|
|||
|
Autor: Marie Cofta, Kiedy z powodu przewlekłej choroby płuc ks. Bronisław Bartkowski opuścił diecezję pelplińską i udał się w góry, do Siwcówki, by tam zostać kapelanem sióstr zmartwychwstanek, jeszcze nie podejrzewał, że spotka go w tym miejscu największa przygoda jego kapłaństwa. Zapewne zaczął się tego domyślać już po pierwszych słowach pamiętnej spowiedzi pewnej prostej kobiety, miejscowej góralki. W sakramencie pokuty góralka wyznała mu bowiem, że rozmawia z Panem Jezusem... Ksiądz Bartkowski postanowił spisywać przekazywane mu słowa, by w przyszłości oddać je komuś kompetentniejszemu do oceny. W efekcie nazbierało się około 100 stron maszynopisu słów Pana Jezusa, a także Matki Bożej, św. Józefa, św. Teresy Wielkiej, św. Teresy Małej, św. Jana od Krzyża i św. Katarzyny... W 1957 r. ordynariusz chełmiński, ks. bp Kazimierz Kowalski, utwierdził go w przekonaniu, że nie ma w tych słowach nic przeciwnego wierze, a wręcz odwrotnie. Wiele znaków, a także wyników z prób, jakim była poddawana Kundusia, przemawiało za prawdziwością jej relacji. Zwyczajne życieKunegunda z domu Siwiec, zwana przez wszystkich Kundusią, urodziła się w wielodzietnej rodzinie w Stryszawie, we wsi Siwcówka koło Suchej Beskidzkiej 28 maja 1876 r. To za sprawą jej dziadka, który po Wiośnie Ludów był pierwszym osiadłym w tych okolicach góralem, jej rodzinna miejscowość nosiła taką, a nie inną nazwę. Żyła, wraz z dziewięciorgiem rodzeństwa i rodzicami, skromnie i prosto, wynosząc z domu wielką pobożność i pogodę ducha. Właściwie jej życie przebiegało zupełnie normalnie. Kundusia ciężko pracowała w gospodarstwie, do szkoły nie chodziła, ale nauczyła się czytać i bardzo to sobie ceniła. Lubiła żartować, ale mawiano, że „miała charakter”, bo na żadne grubiańskie dowcipy w swoim towarzystwie nie pozwalała. Była stanowcza. Ta ładna szatynka o niebieskich oczach wzbudzała sympatię. Pracowita, pobożna, lubiła śpiewać i tańczyć – nic więc dziwnego, że zabiegano o jej przyjaźń i miłość. Ludzie podejrzewali, że wybierze Stanisława, syna krawców z siedliska Sarleje – wydawali się taką dobraną parą. Kiedy tańczyli na zabawach, przystawano, by na nich popatrzeć. Ale Kundusia odrzuciła oświadczyny, bo wiedziała, że Stanisław skrzywdził dziewczynę, która pracowała u jego rodziców, a którą wydalono z jego powodu ze służby. Więcej szczęścia miał Wincenty Zachura. Ufaj mi i kochajKunegunda ma 20 lat i szykuje się do wesela. Jednak jej serce zapala się nagle wielką miłością do Kogoś, kto ją już od dawna umiłował. Po wysłuchanych w nowo wyświęconym kościele stryszawskim konferencjach redemptorysty, o. Bernarda Łubieńskiego, Kundusia oświadcza Wincentemu, że za mąż nie wyjdzie, i wskazuje mu dziewczynę, z którą jej zdaniem mógłby się ożenić. Po zerwanych zaręczynach z pokorą przyjmuje wszystkie komentarze, przykrości i wybiera drogę samotną – ale samotną tylko pozornie, Kundusia ma już bowiem swego Oblubieńca. „Córko moja, kochaj Mnie za tych, co wzgardzili miłością moją. Chcę odpoczywać w sercu twoim. Wynagradzaj za nich swoją miłością. Mów często: »Mój Jezu, kocham Ciebie«...” (K 28). Od pamiętnego roku 1896 datuje się jej wejście w świadome życie duchowe. Kundusia jeszcze bardziej angażuje się w życie Kościoła. Kończy kurs katechetyczny i zapisuje się do szeregu stowarzyszeń, w tym również do ówczesnego III Zakonu Karmelitańskiego Świeckich. Pozostaje w Siwcówce, bo tego chce jej Oblubieniec: „Wolę, że jesteś wśród ludzi, bo chcę, byś im mówiła o mojej miłości, i tak na drogę zbawienia ich pociągała”. (...) (K 135). „To czyń, coś dotąd czyniła. (...) Wolą moją jest, abyś się uświęcała coraz więcej przez przyjmowanie z radością przeciwności, wtedy pokochasz Mnie miłością ofiarną i czynną i zadośćuczynisz Memu pragnieniu. (...) Czerp z mego Serca męstwo do wychodzenia z siebie” (K 124). „Ufaj Mi i kochaj (...)” (K 93). Odtąd naucza, godzi zwaśnionych, pomaga zagubionym stanąć w prawdzie i wrócić na Boże drogi. Życie duchowe bardzo konkretnie i z wielką konsekwencją przenosi na życie codzienne. Sprzedaje część należnej jej ziemi, by wspomóc studiującego w seminarium lwowskim pierwszego kleryka z tej parafii, Józefa Czerneckiego, wyświęconego wiosną 1922 r. we Lwowie. Pomaga mu później, już jako księdzu, stworzyć Zakład Naukowo-Wychowawczy i Szkołę Gospodarstwa Domowego dla Dziewcząt w Siwcówce pod patronatem św. Tereski od Dzieciątka Jezus, do którego w 1929 r. sprowadzają się siostry zmartwychwstanki. Ponadto wraz z bratem dodają do tej fundacji kilka hektarów swojej ziemi i lasów. Przy zakładzie powstaje kaplica i tak spełnia się wielkie marzenie Kundusi, by ona i mieszkańcy wsi mieli nareszcie Jezusa u siebie na stałe. Jeśli to rzeczywiście Bóg przemawia...W roku 1942 Kundusia ma 66 lat. Podczas rozmowy z jedną z sióstr zmartwychwstanek dowiaduje się, że na spowiedzi nie tylko wyznaje się swoje przewinienia, ale również odkrywa się przed kapłanem stan swojej duszy – zarówno wewnętrzne zmagania, jak i oświecenia Boże. Przyznaje, że nigdy tego nie robiła, ale przy pierwszej okazji nadrabia tę zaległość i wyznaje spowiednikowi, że często, zwłaszcza po Komunii św., słyszy głos Pana Jezusa. Zaskoczony ks. Bartkowski na wszelki wypadek wertuje Zarys teologii ascetycznej i mistycznej Tanquereya i Dzieła św. Teresy od Jezusa, żeby wyrobić sobie własne zdanie na ten temat. Nic nie wskazywało na to, że Kundusi, którą spowiadał od pięciu już lat i której pobożność dobrze znał, przyszła ochota na żarty czy szukanie sensacji. Przyjął więc postawę – ani nie przyjmować niczego bezkrytycznie, ani z miejsca niczego nie odrzucać. Spisywał słowa, jakie słyszała Kundusia, i widział, że przynosiły dobre owoce. Postanowił jednak poddać ją próbie: „Jeśli to rzeczywiście Bóg przemawia, to On zna także moje myśli i pragnienia. Wobec tego proszę, aby spełnił to, co tylko Jemu i mnie jest znane”. Ksiądz Bartkowski myślał o pewnym zatwardziałym grzeszniku, pragnął jego nawrócenia i spowiedzi, do której ów człowiek od wielu lat już nie przystępował. W duchu postawił Panu Bogu warunek, by spowiedź tego człowieka odbyła się 3 maja... Pojawienie się ks. Bartkowskiego i jego obecność w Siwcówce, planowana początkowo tylko na miesiąc, a w efekcie przedłużona do końca dni jego życia, była wielką pomocą dla miejscowych ludzi. Cieszyli się, że mają kapłana. To było istotne również dla Kundusi. Dzięki niemu zapoznawała się z nowymi dla niej lekturami duchowymi, ale przede wszystkim korzystała z jego, jako stałego spowiednika, pomocy. Na wiele pytań czy wątpliwości mógł jej odpowiedzieć bezpośrednio w konfesjonale, podobnie jak utwierdzić ją w słuszności postępowania. Początkowo doradca, a w końcu kierownik duchowy, wszedł ten kapłan w plan, jaki miał dla Kundusi, a poprzez nią dla całej ludzkości, Jezus Miłosierny. I zapewne dlatego 3 maja, po zakończonym nabożeństwie, ujrzał ks. Bartkowski owego grzesznika, który zamiast skierować się jak wszyscy do wyjścia, wstał i podszedł do konfesjonału... Kundusia uczy się „małej drogi”Mistrzynią duchową dla Kunegundy Siwiec była Mała Tereska od Dzieciątka Jezus. To ona, nazywając ją „swoją siostrą”, obwieściła jej, że Pan ma dla niej wiele łask. Kunegunda pozwoliła wprowadzić się na nieznaną sobie drogę. Jej natura, dobra przecież, musiała mozolnie się udoskonalać. Na przestrzeni tych lat, które nastąpią, dokona Kundusia wielkiej pracy duchowej i z uczennicy stanie się współpracownicą i oblubienicą Pana. Bóg powoli będzie odkrywał przed nią swoje oblicze, sprawi, że będzie wzrastała do coraz większej miłości, przejdzie przez wszystkie etapy życia wewnętrznego – od oczyszczenia (z wielomóstwa, nadmiernej ciekawości, miłości własnej) do prawdziwego zjednoczenia z Bogiem w kontemplacji i cierpieniu. Wezwanie do świętości rozpalone w jej sercu będzie kazało Kundusi pragnąć męczeństwa na wzór wielkich świętych, zwłaszcza, kiedy w 1942 r. rozejdzie się pogłoska, że hitlerowcy mają starych i chorych ludzi z Siwcówki wywieźć do oświęcimskich krematoriów. Kundusia przypomni się Bogu ze swoim aktem ofiary. Wtedy usłyszy od Jezusa: „Śmierci męczeńskiej ci nie dam, przy śmierci dam ci więcej cierpień, z Matką swoją wyjdę na twe spotkanie”. Istotnie, dla Kundusi miał Jezus inną drogę: „Idziesz drożyną dziecięctwa duchowego. Chciałbym i pragnę, aby droga, którą wytyczyłem przez moją wybrankę, św. Teresę, stała się drogą całej ludzkości, bo jest to droga najprostsza i najkrótsza do nieba. Dopomóż mi, aby ludzkość na tę drożynę weszła. Jak dziecko wierzyć, jak dziecko ufać, jak ono kochać. To jest owa drożyna” (K 116). „Stań się maleńką, bo im mniejszą będziesz, tym większą świętą się staniesz. Bądź bardzo pokorną. Czyń, ile możesz, ale taką bądź, jakbyś nic nie czyniła. To jest pokora” (K 134). Jej mistrzyni, św. Tereska, dodaje: „Bóg woli maleńkość niż wielkie czyny. Drobne ofiary są klejnotami, tak że dusze za nie kupić można. To, co najtrudniejsze, zadośćuczynienie sprawiedliwości Bożej, spełnił Pan Jezus przez krzyż, a teraz już tylko czerpać należy. Potrzeba tylko dobrej woli, a jednym aktem żalu można zyskać świętość” (K 129). Zaproszenie do zjednoczeniaJezus opowiada swojej wybrance o wielkiej miłości, którą żywi do niej i do ludzi. Zwierza się z pragnienia bycia kochanym, pragnienia zdobywania dusz i obdarzania ich łaskami. Prosi Kundusię o współudział w dziele pozyskiwania serc i szerzenia duszom prawdy o niewyczerpanym miłosierdziu Jego serca: „Umiłowałem rodzaj ludzki miłością rozumowi ludzkiemu niepojętą. Przyszedłem na ziemię z tym pragnieniem, aby pozyskać miłość. Poniosłem okrutne cierpienia na duszy i ciele. (...) Ogromnie pragnę miłości ludzkiej, a jakaż boleść w sercu, gdy grzesznicy miłością gardzą, odpłacają niewdzięcznością! Ty wynagradzaj Mi swoją wiernością i miłością ofiarną” (K 90). „Jakże męczy Mnie pragnienie zbawiania dusz! Bo moje miłosierdzie jako morze niewyczerpane, zawarte jest w Sercu moim. Kochaj Mnie, zawsze myślę o tobie. Jakże pragnę być kochanym!” (K 98). Serce Kundusi uczy się bić rytmem Serca Jezusowego. Całkowicie zatraca siebie, rezygnuje ze swej woli, by wsłuchiwać się i wypełniać Jego wolę. Dopytuje się, co ma zrobić, by jej życie było jednym wielkim aktem miłości. Wyprasza u Jezusa dar zamiany serc. W zamian za swą miłość słyszy zapewnienia o upodobaniu, jakie w niej znalazł sobie Zbawiciel: „Gdybyś wiedziała, jak Cię kocham, dusza twoja nie zniosłaby tego i opuściła ciało” (K 54); „Oto poślubiam cię teraz i na wieki” (K 151); „Ja jestem własnością twoją, a ty moją... Oddaję Ci się na własność” (K 113); „Co jest moim, to i twoim. (...) Jak ziemska oblubienica ma prawo do tego, co jest własnością oblubieńca, tak i tobie dałem prawo do zasług moich. Możesz czerpać z nich dla siebie i innych” (K 97). Ale zjednoczenie z Oblubieńcem wiąże Kundusię jeszcze bardziej z Jego dziełem odkupienia i Jego drogą: „Z radością znoś, czym cię nawiedzać będę, a będziesz postępować w miłości. To jest dowód mej miłości, iż cierpienia ci daję” (K 69). 3 października 1948 r. Kundusia po raz ostatni klęka przed tabernakulum i adoruje swego Umiłowanego. Aż do samej śmierci przykuta będzie teraz do łoża boleści. Od tego momentu zaczyna się trudna nauka radosnego cierpienia. Stara się pozostawać pogodną pomimo niesamowitego bólu, jaki wywołuje rak kości z przerzutami na organy wewnętrzne. Jezus spieszy jej z pociechą i prosi o wytrwałość: „Dziecko moje, przykro Mi nawiedzać ciebie krzyżami i cierpieniami, czynię to jednak dla twojego dobra i swojej większej chwały. Szedłem tą samą drogą. Gdyby była większa chwała i dobro w tym, że usunąłbym cierpienia, uczyniłbym to w jednej chwili. Jeśli cierpienia przyjmuje się z radością i dziękuje za nie, tym się Mi radość sprawia, bo przykrość mam już w tym, że nawiedzam duszę cierpieniem. Dusz takich mam mało. Przez cierpienia zdobywa się dusze, okazuje się największą miłość i dużo łask można sobie zaskarbić” (K 119); „Ty masz dar mego Serca. (...) Pocieszasz moje Serce tak bardzo zasmucone przez grzeszników, a nawet przez moich wybranych. (...) Ja i mój Ojciec niebieski umiłowaliśmy Cię. (...) Szerzymy miłosierdzie Boże. My przez Ciebie, a Ty przez nas, i to na cały świat, bo nie sama cierpisz i pracujesz, ale Ja z tobą. (...) Raduj się, boś wielką łaskę znalazła u Pana swojego. Gdybyś wiedziała, jaką radość mi sprawiasz przez twoje cierpienia połączone z moimi. Przez cierpienia jesteś współodkupicielką dusz moich” (K 154-155). Miejsce mojego MiłosierdziaZapiski przeżyć duchowych Kundusi zaczęły powstawać pod koniec 1942 r. Wtedy Europa uginała się pod ciężarem II wojny światowej. Złe wieści dochodziły również do Siwcówki. Nieraz proszono Kundusię o wstawiennictwo, ale i ona, zdarzało się, ulegała ogólnej panice. Karcił ją wtedy jej Oblubieniec, przypominając, by zachowywała spokój ducha, bo wieści wojenne nie są jej do zbawienia potrzebne: „Bądź wolnego umysłu, a nie obciążaj się troskami” (K 47). Zapewniał ją przy tym, że wysłuchał jej próśb o ocalenie Siwcówki: „Bądźcie spokojni, bo nie będzie tu żadnego niebezpieczeństwa. Tu będzie miejsce mojego miłosierdzia. Wielu tu nawracać się będzie, którzy będą się zbliżać do Mnie” (K 58). Co do losów Polski, pociechę niosła jej Matka Boża, która zapewniała, że będzie to kraj Jej i Jej Syna królowania, a sam Jezus obiecywał, że wolność przyjdzie w miesiącu maryjnym i że nie wypuści ze swych objęć jej ojczyzny: „Pozostanę w twojej ojcowiźnie do końca życia ludzkości, a ciebie wezmę do mojej ojczyzny. Pozostanę... i stąd szerzyć będę moje miłosierdzie na cały świat poprzez dusze przeze Mnie wybrane” (K 166). Kundusia zmarła 27 czerwca 1955 r., w święto Matki Bożej Nieustającej Pomocy, do której żywiła szczególne nabożeństwo. Tuż przed śmiercią Pan nie poskąpił jej cierpień. Ci, którzy ją odwiedzali, byli świadkami ataków bólu, który wykręcał jej ciało. Umierała w otoczeniu rodziny i przyjaciół, z zapaloną gromnicą, która obwieszczała jej przejście do dziedzictwa, jakie jej obiecał Umiłowany. Odeszła cicho, żegnając się z ziemią jedną łzą, która przy pożegnaniu wypłynęła jej spod powieki. Dopiero po jej pogrzebie ks. Bartkowski wyjawił siostrom i niektórym kapłanom prawdę o łaskach, jakie za życia otrzymywała Kunegunda Siwiec. Uporządkował zapiski, jakie poczynił przez 13 lat posługiwania przy niezwykłej góralce, i kiedy uzyskał ustną aprobatę od przebywającego w Siwcówce biskupa diecezji chełmińskiej, ks. Kazimierza Kowalskiego, podarował je do medytacji siostrom zmartwychwstankom, a drugi ich komplet przekazał prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu, który jeszcze jako biskup lubelski miał okazję poznać Kundusię. „Kundusia odeszła, ale sprawa pozostała” – jak napisał w słowie wstępnym do owych zapisków ks. Bronisław Bartkowski. Dziś Siwcówka nadal promieniuje prawdą o Bożym miłosierdziu; raz do roku do Stryszawy zjeżdżają przyjaciele Kundusi, by nawiedzić jej grób, i na uroczystej Mszy św. za jej wstawiennictwem oddać się miłości Boga. Ten, którego radością jest „duszę nieudolną przerobić na arcydzieło”, (K 112) znajduje drogę do serc ludzkich również poprzez Wspólnotę Chrystusa Zmartwychwstałego „Galilea” i Szkołę Nowej Ewangelizacji św. Marka, która posługuje na Wzgórzu Miłosierdzia w Siwcówce. Powstałe Towarzystwo Przyjaciół Kunegundy Siwiec wraz z siostrami zmartwychwstankami i świeckim Karmelem szerzą orędzie dane Kundusi i oczekują wyniesienia jej do chwały ołtarzy. Nam, z historii jej życia, pozostaje Jezusowe przesłanie, będące tak naprawdę zaproszeniem każdego wierzącego do włączenia się w misję zbawienia: „Dałem ci miłosierdzie, to jest najcenniejszy mój skarb, wypływający z mej miłości i dobroci. Jak niepojęta rozumowi jest miłość, tak niepojęte jest moje miłosierdzie, bo ono jest niewyczerpane jak morze. Dziel się z innymi moim miłosierdziem” (K 92). Źródła: (K) – Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, zapiski ks. Bronisława Bartkowskiego, wyd. oo. Karmelitów Bosych, Kraków 1995; Kundusia z Siwcówki, Helena Faustyna Stańczyk, wyd. oo. Karmelitów Bosych, Kraków 1996; Dlaczego właśnie Kundusia z Siwcówki? Rzecz o duchowości Kunegundy Siwiec, s. Janina Immakulata Adamska OCD, Bernardinum 1998. Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|