|
|||
|
Autor: Mirosław Rucki, W ostatnich latach modne jest urządzanie tzw. parad równości – budzą one wiele kontrowersji, wiele sprzeciwu, a ich udane przeprowadzenie uważane jest w niektórych kręgach za sukces demokracji. Jak sama nazwa sugeruje, paradują tam ludzie, którzy czują się gorsi od innych, i usiłują udowodnić światu, że jednak gorsi nie są. Ich problemem jest uprawiany przez nich homoseksualizm. Dlaczego uważam, że jest to problem? Dlatego, że ludzie wychodzą na ulicę demonstrować swoją równość wtedy, kiedy mają problem. A jednak nie wychodzą na demonstracje niepełnosprawni (choć mają naprawdę ciężkie życie i prawdziwe problemy szarej codzienności), nie wychodzą na demonstracje dyskryminowani i prześladowani chrześcijanie, nie wychodzą na demonstracje rodziny wielodzietne, które nie mają prawie żadnej realnej pomocy od państwa i ciągle są wyśmiewane przez otoczenie. Na łamach Miłujcie się! podejmujemy wiele trudnych tematów, wypowiadamy się przeciwko różnym grzechom (cudzołóstwo, masturbacja, bałwochwalstwo), ale tylko homoseksualiści przysyłają nam pogróżki, strasząc prokuraturą i sądami. Jeżeli więc mają problem i obnoszą się z nim, to czy można im jakoś pomóc? Wydaje się, że tak. Ja proponowałbym dołączyć do ich parady równości z plakatem: „Kochamy gejów, ale nienawidzimy homoseksualizmu”. Obawiam się jednak, że takie hasło nie zostałoby zrozumiane, dlatego chcę krótko wyjaśnić, o co chodzi. "Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią" (Rz 1, 32). Przede wszystkim należy sobie jasno powiedzieć: praktykowanie homoseksualizmu jest grzechem, który nie podoba się Bogu. Sprawa jest oczywista – Bóg stworzył doskonałe ciało człowieka, w którym każdy organ, każda komórka ma swoje miejsce i swoją funkcję. Oczy są do patrzenia, uszy do słuchania, odbyt do wydalania pokarmu, narządy płciowe do kontaktów małżeńskich i powoływania do życia potomstwa... Czy „wynalazek” homoseksualistów, szukających przyjemności seksualnej wbrew naturze, może Boga radować? Obawiam się, że nie, skoro On nazywa te zachowania obrzydliwością, a prawo starotestamentalne nakazywało karę śmierci dla tych, którzy tak postępują pomimo zawarcia z Nim Przymierza (Kpł 18, 22 oraz 20, 13). Czy jednak upoważnia to nas do „wydawania wyroków” na homoseksualistów? Oczywiście, że nie. Biblia uczy, że przez swoją śmierć Chrystus przyjął na siebie konsekwencje grzechów całej ludzkości, wszystkie ludzkie nieprawości zostały potępione w akcie śmierci Chrystusa, a przez Jego krew otrzymaliśmy przebaczenie i wyzwolenie z grzechu. Jest oczywiste, że chodzi o każdy grzech: i cudzołóstwo, i morderstwo, i homoseksualizm. Czy mamy prawo potępiać tych, komu Bóg przebacza? W żadnym wypadku! Nie wolno nam ich poniżać, dyskryminować, wyśmiewać. Ale również nie wolno nam udawać, że śmierć Chrystusa „uświęca” homoseksualizm jako taki. Niestety, według Biblii każdy, kto widzi grzeszącego i nie napomina go, ponosi odpowiedzialność za jego grzech... (zob. Ez 33, 8). Zatem wydaje się absolutnie konieczne rozdzielenie naszego podejścia do zachowań homoseksualnych od stosunku do samych homoseksualistów. Osobom zawsze należy się miłość, szacunek i godność, ale grzech zawsze zasługuje na potępienie i odrzucenie. Bóg kocha wszystkich grzeszników, którzy są świadomi swojego grzechu i słabości i którzy zwracają się do Niego w sakramencie pokuty. Jednocześnie Bóg ubolewa nad losem tych, którzy uparcie trwają w jakimkolwiek grzechu, nie zważając na szansę zbawienia przez wiarę w zbawczą moc Krwi Chrystusa. By nie zagłębiać się w rozważania na temat natury i przyczyn homoseksualizmu, wyjaśnię to na swoim przykładzie. Jestem zwykłym heteroseksualnym facetem, który czasami się podnieca na widok nieskromnie ubranej kobiety, który łatwo nawiązuje kontakty, który miewa nieraz okazje do przypadkowych kontaktów seksualnych. Za każdym razem mam dwie możliwości: albo ulec pokusie, albo nie ulec. Oczywiście, ulegając pokusie, można wymyślać wiele usprawiedliwień (np. mogę sobie wmawiać, że wszyscy to robią, że to jest normalne, że aktywność seksualna nie jest złem, że tu chodzi o prawdziwą miłość, a Bóg przecież jest miłością, więc nie będzie miał nic przeciwko temu), co nie zmienia faktu, iż cudzołóstwo jest grzechem, którego Bóg nie akceptuje. Wolę jednak zdecydowanie odrzucić samą myśl o możliwości popełnienia grzechu, unikać każdej okazji do grzechu, unikać nawet rozmów o rozpuście – ponieważ doznałem przebaczającej łaski Boga i nie chciałbym obrazić Chrystusa, który tak okrutnie musiał cierpieć z powodu moich grzechów. Nigdy nie uwierzę, że popęd homoseksualny jest silniejszy od popędu heteroseksualnego. Nigdy nie uwierzę, że pokusie homoseksualnej nie da się oprzeć. Nigdy nie uwierzę, że homoseksualista nie jest w stanie zaniechać aktywności homoseksualnej i prowadzić normalne życie, unikając wszystkiego, co prowadzi do grzechu. Skoro jest to możliwe w wypadku każdego innego grzechu związanego z płciowością, to zapewne jest to możliwe w wypadku skłonności homoseksualnych. Nie mówię, że jest to łatwe, ale wyzwolenie się z grzechu zawsze wymaga pewnego wysiłku. Warto jednak włożyć nieco trudu, by dojść do pełnej harmonii z Bogiem, kochającym i przebaczającym. Wówczas nie będą nikomu potrzebne żadne hałaśliwe parady równości, walki z domniemaną „dyskryminacją” ani procesy sądowe „obrażonych” homoseksualistów przeciwko tym, którzy homoseksualizmu uprawiać nie chcą.
Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|