|
|||
|
Świadectwo, Mam 16 lat. Nie wiem, kiedy w moje życie (trzynasto- lub czternastolatki) wkradła się pornografia. Nie pamiętam, czy to za sprawą docinków koleżanek, czy z ciekawości zaczęłam wyszukiwać w Internecie erotyczne strony. Podniecające były też niektóre numery Bravo, pożyczane od koleżanek. Przeszukując ofertę programów telewizyjnych, znalazłam kanał porno. Raczej nie rozumiałam wówczas, że grzeszę; bardzo też żałuję, że swoją internetową „rozrywkę” pokazywałam koleżance. Wstydziłam się jednak tej swojej słabości, najbardziej przed rodzicami – chodzącą miłością do mnie. Ale pewnego razu zapomniałam odprogramować kanał dla dorosłych. Po powrocie do domu rodzice zobaczyli więc, co robiła ich ukochana córeczka… W poważnej rozmowie mama uświadomiła mi, jak bardzo ranię Pana Jezusa. Następnego dnia poszłam do spowiedzi, po której poczułam się lekka jak ptak. Zerwałam z tym nałogiem na rok, może na dłużej. Potem jednak, niestety, znowu zaczęłam się interesować tymi sprawami, znów wyszukiwałam pornograficzne strony w Internecie... Po każdym takim grzechu czułam się okropnie i szybko szłam do spowiedzi. Mimo to jednak nie tylko tego nie zarzuciłam, ale wręcz zaczęłam poszukiwać mocniejszych wrażeń. Grzeszyłam jednocześnie przeciwko Duchowi Świętemu, myśląc: „Oj tam, już popełniłam zło, i tak muszę iść do spowiedzi” – i oglądałam dalej. Któregoś dnia, zdeterminowana, powiedziałam sobie: „Koniec! Już nie będę! Pan mnie umocni w Ruchu Czystych Serc!”. Niestety, determinacji nie wystarczyło na długo – nie wstąpiłam do Ruchu, bo przeraziła mnie perspektywa zobowiązań. Wreszcie zdałam sobie sprawę, jak szybko jeden grzech pociąga za sobą kolejne dwa. Jak łatwo można wpaść w błędne koło!… Podjęłam decyzję: tym razem naprawdę chcę i wstąpię do RCS. Poszłam dzisiaj do spowiedzi (kochany ksiądz Zdzisław – zawsze wie, jak podnieść na duchu!), przyjęłam Jezusa w Eucharystii i zostałam po Mszy św. w kościele. Szeptem odmówiłam Modlitwę zawierzenia. Chrystus napełnił mnie swoją mocą i miłością… Po wyjściu z kościoła aż podskoczyłam z radości! Dotarło do mnie w pełni, że: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Popatrzyłam w górę – i postanowiłam, że moje serce będzie od tej pory czyste jak błękit nieba. W tym roku pierwszy raz pójdę na pielgrzymkę do Częstochowy (pierwszy, ale – mam nadzieję – nie ostatni). Chciałabym w tym świadectwie poruszyć jeszcze jeden problem, dotyczący jedzenia. Wiąże się on z kwestią samoakceptacji. Jak wiele potrzeba miłości Boga, aby pokochać samą czy samego siebie! Ja siebie nie akceptowałam. Wiedziałam wprawdzie, że ważniejsze od „opakowania” jest wnętrze, ale otoczenie potrafi wmówić tak wiele… Najbardziej chyba bolały mnie docinki koleżanek: „O, Kamila, patrz! Krem odchudzający! Może sobie zamówisz?”, „Ale! Kamila ma grubsze palce niż ja!”, oraz wymówki brata – że wyglądam jak w ósmym miesiącu ciąży, że jestem gruba jak beczka… Takich raniących słów było wiele, więc postanowiłam się odchudzać: głodziłam się, ograniczałam kalorie. Schudłam parę kilogramów, potem jednak miałam już dość tej diety. Wiedziałam, że muszę schudnąć, ale już po prostu nie dawałam rady. Głodziłam się cały dzień, aby wieczorem zjeść cały bochenek chleba. Potem z kolei miałam straszne wyrzuty sumienia. Coś jednak powstrzymywało mnie przed pójściem do łazienki i wywołaniem wymiotów. Wiele w tym wszystkim zawinił styl wykreowany przez media: lalka Barbie zamiast normalnej kobiety. Marzę, aby w końcu chudość przestała być najważniejsza, by ktoś się odważył prezentować stroje na modelkach, które mają BMI większe niż 20… A może to nierealne? Moją najlepszą przyjaciółką jest Mama. Mogę z nią porozmawiać o ciuchach, koleżankach, chłopakach, imprezach – jednym słowem: o wszystkim. Pewnego dnia rozmawiałam z nią także o tym moim odchudzaniu. Bardzo (bardzo!) się zmartwiła. Podzieliła się swoją troską z moją starszą siostrą, która zareagowała w bardzo prosty i skuteczny sposób: po powrocie z wykładów usiadła i pilnowała, żebym zjadła obiad. Nie przejęła się moją dietą. Od tamtej pory zaczęłam się odżywiać w miarę normalnie. Wiem, że na wszystkich zakrętach mojego życia kochający Bóg jest ze mną i wspiera mnie. Pomógł mi też zaakceptować siebie taką, jaka jestem. Komunia św. jest dla mnie niczym pocałunek samego Boga; dosłownie czuję, jak Pan mnie przytula, jak ciepło i bezpiecznie jest w Jego ramionach. Eucharystia – to spotkanie z Oblubieńcem.
Kamila Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|