|
|||
|
Świadectwo, Trudno mi powiedzieć, kiedy zaczął się mój kontakt z Bogiem. Urodziłem się i wychowałem w rodzinie głęboko wierzącej. Problemy zaczęły się na przełomie szkoły podstawowej i średniej. Wiadomo, okres dojrzewania to trudny czas dla młodego człowieka. Pojawia się wtedy wiele pokus, którym ogromnie trudno się oprzeć. Każda, nawet najmniejsza, przygoda odgrywa wówczas ważną rolę w życiu nastolatka. To doskonały moment dla szatana, który aż się pali do tego, aby odebrać Bogu Jego dzieci i sprowadzić je na złą drogę. Tak właśnie było w moim przypadku. Anioł ciemności nie wkroczył do mojego serca od razu. Robił to stopniowo, lecz bardzo skutecznie: przestałem przyjmować Komunię św., potem chodzić do kościoła, aż w końcu zaczęło we mnie kiełkować zło. Początek jednak zapowiadał się całkiem niewinnie. Imprezy, dyskoteki i zabawy – wszystko „wzbogacane” alkoholem. W miarę jak dorastałem, doszło do tego wiele innych „atrakcji”, m.in. narkotyki, pornografia i seks. Żyłem wtedy tzw. pełnią życia i czułem się z tym świetnie. Dodatkowo, dla zyskania szacunku i poważania w szkole i na podwórku, podjąłem trening kulturystyczny. Jednakże nawet ten piękny sport, który miał mnie przecież rozwijać, został opanowany przez siły zła. Zacząłem przyjmować środki dopingujące, które poza przyśpieszeniem wzrostu masy mięśniowej wywoływały u mnie napady agresji i powodowały zmiany w moim usposobieniu. Czas mijał, a ja stawałem się coraz bardziej bezwzględny, nieczuły i niespełniony. Moimi problemami i porażkami obarczałem wszystkich, tylko nie siebie samego. Uważałem, że Bóg mnie nie kocha, ponieważ nie spełniał moich życzeń i pragnień. Stałem się butny, arogancki, nieczuły na cierpienie innych; byłem pełen nienawiści. Powoli traciłem kontakt z rzeczywistością. Po długim, lecz nieudanym w sumie związku z pewną dziewczyną popadłem w silną depresję. Nic dziwnego: nasze uczucie było oparte na bardzo słabym fundamencie – na kłamstwie, a przede wszystkim brakowało tam obecności Boga. Postanowiłem więc, że będę się modlił o pomoc i odzyskanie zdrowia do Matki Bożej Fatimskiej. Przez kilkanaście miesięcy odczuwałem wielką samotność i cierpienie. Każdy mój nowy dzień zaczynał się i kończył płaczem. Każda godzina samotności przedłużała się w nieskończoność, a ból umysłu i duszy narastał. Wreszcie, po wielu miesiącach choroby, postanowiłem to wszystko oddać Bogu. Odstawiłem leki psychotropowe i wkrótce pojawił się uśmiech na mojej twarzy, optymizm oraz nadzieja na lepsze jutro. Nie doceniłem jednak Bożego daru, gdyż ponownie wkroczyłem na drogę zła. Tak mijały kolejne lata i choć moje życie zmieniło się na lepsze, to nadal żyłem na zbyt szybkich obrotach. Dopiero po śmierci Jan Pawła II zrozumiałem, że trwam w wielkim grzechu, z którego tak łatwo nie można się wyrwać. Od tej chwili pojawiła się w moim życiu szczera i głęboka modlitwa do Bożego Miłosierdzia. Dotarło w końcu do mnie, że aby pokonać wszelkie nałogi, nie wystarczy ich ograniczenie czy nawet sama silna wola. Do pokonania sił ciemności i grzechu konieczne jest radykalne odcięcie się od wszelkiego zła i powierzenie wszystkich swoich problemów Jezusowi. Tylko On jest w stanie uwolnić nas od grzechu i wskazać prawdziwą drogę życia, opartą na miłości, a nie na płaskich przyjemnościach i zniewoleniu. Módlcie się do Bożego Miłosierdzia na różańcu, a Jezus na pewno Wam pomoże – nawet jeśli na tzw. zdrowy rozum jest to niemożliwe. Zaufajcie Mu i oddajcie się pod Jego Boską opiekę! Dziękuję Panu Jezusowi, Matce Bożej Fatimskiej oraz Janowi Pawłowi II za światło w moim zachmurzonym życiu. Łukasz
Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|