Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Przebaczaj nieustannie! Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Przebaczaj nieustannie!
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 5/2006 → Młodzież



Kim jestem? Teraz jestem człowiekiem wolnym!!! Wolnym od wewnętrznej ciemności, od niemocy, żalu i gniewu, który mi towarzyszył przez długi czas.

Kim byłam?… Od sześciu lat jestem chora. Nie jest to choroba śmiertelna, ale bardzo dokuczliwa, uniemożliwiająca mi normalne funkcjonowanie. Kiedy się pojawiła, musiałam zrezygnować z pragnień i planów na przyszłość. Byłam zmuszona pozostawić to, co kochałam robić – swoje pasje i zainteresowania. Byłam wściekła na Boga, ponieważ zabrał mi wszystko i pozostawił mnie z niczym. Odebrał mi moje radości, moje nadzieje, moje osiągnięcia i plany. Pozostał mi tylko ogromny żal i wewnętrzny smutek, który przemieniał moje serce, czyniąc je miejscem pozbawionym jakiejkolwiek nadziei. Stałam się rośliną, a moja egzystencja – wegetacją. Czułam się jak motyl w kokonie szczelnie mnie oplatającym, uniemożliwiającym mi rozpostarcie skrzydeł. Bardzo długo szamotałam się w tym moim wewnętrznym „więzieniu” i nieustannie, natrętnie wołałam do Pana, błagając Go o jakąkolwiek pomoc. Widziałam, jak złość mnie niszczy, i jednocześnie wiedziałam, że ja sama nie dam rady przeciwstawić się tak potężnej sile. Wiedziałam, że tylko Bóg może mnie uwolnić.

Nie myliłam się. Pan zaczął moje uzdrawianie od uświadomienia mi, gdzie tkwi źródło problemu. Pozwolił mi nazwać swoją ranę – brak przebaczenia sobie i Jemu, brak akceptacji Jego woli – nie rozumem, ale sercem. Wiedziałam swoje, ale moje serce się wyrywało, szamotało się, walczyło, nie chciało przyjąć rzeczywistości takiej, jaka ona była.

Jakiś czas potem Pan dał mi sen, który uświadomił mi, że mam poczucie, iż jestem przez Niego bardzo skrzywdzona, odepchnięta oraz że bardzo Go potrzebuję. Chciałam, żeby mnie przytulił i żeby leczył moje zranione serce. W tym też śnie Pan pokazał mi kobietę w wieku czterdziestu pięciu, może pięćdziesięciu lat siedzącą na wózku inwalidzkim. Wewnętrznie odczułam, że jest ona szczególnie przez Pana kochana. Dwa tygodnie później zobaczyłam ją na nocnej adoracji – dokładnie tak samo jak w moim śnie. To była siostra zakonna chora na stwardnienie rozsiane. Porusza się ona na wózku inwalidzkim i nie ma możliwości wykonywania praktycznie żadnej czynności.

Późniejsze wielogodzinne rozmowy z nią o jej doświadczeniu cierpienia, przecież tak nieporównywalnie większego niż moje, pokazały mi, że w życiu najważniejsza nie jest sprawność fizyczna, lecz miłość. Miłość, która pozwala wznieść się poza wszelkie ograniczenia natury, która potrafi dać siebie samą jako dar dla Chrystusa, która jest wpatrzona nieustannie w Mistrza. Ten sen i spotkanie z ową siostrą stało się moją furtką do procesu przebaczenia sobie i Bogu oraz do akceptacji Jego woli.

Śmiesznie to brzmi. Ciekawe, jak można przebaczyć sobie, a co dopiero Bogu? Przecież On jest Bogiem, naszym Ojcem, i nie może nam zrobić krzywdy! Dlaczego jednak moje serce czuło tak ogromny żal (tak długo nieuświadomiony) do Niego – wspaniałego Taty? Dlaczego pojawiły się w nim takie uczucia, jak złość, rozżalenie czy gniew?... Wiedziałam, że jest potrzebne pojednanie z tym, którego winimy za zło nam wyrządzone, bo nawet najmniejsza dawka goryczy może przemienić wnętrze człowieka w suchą pustynię nie dającą życia. Wiedziałam, że nieuporządkowane uczucia mogą stać się potężną siłą, zdolną do zniszczenia człowieczeństwa.

Długo się zastanawiałam, jak mam przebaczyć Bogu – nie aktem woli (bo to już uczyniłam), ale sercem – akceptując i przyjmując z miłością ten tak dla mnie trudny dar – chorobę. Napisałam list pojednania do Pana, którego nazwałam moim krzywdzicielem, niesłusznie oskarżając Go o to, że mnie skrzywdził; którego jednocześnie uznałam za moją ofiarę – tego, którego ja skrzywdziłam. Napisałam taki sam list do siebie samej. Pisanie listów pojednania jest końcowym etapem chrześcijańskiej terapii „Żywa nadzieja”. Krótko po ich napisaniu mój kokon niemocy pękł, a moja relacja z Panem zmieniła się diametralnie.

Kiedy pojednałam się z sobą samą i z Panem, zasłona ciemności opadła i pojawiła się radość, wolna przestrzeń w moim wnętrzu, odrodziła się nadzieja. Pan zaczął powoli kształtować moje nowe pragnienia, marzenia, plany na przyszłość i zupełnie odmienny obraz mnie samej – tej, która nie jest odrzucana, lecz bezwarunkowo kochana przez swego Stwórcę. Przez ten akt przebaczenia Pan leczył nie tylko moje serce – zaczął również uzdrawiać moje ciało. Uzdrowienie sfery psychicznej i duchowej rozpoczęło proces leczenia mojej sfery fizycznej (tego, co się da wyleczyć). Końcowym etapem moich wewnętrznych zmagań były dla mnie tegoroczne wakacyjne rekolekcje RCS. W czasie nocnej adoracji Pan wyraźnie mi pokazał, dlaczego doświadcza mnie tego rodzaju cierpieniem, i uzmysłowił mi, jaki ma ono sens.

Poprzez krzyż – nieważne, jak duży i jakiego jest rodzaju – Pan przyciąga Ciebie bardzo blisko siebie. Pragnie przytrzymać Cię przy sobie. Choć czasem Jego uścisk tak bardzo boli, jest on po to, byś nie runął z krzyża, z hukiem roztrzaskując się o ziemię. Przebacz… Ciągle wybaczaj temu, do którego czujesz żal, gorycz, złość czy też nienawiść. Nieważne, czy jest On Bogiem, sąsiadem, przyjacielem, matką, ojcem czy kimś zupełnie obcym. Przebaczaj nieustannie, abyś żył pełnią życia. Przebaczenie nie jest uczuciem, nie jest żadnym stanem emocjonalnym – jest aktem woli, aktem miłości. Nie bój się zranień, cierpienia – ono jest po to, byś był jeszcze bliżej swego Mistrza, który ma moc uzdrowienia najbardziej beznadziejnych przypadków. Kiedy przebaczasz, dajesz szansę Panu, by wchodził w najciemniejsze, brudne i rozkładające się zakamarki Twego serca, które tak bardzo potrzebują światła, oczyszczenia, opatrzenia – miłości swego Stwórcy. Przebaczenie otwiera Twoją klatkę, daje Ci możliwość rozpostarcia skrzydeł, poczucia w nich wiatru nadziei, wzbicia się do lotu. Przebacz i przyjmij z miłością to, co daje Ci Pan. Choć czasem to trudny dar, jest dany Ci po to, byś wzrastał. Każde cierpienie ma sens, a przyjęte z miłością potrafi przemienić najbardziej zbuntowane i zatwardziałe serce. I choć moje ciało nie zostało cudownie uzdrowione i doświadczenie choroby będzie obecne w moim życiu jeszcze długo, może nawet do końca mojego istnienia, to przez przebaczenie i akceptację zyskałam wolność, która jest niewątpliwie jednym z najważniejszych elementów mojej egzystencji. Pozyskałam Boga, kolejny raz odkrywając Jego ogromną miłość do mnie. Życzę Ci przebaczenia… Byś umiał obdarowywać nim innych, czyniąc ich i siebie samego ludźmi szczęśliwymi.

Kinga

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: