|
|||
|
Świadectwo, Urodziłam się i wychowałam w rodzinie, w której wszyscy byli wierzący. Ja również – lecz moja wiara była powierzchowna. Myślałam, że Bóg jest bardzo daleko i nie interesuje Go nasze życie codzienne; nie zna ani naszych myśli, ani słów, ani czynów. Kiedy byłam nastolatką, zachorowałam poważnie na nieuleczalną chorobę, zaczęłam bardzo słabnąć. Mój bunt i żal do Boga były tak wielkie, że przestałam się modlić, a z czasem także chodzić do kościoła. Nawet gdy próbowałam się modlić, już nie potrafiłam – tylko zalewałam się łzami i pytałam: „Boże, dlaczego mnie tak doświadczasz?”. Lecz Pan Bóg mnie nie opuścił, choć ja myślałam już zupełnie inaczej; postawił na mojej drodze chłopca, który nie wystraszył się mojej choroby i postanowił być moim „aniołem stróżem”. Dziś jesteśmy już małżeństwem z dziesięcioletnim stażem. Moje pretensje do Boga trwały jeszcze przez ładnych parę lat. W tym czasie szukałam pomocy u różnych zielarzy i bioenergoterapeutów – z marnym skutkiem. Aż pewnego dnia coś się zmieniło w moim podejściu do życia i do Boga. Było lato. Jeździłam do jednego z bioenergoterapeutów, który obiecywał, że mnie wyleczy: nie miałam wtedy pojęcia, jak złe jest to, w co się angażuję. W tym samym czasie w naszej wsi z domu do domu przekazywano sobie obraz Miłosierdzia Bożego. Kiedy przyjęliśmy ten obraz do naszego domu, wprost nie mogłam od niego odejść! Przepłakałam cały dzień i pytałam: „Jezu, dlaczego muszę tak cierpieć?!”. Ten obraz zdziałał w moim życiu cuda. Parę dni po wizycie u bioenergoterapeuty zaczęłam miewać prawdziwe koszmary, śnił mi się diabeł, który się o mnie upominał, a także to, że przyjmowałam Komunię św. Zaczęłam się gorąco modlić na różańcu, odmawiałam też koronkę do Miłosierdzia Bożego. Nigdy więcej już nie pojechałam szukać pomocy u bioenergoterapeutów. Pan Bóg zrobił generalne porządki w mojej głowie. Dziś wiem, że moja choroba jest ogromną łaską – ofiarowując swoje cierpienia Panu, mogę wymodlić wszystko, co jest zgodne z Jego wolą, i pomóc w ten sposób bardzo wielu ludziom. Codziennie otrzymujemy wraz z mężem ogromną pomoc od ukochanego Boga. Doświadczamy bardzo intensywnie obecności Maryi Niepokalanej i Jezusa Miłosiernego w naszym życiu, w trakcie codziennych obowiązków. Koronka do Bożego Miłosierdzia o 15.00 to jest prawdziwa rozmowa z Bogiem, a słowa „Jezu, ufam Tobie”, wypowiedziane z prawdziwą ufnością, sięgają nieba. Odkąd mój mąż i ja „postawiliśmy na Boga” i zawierzyliśmy Mu siebie samych oraz nasze rodziny, zaczęło się bardzo dobrze dziać w naszym domu. Kiedy jeszcze nie ufałam Bogu i szukałam pomocy u bioenergoterapeutów, od pierwszej wizyty wszystko zaczęło się walić, bez przerwy wybuchały jakieś kłótnie i nieporozumienia między nami; mąż stracił pracę, nie można było związać końca z końcem. Teraz, kiedy obiecałam Jezusowi, że już nigdy nie będę szukać pomocy u bioenergoterapeutów, nie będę korzystała z usług wróżek, a wszystko zawierzę Jemu i Matce Bożej, mój mąż znalazł cudowną pracę, między nami panuje zgoda i omija nas wszelkie zło. Dziś wiem, że Jezus stoi obok mnie. Jeśli chodzi o cierpienie, to wprawdzie nadal choruję, ale mam do tego zupełnie inne podejście; czuję się wręcz wyróżniona przez Boga, bo zdołałam przyjąć Jego wolę i mogę teraz pomagać innym, ofiarowując za nich swój ból. Cierpienie łączy mnie z Chrystusem! Czytelniczka
Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|