagę na to, że świadkowie Jehowy nie przyjmują tej prawdy ze względu na to, że zawarta jest ona w przekładzie katolickim. W Biblii gdańskiej, którą także posługują się jehowici, ten sam werset brzmi następująco: „Albowiem trzej są, którzy świadectwo dają na niebie: Ojciec, Słowo i Duch Święty, a ci trzej jedno są” (BG, 1 J 5, 7). „A ci trzej jedno są” – to znaczy trzy Osoby Boskie, a jeden Bóg. Dla jehowitów nie ma jednak znaczenia tak wyraźne stwierdzenie. Nie wnikają głębiej w treść tego wersetu. Dla nich „ci trzej” to nie to samo co słowo „Trójca”. Manipulacją fragmentami Pisma św. posługują się świadkowie Jehowy także przy udowadnianiu, że dusza ludzka jest śmiertelna. Twierdzenie to opierają na wersecie Starego Testamentu: „Dusza, która zgrzeszy, ta umrze” (Ez 18, 20). Wystarczy jednak przeczytać dalsze siedem wersetów tego rozdziału, aby się przekonać, o jakiej śmierci jest mowa: „A gdy się odwróci bezbożny (który dla Boga umarł) od bezbożności swej, którą popełnił, a będzie czynił sąd i sprawiedliwość, ten duszę swą ożywi” (Ez 18, 27). Werset, który według jehowitów ma świadczyć o śmiertelności duszy, nie mówi o tym, że dusza umarła śmiercią fizyczną, lecz że umarła dla Boga, a zaczęła służyć szatanowi. O takiej tylko śmierci mówi Pismo św. we fragmencie „dusza, która zgrzeszy, ta umrze”. Świadkowie Jehowy Pismo św. znają ze swoich wewnętrznych broszur. Zaskakują przytaczanymi z pamięci fragmentami, łatwo jednak zauważyć, że z wyjątkiem wersetów zakreślonych w Biblii czerwonym ołówkiem przez starszych braci Pismo św. znają słabo lub nie znają go wcale. Gdyby je rzeczywiście znali, nie ośmieliliby się wbrew Pismu zaprzeczyć istnieniu duszy nieśmiertelnej i nie zarzucaliby katolikom, że swoją wiarę w istnienie życia pozagrobowego opierają na wypowiedzi węża: „I rzekł wąż do niewiasty: żadną miarą nie umrzecie śmiercią” (Rdz 3, 4). Wiedzieliby, że w Piśmie św. jest wystarczająco wiele dowodów na istnienie nieśmiertelnej duszy. Prawda ta zawarta jest m.in. w wypowiedzi Jezusa: „A nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, duszy zaś zabić nie mogą. Raczej bójcie się Tego, który może i duszę, i ciało zatracić w piekle” (Mt 10, 28). Gdyby człowiek był duszą, jak twierdzą niektórzy świadkowie Jehowy, wówczas, umierając, umarłby cały. Jezus oddziela od ciała duszę i wyraźnie mówi o jej nieśmiertelności. Kiedy za świadkami Jehowy przyjmiemy, że dusza to krew, to wówczas wypowiedź ta pozbawiona byłaby sensu – Jezus nie mógłby mówić, że ciało zabijają, a duszy zabić nie mogą, bo wiemy, że przy śmierci ciała krew także zamiera i ulega rozkładowi. Jak zatem można by zabić ciało, pozostawiając przy życiu krew czy człowieka? Są wśród jehowitów także i tacy, którzy dowodzą, że w tym przypadku „dusza” oznacza „życie wieczne”. Takim tłumaczeniem nieświadomie, zaprzeczając sobie, potwierdzają istnienie duszy nieśmiertelnej. Świadkowie Jehowy, kiedy nie mają na potwierdzenie głoszonych przez siebie nauk argumentów z Pisma św., tłumaczą Biblię w dyskusjach jak komu wygodnie, często sprzecznie z zasadami swej własnej nauki. Jedną z metod odczytywania Bożego słowa przez świadków Jehowy jest porównanie danego wersetu z innymi. Jest ona słuszna, ale niewystarczająca i może prowadzić do absurdu: G. Fels w swej książce Świadkowie Jehowy bez retuszu podaje następujący przykład: „Strażnica mogłaby bowiem zalecać swoim czytelnikom samobójstwo, opierając się przy tym na Piśmie św. (jak ma w zwyczaju). Niemożliwe? Teoretycznie może do tego dojść: »Wtedy Judasz (…) oddalił się, potem poszedł i powiesił się« (Mt 27, 3-5). »Czyńcie to na moją pamiątkę« (Łk 22, 19). Może ktoś się oburzyć, że te dwa zestawione ze sobą fragmenty mówią o czymś całkiem innym i nie pasują do siebie. Oczywiście. Jest to bowiem tylko jaskrawa ilustracja tego, do jakich absurdalnych wniosków prowadzi zestawianie razem wyrwanych z kontekstu fragmentów Pisma św.”. Zasada działaniaNiestety, właśnie takim wyuczonym, manipulującym Pismem św. głosicielom udaje się uwieść katolików nie znających Bożego słowa. Tak było i w przypadku Kena Guindona, który zauroczony wiedzą i umiejętnością tłumaczenia Biblii, jaką wykazywała się Ruth, po przestudiowaniu dwóch podręczników pragnął już tylko zostać świadkiem Jehowy i oddać się Bogu-Jehowie. Był szczęśliwy, że w końcu znalazł ludzi, z którymi mógł rozmawiać o Jehowie i o Biblii. Kilka tygodni później przyjął chrzest jehowicki i odtąd nie był już katolikiem, lecz świadkiem Jehowy. Zwyczajem jehowitów porzucił wszelkie myśli o wyższych studiach, by – zanim nadejdzie koniec świata (mówiono, że jest bardzo blisko) – służyć Jehowie. Odtąd miał „zarabiać” na życie wieczne dla samego siebie i pomóc innym w ucieczce przed gniewem Bożym, który lada chwila miał spaść na ludzkość (Har-Magedon). Jako zwykły pionier, miał każdego miesiąca głosić przez sto godzin oraz rozprowadzić sto czasopism Strażnica i Przebudźcie się!; musiał też odbyć pięćdziesiąt wizyt i przeprowadzić pięć nauk biblijnych w domu, a na koniec z całej swej pracy rozliczyć się z kierownictwem w specjalnym sprawozdaniu. Uwierzył, że aby zasłużyć na zbawienie i życie wieczne, należy ochrzcić się u świadków Jehowy; poddał się władzy Brooklynu (zarządu organizacji), a Strażnicę – którą posługuje się Jehowa, aby objawić światu swoją wolę – przyjął za jedynie słuszną interpretację Pisma św. Po kilku latach został mianowany pionierem specjalnym. Niedługo potem stał się członkiem tego, co dla każdego świadka Jehowy stanowi centrum świata: Betel (domu Bożego). Doceniał „zaszczyt”, jakiego dostąpił przez to, że mógł pracować dla Jehowy w sercu jego ziemskiej organizacji. To pozwoliło mu poznać Towarzystwo do głębi i wyrobić sobie o nim bardzo jasny pogląd. Odkrył zasadę działania: wystarczy „określić datę” końca świata i wykorzystać to „zagrożenie” przy werbowaniu nowych członków. Właśnie wtedy świadkowie notowali największy przypływ członków. Niewypełnione proroctwoG. Fels podaje, że należący już do zboru w listach do rodzin pisali, by porzucili wyznawaną przez siebie religię na rzecz ich organizacji, bo inaczej grozi im zagłada. Służba Królestwu – niegdyś tajny organ Towarzystwa – latem 1975 r. wydała instrukcję, by chodząc od drzwi do drzwi, przekazywać ludziom, że się przybywa do nich przedostatni raz i że następnym razem przyjdzie się ogłosić wyrok Boży, a wtedy już nie będzie ratunku. Ta groźba miała spotęgować przerażenie wśród wątpiących. Szeregowi członkowie organizacji przyjmowali proroctwa z amerykańskiej centrali, która już wcześniej kilkukrotnie ogłaszała koniec świata, ze ślepą, fanatyczną wiarą. Najgorliwsi porzucali pracę zawodową, sprzedawali domy i samochody i szli głosić proroctwo. Jakież było ich rozczarowanie, kiedy rok 1975 spokojnie minął, a wielu z nich, rozgoryczonych i oszukanych, od nowa musiało dorabiać się utraconych pozycji i rzeczy! Świadkowie Jehowy nie są wyjątkową sektą, która straszy ludzi końcem świata, jednak co do liczby wyznaczonych „końców” są na pewno w ścisłej czołówce. Złośliwi mówią: „co trzy lata koniec świata” – i mają sporo racji. Żadne z dotychczas zapowiedzianych przez jehowitów proroctwo się nie wypełniło. Pismo św. mówi o takich prorokach: „Jeśli który prorok odważy się mówić w moim imieniu to, czego mu nie rozkazałem, albo wystąpi w imieniu bogów obcych – taki prorok musi ponieść śmierć. Jeśli pomyślisz w swym sercu: »A w jaki sposób poznam słowo, którego Jahwe nie mówił?« – gdy prorok przepowie coś w imieniu Jahwe, a słowo jego będzie bez skutku i nie spełni się, znaczy to, że tego Jahwe do niego nie mówił, lecz w swej pysze powiedział to sam prorok. Nie będziesz się go obawiał” (Pwt 18, 20-22). Prorok, którego przepowiednia się nie spełnia, nie jest prorokiem Bożym i nie należy go słuchać. Proroctwa podawane przez świadków Jehowy nigdy się nie wypełniły, zatem nauki głoszone w ich broszurach i czasopismach zakłamują prawdę o tajemnicy Bożego Objawienia. (Czytaj część 2) Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|