|
|||
|
Świadectwo, Chciałabym podzielić się moją radością, płynącą z przeżywania małżeństwa i rodzicielstwa, a także zachęcić tych, którzy jeszcze szukają swojej drugiej połówki, do powierzenia tej sprawy Panu Bogu. Zanim poznałam swojego męża, szukałam swego miejsca w życiu. Czułam, że chciałabym być dobrą żoną i mamą i stworzyć taki dom, jakiego mi brakowało – w mojej rodzinie nie było miłości, zrozumienia, zaufania, ciepła, akceptacji; krótko mówiąc: nie było w niej Boga. Mimo że nie miałam wzorca kochającej się rodziny, Pan dał mi zrozumieć, jak to naprawdę powinno wyglądać. Bardzo chciałam kochać i być kochana. Zaczęłam modlić się o dobrego męża, a wiedziałam, że takim może być tylko człowiek, który głęboko przeżywa wiarę; dla którego miłość oznacza dawanie siebie drugiej osobie i który kochałby Boga bardziej niż mnie. Pan Bóg długo nie odpowiadał na moje modlitwy. Zaczęłam wątpić w to, czy małżeństwo w ogóle jest mi pisane. Ale jeśli to nie jest moja droga, to jaką powinnam pójść? Zakon? Sama myśl o tym wywoływała we mnie smutek, bo wewnętrznie chciałam przecież czegoś innego. W końcu jednak powiedziałam Bogu: „dobrze, niech będzie tak, jak Ty zechcesz”. Być może takiej postawy Pan oczekiwał ode mnie, bo niedługo potem postawił na mojej drodze mężczyznę, za którego później wyszłam za mąż. Bóg odpowiedział na moje pytanie: „jaka jest Twoja wola, Ojcze?”. Już po pierwszym spotkaniu i po rozmowie poczułam, że to jest właśnie ten, na którego tak długo czekałam. Zauważyliśmy, że mamy podobne charaktery i poglądy, zwłaszcza na sprawy fundamentalne: wyznawaliśmy tę samą hierarchię wartości, na której czele stał Bóg. Mieliśmy także podobne doświadczenia wyniesione z domu rodzinnego i w związku z tym silne pragnienie zbudowania normalnej, zdrowej rodziny. Po ośmiu miesiącach znajomości, przy ołtarzu, w obecności Boga, kapłana i rodziny, wypowiedzieliśmy słowa przysięgi małżeńskiej. Mieliśmy świadomość, że obecny jest przy nas nasz Ojciec, który zetknął nas ze sobą i teraz cieszy się razem z nami, i błogosławi nam na naszą wspólną drogę. Ale jednocześnie nie bujaliśmy w obłokach, myśląc, że po ślubie zacznie się idylla. Mieliśmy świadomość dużej odpowiedzialności i powagi podjętej decyzji, którą uważamy za nieodwołalną. Wiedzieliśmy, że czekają nas trudności, które trzeba będzie pokonywać, ale już nie osobno, tylko razem. Razem z Bogiem! Słowa Ewangelii, które zostały do nas skierowane, przypomniały nam o budowaniu domu na skale, a nie na piasku. Dziś jestem mamą siedmiomiesięcznego Piotrusia. Finansowo i materialnie jest nam trudno – tylko mąż ma pracę, nie posiadamy też własnego mieszkania (od ślubu żyjemy na walizkach – czyli wynajmujemy). Nasz malutki synek wędruje po kolejnych mieszkaniach razem z nami. Jednak Pan Bóg pokazuje nam, że czuwa i troszczy się o każdy nasz dzień. Dziękuję Mu za męża, który jest człowiekiem opiekuńczym, dojrzałym, odpowiedzialnym – i jest cudownym tatą dla Piotrusia. Szczerze namawiam wszystkich, którzy pragną małżeństwa, do modlitwy o dobrego męża (dobrą żonę), bo mój wymodlony mąż jest dokładnie taki, o jakiego prosiłam Pana Boga. Nie szukajcie usilnie na własną rękę i byle gdzie. Zdajcie się na Boga, a On na pewno zaaranżuje spotkanie (my poznaliśmy się dość niespodziewanie i w raczej dziwnych okolicznościach – Pan ma swoje sposoby). Katarzyna Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|