|
|||
|
Autor: Mieczysław Guzewicz, W poprzednich rozważaniach, zatytułowanych Wartość małżeństwa, przedstawiłem dwa punkty „złotej recepty” na zbudowanie udanego, szczęśliwego, a przede wszystkim trwałego małżeństwa, dającego możliwość intensywnego rozwoju związku oraz osób w nim żyjących. Jest to uznanie małżeństwa za najważniejszą sprawę w życiu i podporządkowanie mu wszystkiego, co robimy, jak również uznanie współmałżonka za najważniejszą dla nas osobę. Poniższe treści, mimo innego tytułu, są kontynuacją poprzednich, gdyż zostaną tu przedstawione dalsze punkty owej recepty. Refleksję naszą rozpoczniemy od znanej wypowiedzi Jezusa: „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 6). Zastanawiające jest powyższe stwierdzenie wypowiedziane przez naszego Mistrza i Nauczyciela: człowiekowi nie wolno rozdzielać tego, co złączył Bóg. I nie chodzi tu tylko o tworzone przez ludzi systemy prawne dające możliwość rozwiązania małżeństwa. Sposób złączenia przez Boga jest dla małżonków wielką tajemnicą. Pomimo odrębności płci, osobowości, charakterów, wzorców wyniesionych z domu Stwórca łączy męża i żonę w „jedno ciało”. Jest to jedna z tych prawd, które można pojąć tylko w miarę ich urzeczywistniania. Bardzo podobnie musimy potraktować tajemnicę Eucharystii. W niej także treści objawione przez Jezusa są trudne do ogarnięcia przez ludzki rozum, więc Jezus mówi: „To czyńcie na moją pamiątkę!” (Łk 22, 19). Mamy tę prawdę realizować, uczestniczyć w niej, nie zastanawiając się zbytnio nad jej istotą. Podobnie musimy potraktować prawdę o sakramentalności małżeństwa. Tego także nie trzeba pojmować, lecz należy to realizować. Nie powinniśmy marnować czasu i wysiłku wkładanego w racjonalne wyjaśnienie, ale oddawać się praktykowaniu tych tajemnic, uczestniczyć w nich, urzeczywistniać je przez działanie. „Jedno ciało” utworzone przez kobietę i mężczyznę w chwili zawarcia małżeńskiego przymierza z Bogiem zawiera w sobie element nieprzeniknionej do końca tajemnicy, w której nie chodzi o pojmowanie, ale o realizację. Co więc małżonkowie powinni robić, aby się nie rozdzielać? Tak, to właśnie sami małżonkowie są tymi, którzy najskuteczniej niszczą jedność swojego związku. Nie zewnętrzne czynniki czy też inne osoby, lecz oni sami. I to wcale nie poprzez zdrady i odejścia, ale przez zaniedbywanie tego, co chroni przed rozpadem. Rozdzielanie małżeństwa, a więc tego, co Bóg złączył, dokonuje się wskutek lekceważenia sakramentalności swojego związku. Za fundament małżeństwa, wymagający konkretnego zaangażowania, przez które realizuje się jego istotę, uznać trzeba modlitwę małżeńską, wspólny udział we Mszy św., noszenie obrączki, świętowanie rocznicy ślubu i nieustanną modlitwę za swego współmałżonka. W tej części zajmiemy się tylko pierwszą z wymienionych praktyk – wspólną modlitwą małżonków. W przeważającej większości ludzie żyjący na naszym globie uznają istnienie Boga. Nie jest jednak szczere trwanie w świadomości istnienia Boskiej Istoty bez potwierdzania tego konkretnymi zachowaniami. Tym samym w znanym stwierdzeniu „wierzący nie praktykujący” zawarta jest logiczna sprzeczność. Z biologicznego punktu widzenia taką sprzecznością jest także pragnienie życia i rozwijania się bez dostarczania organizmowi niezbędnych składników odżywczych. W odniesieniu do funkcji biologicznych „wierzący nie praktykujący” mogłoby brzmieć: „żyjący nie jedzący”. Pojedyncza osoba uznająca się za wierzącą musi robić coś bardzo konkretnego, aby sobie i Bogu, którego istnienie uznaje, potwierdzać fakt wiary. Musi dostarczać sobie pokarmu duchowego, niezbędnego nie tylko do rozwoju, ale także do trwania w świadomości bycia wierzącym, do uznawania Osoby, do której można się zwrócić w trudnych chwilach, szczególnie kiedy zawodzą ludzkie sposoby. Jeżeli człowiekowi zależy na rozwoju duchowym, na rozwijaniu swoich relacji z Bogiem, powinien realizować systematyczne działania będące sposobem otwierania się na Bożą łaskę, na dostarczanie sobie pokarmu duchowego niezbędnego do życia. Coraz mocniej potwierdza się prawda, że nie tylko do życia duchowego. Obecność Boga w świadomości człowieka jest bowiem dla niego źródłem siły i nadziei niezbędnej we wszystkich dziedzinach egzystencji. Owo karmienie się strawą potrzebną do duchowego rozwoju odbywa się na różne sposoby. Ale najbardziej podstawowym jest modlitwa – czyli oddanie Bogu konkretnego odcinka czasu z ukierunkowaniem swoich myśli na Niego. Może to być realizowane w pojedynkę lub w grupie, we wspólnocie osób. Po zawarciu małżeńskiego związku sakramentalnego życie duchowe „jednego ciała”, uczynionego dzięki temu przymierzu, musi się bardzo konkretnie urzeczywistniać. Tak jak w przypadku pojedynczej osoby podstawowym sposobem odniesienia małżeństwa do Boga jest modlitwa. W okresie przedmałżeńskim, jako osoby wierzące, modlimy się pojedynczo. W małżeństwie, szczególnie właśnie w tej sferze, nie ma już osób pojedynczych – jest coś jednolitego, scalonego przez Boga w sposób trudny po ludzku do wytłumaczenia. Tego rodzaju jedności nie możemy porównywać do innych dziedzin życia. Jeżeli na przykład odczuwamy potrzebę snu, kładziemy się spać w pojedynkę, pomimo więzi małżeńskiej. Sen jednego ze współmałżonków nie zaspokoi bowiem tej potrzeby u drugiego. Natomiast w zakresie jedności duchowej, uczynionej przez Boga, niezbędne są działania realizowane we dwoje, będąc obok siebie w fizycznej bliskości. Wieczorem małżonkowie klękają obok siebie i jako ten „duchowy organizm” potwierdzają sobie i Bogu, że taki sposób ich życia jest całkowicie od Stwórcy zależny. Sakramentalny związek małżeński zawiera w sobie trudny do wyrażenia zasób sił i możliwości. Jest sakramentem trwającym ciągle, powodującym nieprzerwane spływanie niewidzialnej łaski na małżeństwo. Jednak wykorzystanie tego potencjału możliwe jest tylko poprzez realizację pewnych jasno określonych działań. Bóg zawsze chce zachować oraz uszanować autonomię i wolność. Oczekuje otwarcia się osób na łaskę, potwierdzenia pragnienia i gotowości. Bardzo podobna zależność występuje w odniesieniu do każdego sakramentu. Podstawowym sposobem stałej współpracy małżeństwa z Bogiem, potwierdzającym ich otwartość na strumień łaski nadprzyrodzonej, wnikającej do wszystkich dziedzin życia, jest modlitwa małżeńska. W kolejnych punktach tego tematu ukażę inne bardzo ważne sposoby postępowania małżonków chcących wykorzystywać wszelkie możliwości wynikające z sakramentalności ich związku. Jednak za podstawowy uznać trzeba wspólną modlitwę odmawianą codziennie. Wielokrotnie słyszałem stwierdzenie: „Znam szczęśliwe małżeństwa osób wierzących, które nie realizują praktyk religijnych w taki sposób, nie modlą się razem”. Zgadzam się, że może tak być, ale ich jedność, bardzo wyraźnie odczuwana także przez dzieci, wynika głównie z dobrego dopasowania się emocjonalnego i psychicznego. Być może także z dość dużej zbieżności charakterów i zainteresowań. Małżonkowie rozwijają tę więź, ale może się okazać, że brakuje fundamentu, albo też jest on bardzo słaby. Jest to bardzo ładny dom, lecz budowany na piasku: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki” (Mt 7, 24-27). Wówczas (oby do tego nigdy nie doszło, ale życie nas nie oszczędza), kiedy przyjdą trudne doświadczenia życiowe: utrata pracy, zachwianie podstaw materialnych rodziny, ciężka choroba współmałżonka, śmierć rodzica lub dziecka, inne dramaty wywołane przez kataklizmy i wypadki – związek taki, pozornie trwały i mocny, może przeżyć bardzo poważne zachwianie, może ulec osłabnięciu, a niekiedy rozpadowi. Dlatego – nawet profilaktycznie – inwestowanie w głęboką jedność, budowanie trwałego fundamentu musi dokonywać się świadomie i systematycznie, ze zrozumieniem, że małżonkowie stanowią „jedno ciało”. Tym bardziej jest to niezbędne, kiedy osoby żyjące w małżeństwie znacznie różnią się od siebie w zakresie charakterów, zainteresowań, kiedy nie odczuwają jedności intelektualnej, psychicznej, uczuciowej (co jest możliwe po upływie okresu zauroczenia się sobą). W tej sytuacji bardzo mocnym czynnikiem jednoczącym oraz wzmacniającym (często zresztą jedynym) może stać się świadomie rozwijana jedność duchowa. Niepotrzebne jest wówczas zastanawianie się nad tym, co nas oddala od siebie, nad dzielącymi nas różnicami. Potrzebne jest tylko rozwijanie tego, co z natury związku łączy bardzo trwale i stanowi skalisty fundament małżeństwa. Jeżeli małżonkowie stale otwierają się na Bożą łaskę – szczególnie poprzez wspólną modlitwę – konsekwentnie oraz systematycznie realizują inne działania wynikające z sakramentalności ich związku, wtedy bardzo skutecznie przygotowują się na przyjęcie trudnych chwil, a w momencie ich trwania znacznie łatwiej je znoszą. Trwając w jedności duchowej, ale i w Bogu, bardzo mocno odczuwanym, właśnie dzięki konkretnym modlitwom wspólnie zanoszonym do Niego pogłębiają odczucie oparcia na sobie. Doprawdy nie jest istotne, jakie to mają być modlitwy – najważniejsze jest, aby tak postępować. Nasza tradycja katolicka jest bardzo bogata w zakresie modlitw i modlitewników. Nietrudno znaleźć modlitwy, które będą odpowiadały obojgu małżonkom. Trzeba tylko po nie sięgać. Zadziwiające jest, że nawet badania naukowe potwierdzają, iż małżeństwa tak postępujące się nie rozpadają! Spójrzmy na wyniki tych badań, przeprowadzonych przez amerykańską socjolog Mercedes Arzur Wilson: 1. Związek tylko cywilny – rozchodzi się jedna para na dwie: 50%. 2. Po ślubie kościelnym, bez praktyk religijnych – jedna para na trzy zawarte: 33%. 3. Po ślubie kościelnym i przy coniedzielnym wspólnym udziale we Mszy św. – jedna para na pięćdziesiąt: 2%. 4. Po ślubie kościelnym, przy coniedzielnym wspólnym udziale we Mszy św. i przy codziennej wspólnej modlitwie małżonków – rozpada się jedna para na 1429, w więc zaledwie 0,07%, czyli 0,7 promila (!).
Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|