|
|||
|
Autor: redakcja, Życie po śmierci jest dla nas, żyjących na ziemi, nieprzeniknioną tajemnicą. Pan Bóg uchyla nam nieco rąbka tej wielkiej tajemnicy, pozwalając niektórym zmarłym skontaktować się z żyjącymi na ziemi. W tomie z serii Chrześcijanie pod redakcją bp. B. Bejzego opublikowane są listy Marii Kolbe, matki św. Maksymiliana. Jeden z tych listów, napisany w okresie okupacji, zawiera opis nadzwyczajnego spotkania. Maria Kolbe pisze, że w 1941 r., wkrótce po męczeńskiej śmierci swojego syna, o której wtedy jeszcze nie wiedziała, po przebudzeniu się rozpoczęła poranną modlitwę. W pewnej chwili usłyszała delikatne pukanie do drzwi, odwróciła się i zdumiona zobaczyła swego syna Maksymiliana ubranego we franciszkański habit. Był radosny, uśmiechnięty, nadzwyczajnie piękny i promieniujący przedziwną jasnością. Pani Kolbe zaniemówiła z radości i zapytała po chwili milczenia: „Synu, czy Niemcy ciebie wypuścili?”. Maksymilian przeszedł przez pokój, zbliżył się do okna i powiedział: „Nie martw się o mnie, mamo. Tam, gdzie jestem, jest pełnia szczęścia”. Po wypowiedzeniu tych słów nagle znikł. Maria Kolbe natychmiast zrozumiała, że jej syn umarł i przyszedł, aby ją o tym poinformować. Dopiero później przyszła pocztą oficjalna wiadomość z obozu w Oświęcimiu o śmierci św. Maksymiliana. Jeden z największych współczesnych polskich teologów, ks. prof. Czesław Bartnik, tak pisze o spotkaniu ze swoim zmarłym ojcem: „W nocy z 5 na 6 grudnia 1967 r. jechałem z Paryża do Brukseli. Pociąg jasno oświetlony ma coś z atmosfery pojazdu kosmicznego i coś z domu, który porusza się tylko przez historię. Na granicy wystarczyło tylko okazać bilet (…) Zostałem sam (…) Wziąłem do ręki brewiarz. O godz. 2. w nocy, tak samo cicho, tak samo jasno i tak samo zwyczajnie, wchodzi do przedziału bezgłośnie mój Ojciec, bez marynarki, w koszuli i kamizelce, z uczesanymi białymi włosami. Siada po mojej lewej stronie. Raczej jednak czuję go duszą niż widzę. Mówi do mnie bez słów: »Ceśku! Ostań z Bogiem! Pamiętasz, jak kazałem ci jechać za granicę poznawać świat? I ja sam odjechałem, tylko innym pociągiem«. Nawet mną to nie wstrząsnęło. Z najgłębszą życzliwością zwróciłem się cały w tę stronę; żeby coś powiedzieć, żeby omówić cały mój los tułaczy. Nikogo nie było. Wyszedłem na korytarz. Jasna cisza. Tylko owa rytmika muzyki pociągu. Nie wierzyłem w duchy. Ale widziałem jedno: Ojciec zmarł. 12 XII otrzymałem w Lowanium od mojego wychowanka, ks. Henryka Ostrowskiego, depeszę: »Głębokie kondolencje«. Nie pisało, kto zmarł. Ale wiedziałem kto. Było to tylko potwierdzenie” (Światło Świata, WNKUL, Lublin 1991, s. 412). Pan Bóg pozwala niektórym duszom cierpiącym w czyśćcu skontaktować się z osobami wybranymi przez Boga i prosić o pomoc, szczególnie o Msze św. i modlitwy w ich intencji. Wielu świętych otrzymało specjalny dar mistycznego doświadczenia rzeczywistości czyśćca oraz kontaktu z duszami czyśćcowymi, aby im pomagać przez modlitwę i cierpienie w ich intencji. Święta Faustyna pisze w swoim Dzienniczku: „Ujrzałam Anioła Stróża, który mi kazał pójść za sobą. W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. Mój Anioł Stróż nie odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie ich jest największe cierpienie. I odpowiedziały mi jednozgodnie, że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem. Widziałam Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję „Gwiazdą Morza”. Ona im przynosi ochłodę. Chciałam więcej z nimi porozmawiać, ale mój Anioł Stróż dał mi znak do wyjścia. Wyszliśmy za drzwi tego więzienia cierpiącego. [Usłyszałam głos wewnętrzny], który powiedział: „Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe”. Od tej chwili ściślej obcuję z duszami cierpiącymi (Dz. 20). Św. Faustyna nieustannie modliła się w intencji dusz w czyśćcu cierpiących, niosła im w ten sposób pomoc w ich dojrzewaniu do nieba. Wielokrotnie przychodziły do niej dusze czyśćcowe, prosząc o modlitwę. Już na samym początku nowicjatu przyszła do niej zmarła siostra, aby prosić o modlitwę: „Kiedyśmy przyjechały do nowicjatu, siostra (...) była umierająca. Za parę dni siostra (...) przychodzi do mnie i każe mi iść do matki mistrzyni i powiedzieć, żeby matka prosiła jej spowiednika, księdza Rosponda, żeby za nią odprawił jedną mszę św. i trzy akty strzeliste. W pierwszej chwili powiedziałam, że dobrze, ale na drugi dzień pomyślałam sobie, że nie pójdę do matki mistrzyni, ponieważ niewiele rozumiem, czy to sen, czy jawa. I nie poszłam. Na przyszłą noc powtórzyło się to samo wyraźniej, w czym nie miałam żadnej wątpliwości. Jednak rano postanowiłam sobie, że nie powiem o tym mistrzyni. Dopiero powiem, jak ją zobaczę wśród dnia. Zaraz się z nią [zmarłą] spotkałam na korytarzu, robiła mi wyrzuty, [że] nie poszłam zaraz, i napełnił duszę moją wielki niepokój, więc natychmiast poszłam do matki mistrzyni i opowiedziałam wszystko, co zaszło. Matka odpowiedziała, że tę sprawę załatwi. Natychmiast spokój zapanował w duszy, a na trzeci dzień owa siostra przyszła i powiedziała mi: „Bóg zapłać” (Dz. 21). Święty o. Pio otrzymał od Boga szczególny dar kontaktu z duszami czyśćcowymi. Tak często go odwiedzały, że pewnego dnia o. Pio powiedział: Widzę tak wiele dusz z czyśćca, że one mnie już więcej nie przerażają. Więcej dusz zmarłych niż żyjących uczestniczy w moich Mszach św. i prosi mnie o modlitwę. Ojciec Pio ofiarował Bogu siebie oraz wszystkie swoje cierpienia i modlitwy za nawrócenie grzeszników i dusze w czyśćcu cierpiące. Często przypominał: „Musimy modlić się za dusze w czyśćcu. To niewiarygodne, co one mogą uczynić dla naszego duchowego dobra, z wdzięczności dla tych na ziemi, którzy pamiętają o modlitwie za nie”. Jedno z bardzo wielu spotkań z duszami czyśćcowymi miał o. Pio, gdy był jeszcze młodym zakonnikiem. Wydarzyło się to w lutym 1922 r. Ojciec Pio opowiedział o tym spotkaniu w czasie cotygodniowej konferencji: „Teraz posłuchajcie, co mi się przydarzyło wieczorem kilka dni temu. Zszedłem na dół, by ogrzać się przy kominku, i byłem zdziwiony, że zastałem czterech zakonników siedzących w milczeniu wokół ognia, z kapturami na głowach. Pozdrowiłem ich: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, lecz żaden nie odpowiedział. Spojrzałem na nich uważnie, aby zobaczyć, kim oni są, lecz nie rozpoznałem żadnego z nich. Pozostałem w pokoju, patrząc na nich przez kilka minut i miałem wrażenie, że cierpią. Powtórzyłem pozdrowienie, lecz ponownie nie otrzymałem odpowiedzi, więc poszedłem na piętro do pokoju ojca gwardiana, aby spytać, czy przybyli jacyś zakonnicy z gościną. Ojciec superior … odpowiedział: „Ojcze Pio, komu chciałoby się przyjść tutaj w taką okropną pogodę?” Odpowiedziałem: „Ojcze gwardianie, czterech kapucynów w kapturach na głowach siedzi na ławkach przy kominku i grzeje się przy ogniu. Popatrzyłem na nich uważnie, lecz ich nie rozpoznaję. Nie wiem, kim są”. Ojciec gwardian wykrzyknął: „Czy to możliwe, żeby odwiedzający nas zakonnicy przybywali tu bez mojej wiedzy? Zejdźmy na dół i sprawdźmy”. Poszliśmy do sali z kominkiem, lecz nie było tam nikogo. Później zrozumiałem, że czterej zakonnicy, byli zmarłymi zakonnikami, którzy odbywali swój czyściec w miejscu, gdzie obrazili Pana Boga. Modliłem się całą noc przed Najświętszym Sakramentem, aby uwolnić ich z czyśćca. Modlitwa i cierpienie ofiarowane za ludzi przebywających w czyśćcu jest naszym chrześcijańskim obowiązkiem i znakiem miłości bliźniego. Trzy lata temu w kościele parafialnym w Poznaniu, w dzielnicy Ławica, miało miejsce wstrząsające wydarzenie. W parafii we wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych odprawiana jest wyjątkowo uroczysta Msza św. za nieżyjących parafian. Jest bogato rozbudowana liturgicznie i uczestniczy w niej bardzo dużo wiernych. Tamtego roku, pod koniec Mszy św., przed końcowym błogosławieństwem, ks. proboszcz zauważył, że do kościoła wszedł ubrany w czarną sutannę śp. ks. Arcybiskup J. Stroba. Podszedł pod ołtarz i wyciągając rękę, powiedział: A ja? Ksiądz proboszcz uświadomił sobie, że w czasie Mszy św. nie pamiętano o nim w modlitwie i dlatego teraz prosi, żeby się również za niego pomodlono. Wezwał więc zgromadzonych do modlitwy za śp. ks.?Arcybiskupa Strobę. Po odmówieniu modlitwy ks.?Arcybiskup zniknął. Było to ogromne przeżycie dla ks.?Proboszcza i całej parafii oraz znak dany od Pana Boga, żeby modlić się za dusze w czyśćcu cierpiące. Dlaczego Bóg pozwala na tak niezwykłe zjawiska? Przede wszystkim w tym celu, aby nam uświadomić, że zmarli są bardzo blisko nas i naszym obowiązkiem jest pomaganie im przez modlitwę i życie zgodne z Ewangelią, w ich dojrzewaniu do nieba. Z drugiej strony Chrystus pragnie, abyśmy całym sercem przygotowywali się na spotkanie się z Nim w chwili śmierci, oraz pamiętali, że nie możemy przywiązywać się do dóbr materialnych, pięknego domu, mieszkania, pieniędzy, majątku itd, gdyż w momencie śmierci będzie liczyła się tylko miłość i nasza dojrzałość do miłości. Będziemy sądzeni z miłości. Natomiast niedojrzali do miłości będą musieli, w niewyobrażalnym cierpieniu czyśćca, dojrzewać do pełni szczęścia w niebie. Red. ? Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|