Articles for Christians at TrueChristianity.Info. List do chłopców. O Bożej recepcie na udane życie seksualne Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
List do chłopców. O Bożej recepcie na udane życie seksualne
   

Autor: Jan Bilewicz,
Miłujcie się! 3/2006 → Młodzież



Pewien – jak się wydaje – poważny instytut naukowy z Nowego Jorku przeprowadził jakiś czas temu obszerne badania dotyczące życia seksualnego mieszkańców 19 państw, w tym także Polski. Niestety, ich wyniki – muszę was zmartwić – są bardzo smutne. Tylko 20% mężczyzn i 18% kobiet jest zadowolonych ze swojego życia seksualnego!... Wyobrażasz to sobie? Przeciętnie tylko co piąty mężczyzna znajduje we współżyciu seksualnym zadowolenie!... W Polsce jest jeszcze gorzej niż przeciętnie, bo tylko 12% kobiet i 12% mężczyzn odnajduje radość we współżyciu.

Radość czy przykry obowiązek?

Środki masowego przekazu przedstawiają seks jako niekończący się raj na ziemi, a tu tymczasem okazuje się on dla ogromnej większości „przykrym obowiązkiem”… Ale nic się nie martw! Zaraz Ci powiem, co zrobić, żeby nie znaleźć się w tej wielkiej grupie nieszczęśników.

Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że Pan Bóg chce, aby współżycie seksualne dawało człowiekowi satysfakcję. Mało tego – Pan Bóg, Twój i mój Stwórca, zaplanował współżycie seksualne jako święto, ucztę duchową i źródło autentycznej radości. Z całą pewnością taki jest Boży plan! Dodatkowo jeszcze powiedział, co należy zrobić, żeby móc tak przeżywać współżycie! Powiedział! I nie myli się, bo sam nas stworzył. Jeśli na przykład twórca komputera wie, jak działa jego wynalazek, i wie, czego nie powinieneś robić, żeby go nie popsuć, i jak powinieneś się nim posługiwać, żeby działał prawidłowo – to cóż dopiero Pan Bóg, nasz Stwórca… W VI i IX przykazaniu mówi Ci, czego nie powinieneś robić, żeby nie popsuć swojego życia seksualnego, a nawet swojego życia w ogóle. 

Problem w tym, że masz również edukatorów i doradców na przykład w tak zwanych czasopismach dla młodzieży, a także w radiu oraz telewizji. Doradcy ci uważają, że wiedzą lepiej niż Pan Bóg. Cóż za pyszałki!... Można by zrobić pewne porównanie. Otóż w instrukcji obsługi konstruktor komputera pisze, że należy się z nim obchodzić ostrożnie – a tymczasem jacyś mądrale twierdzą uparcie, że gdyby przyszła Ci chętka, możesz zrzucić go ze stołu na podłogę. „Nie bój się – mówią – będzie szałowo!”. No i rzeczywiście, mogłoby być szałowo, kto wie? Ale niestety tylko przez chwilę. Na udzielaniu mniej więcej takich rad (które nazywają „nowoczesnymi” albo „naukowymi”) owi edukatorzy seksualni pędzą swoje bardzo smutne życie, czyniąc życie innych równie smutnym, jak ich.

Co mówi Pan Bóg w VI i IX przykazaniu? Że masz zachować czystość przedmałżeńską w myślach i czynach. Życie seksualne może być szczęśliwe tylko w małżeństwie. I będzie takie tylko pod warunkiem, że zachowasz czystość przedmałżeńską. Tak to zostało zaplanowane przez naszego Stwórcę – w okresie przedmałżeńskim zachowanie czystości, aby spokojnie dojrzeć emocjonalnie, intelektualnie i duchowo i żeby nauczyć się samokontroli w sferze seksualnej, a w ten sposób nauczyć się kochania. W małżeństwie zbiera się owoce zachowania albo niezachowania czystości przedmałżeńskiej, słodkie lub cierpkie.

Zabawa z niewypałem

Już w okresie dojrzewania można zniszczyć w sobie zdolność do przeżywania współżycia seksualnego w małżeństwie jako święta i uczty duchowej. Pornografia jest chyba najskuteczniejszym do tego środkiem. Wszędzie obecna, dostępna bez większych ograniczeń, niezwykle pociągająca; rodzice w domu nic na jej temat nie mówią, w szkole zaś katechetą kto by się przejmował…

Bez większego poczucia zagrożenia zaczyna się oglądać czasopisma czy kasety wideo. Przypomina to trochę zabawę z niewypałem. Efekt jest piorunujący. Nawet przelotny kontakt z pornografią chłopaka w okresie dojrzewania odnosi przeważnie taki skutek. I bez tego ma trudności z zachowaniem samokontroli w sferze seksualnej. Teraz z pewnością zostanie ona złamana, co wyraża się w samogwałcie. Pojawiają się nowe, niezwykle przyjemne (na początku) przeżycia i nowa sytuacja, z którą młody człowiek nie potrafi sobie radzić (o ile w ogóle chce to robić). Jeżeli rzadko korzysta z sakramentów i mało się modli, jest bezsilny wobec szybko powstającego i pogłębiającego się nałogu.

Zdarza się oczywiście, że niektórzy, umocnieni łaską Bożą, podejmują walkę i odnoszą sukces. Inni walczą wytrwale pomimo upadków. I to jest ważne. Istnieje kolosalna różnica między kimś, kto walczy, choć czasami upada, a kimś, kto poddał się i trwa w upadku. Walczyć mimo przegranych niektórych bitew nie oznacza jeszcze przegrać wojnę! Wojna nie jest przegrana, dopóki się walczy. Zupełnie inną rzeczą jest zrezygnować z walki i poddać się wrogowi, albo nawet w ogóle uznać go za przyjaciela.

Superman?

Co się dzieje, kiedy mężczyzna rozpoczyna małżeństwo z nałogiem masturbacji?... Oczywiście żaden nałóg nie ustaje w momencie otrzymania świadectwa zawarcia ślubu. Do tego potrzebny jest osobisty wysiłek. Tym bardziej nie ustaje nałóg masturbacji, ponieważ po ślubie ma się wrażenie, że gdzie jak gdzie, ale w tej sferze nie jest już potrzebny wysiłek. Nie po to się człowiek żeni, żeby się teraz jeszcze wysilać. Tak się przeważnie myśli! Błędnie!

Wyobraź sobie teraz żonę takiego męża. Na początku sądzi, że jest taka atrakcyjna, że mąż nie może bez niej wytrzymać. Zaczyna być nawet dumna z siebie. Z czasem jednak odkrywa, że jest traktowana instrumentalnie. I ta obserwacja jest niestety trafna. Faktycznie tak jest. No i jak ma być zadowolona, jak ma się cieszyć ze współżycia, które polega na tym, że mąż masturbuje się przy pomocy jej ciała? Jak ma się cieszyć, skoro ma za męża takiego uzależnionego biedaczka, nieboraczka, który nie potrafi sobie poradzić sam z sobą, a co gorsza jeszcze mu się wydaje, że jest supermanem. I to najbliższa osoba… Chciałaby być z niego dumna, no ale jak? Chciałaby być przez niego kochana, szanowana, a on tymczasem jej używa. Siąść i zapłakać.

I mąż też głęboko w sercu nie jest zadowolony z takiego „współżycia”. Bo jak dorosły, normalny człowiek może być zadowolony z tego, że jest uzależniony, choćby nawet tak tego nie nazywał… Co dzieje się potem? Idzie przeważnie za radą „oświeconych”, „postępowych”, „nowoczesnych” edukatorów seksualnych z tytułami naukowymi (może dlatego myślą, że wiedzą lepiej niż sam Pan Bóg?), którzy mówią, że lekarstwem na niezadowolenie w życiu seksualnym jest „urozmaicanie sobie miłości małżeńskiej”. Inspirację do dalszych rad czerpią z oglądania filmów pornograficznych... Oto źródło ich wiedzy! A więc można to robić raz w łóżku, a innym razem pod łóżkiem, a to stojąc na jednej nodze, a to na jednej ręce, a to na głowie… I taką cyrkową ekwilibrystykę nazywają „kochaniem się”! Stanie na głowie ma pobudzać i umacniać miłość małżeńską, która gaśnie… No widzisz… A ja myślałem, że miłość małżeńską pobudza rozmowa, słuchanie siebie, intymne dzielenie się myślami i przeżyciami, szczerość, czułość, szacunek, nieszukanie swego, niepamiętanie złego, cierpliwość, wspólna modlitwa, korzystanie z sakramentów itd. – a nie stanie na głowie.

Cóż za nieboraczki! Pomyliło im się wszystko... Wszystko faktycznie postawili na głowie. Odbywanie stosunku seksualnego w jakiejś dziwacznej pozycji może pobudzać u kogoś pożądanie – zgadza się. Ale pożądanie to dokładne przeciwieństwo miłości.

No i wyobraź sobie teraz tę biedną żonę. Mąż mało, że uzależniony, to jeszcze zachowuje się trochę jak nienormalny… I dla niego to „urozmaicanie sobie miłości” nic nie zmienia. Po raz kolejny został po prostu – jak to się mówi – wpuszczony w maliny. Uzależnienie pozostało, a nawet pogłębiło się. Poza tym jak normalny, dorosły mężczyzna może być zadowolony z robienia z czegoś, co ma być aktem miłości – „cyrku”? No jak?

Jak łyk samogonu

Czy człowiek uzależniony na przykład od alkoholu może być zadowolony z tego, że pije? Porównajmy pijaka i smakosza wina. Dwa zupełnie różne światy! Pierwszemu wypicie alkoholu przynosi nie tyle zadowolenie, ile ulgę. Wszystko mu jedno, co pije, byle jak najskuteczniej uśmierzyć nałóg. Smakoszowi wina wypicie alkoholu przynosi zadowolenie, a nie ulgę. Rozkoszuje się tym, co pije: zapachem, smakiem, kolorem wina. Gdyby zaś przed pijakiem postawić kieliszek na przykład toskańskiego chianti rocznik 1980 i kieliszek samogonu, wybierze samogon, bo przynosi większą ulgę... A gdyby wypił chianti, to nie dostrzegłby nawet, co wypił, nie dostrzegłby subtelności. Byłby nawet chyba rozczarowany…

Dla uzależnionego seksualnie nie jest ważne, czym mogłoby być współżycie. Nie potrafi w nim dostrzec nic ważnego i pięknego. Nawet nie jest ważne, z kim się współżyje. Chodzi o kobietę, która by chętnie zaspokoiła jego nałóg. Nie wie, co to miłość. Zbyt duża subtelność. Myli mu się pożądanie z miłością… Smakosz wina nigdy nie ma tzw. kaca, bo nie nadużywa alkoholu. W przeciwieństwie do pijaka, który pije znacznie więcej, niż może znieść jego organizm… Niezadowolenie z życia seksualnego w małżeństwie, to – obawiam się – często „kac moralny” spowodowany nadużywaniem seksualności.

Jeśli współżycie małżeńskie ma być świętem, radością, przeżywaniem tajemnicy, ucztą duchową, aktem miłości i czułości, najintymniejszym aktem oddania się sobie, nie może polegać na zaspokajaniu uzależnienia seksualnego… A więc trzeba być wolnym! Tylko mężczyzna wolny wewnętrznie może głęboko przeżywać współżycie i być z niego prawdziwie zadowolonym. Wolność zaś – ogólnie rzecz biorąc – to nie jest robienie tego, na co ma się w danej chwili chętkę, ale zdolność wyboru dobra. Wolność to zdolność do wybierania i czynienia dobra oraz powstrzymywania się od czynienia zła. Wybór dobra może być trudny. Pokusa do złego jest przeważnie przyjemna. Ale od zła trzeba się powstrzymywać, ponieważ ze złem wiąże się uzależnienie, cierpienie, destrukcja, poniżenie człowieka... Taka jest natura zła.

Myślę, że gdybyś przepisał sobie powyższą definicję wolności sto razy – lub jeszcze lepiej pięćset razy – albo gdybyś się jej nauczył na pamięć i powtarzał codziennie dziesięć razy rano i dziesięć razy wieczorem, to byłoby to jakąś przeciwwagą dla tej propagandy, którą uprawiają za pomocą środków masowego przekazu różnego rodzaju guru otaczającej Cię kultury, nazywanej słusznie „kulturą śmierci”.

Własne plany?

Dotąd powiedziałem tylko część tego, co powinienem. Temat – okazuje się – jest długi. Będę kontynuował go przy najbliższej okazji. W każdym razie najważniejsze, co chciałem powiedzieć, jest to, że Pan Bóg, nasz Stwórca, zaplanował okres przedmałżeński jako czas zachowywania czystości w myślach, pragnieniach, słowach i uczynkach. Po to między innymi, aby współżycie seksualne w małżeństwie było satysfakcjonujące. Między innymi po to. Taki jest Boży plan. Lepiej jest dla nas samych dostosować się do tych planów. Nie jesteśmy mądrzejsi od Pana Boga. Dlatego własne nasze plany wypadają zawsze trochę śmiesznie… Można by zrobić takie porównanie: fortepian został zaplanowany do grania, a stół do jedzenia. Niektórzy zaś chcieliby jeść na fortepianie, a grać na stole… Trochę śmieszne, nieprawdaż?

Trzymaj się! Szczęść Boże!

Twój starszy brat Jan Bilewicz

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: