|
|||
|
Świadectwo, Zabolała mnie noga, trochę spuchła. Nic strasznego. Po paru dniach dołączyła się dość mocna zadyszka. Poszedłem do lekarza. Zbadał, posłuchał, pomyślał i dał skierowanie do szpitala. Zaczęło się leczenie. Prawie standard. Zrobiono jednak parę dodatkowych badań i okazało się, że pacjent będący prawie okazem zdrowia fizycznego i najlepszego samopoczucia... jest człowiekiem umierającym. Pani ordynator po rannym obchodzie poprosiła mnie do swego gabinetu i zakomunikowała mi ten stan oględnie i delikatnie, choć bardzo jasno. Słuchałem tego w tym pokoju, pogrążonym w lekkim półmroku, jak strasznej bajki. Wszystko dookoła mnie było szare i coraz smutniejsze. Rozbudzona wyobraźnia snuła obrazy malowane czarną rozpaczą: obolałe i nikomu niepotrzebne ciało, z dnia na dzień coraz słabsze i coraz bardziej odrażające swym wychudzeniem; chude kości i płonące gorączką oczy, wypatrujące każdej iskierki nadziei; a wreszcie ostatnie akordy w przerażającym skowycie obolałej duszy i wyniszczonego ciała, i ten najgorszy koniec, zanurzony w mrocznych oparach niebytu i niepewności, dodatkowo zagłuszany odgłosami aparatury medycznej ostatniej posługi... Podziękowałem i wyszedłem z tego mrocznego pomieszczenia, pijany czarnym nieszczęściem. Wyszedłem przed budynek szpitalny i usiadłem na ławce przy niewielkim skwerku. Spojrzałem w wyzłocone słońcem niebo, po którym wiatr leniwie przepędzał niewielkie chmurki i gdzie tańczyła w locie cała gromada jaskółek. l nagłe olśnienie – to Bóg woła mnie po imieniu. Dociera do mej świadomości radosna wieść, że mój Stwórca bardzo mnie kocha, jeśli pozwala mi dotknąć zakrytych tajemnic przyszłości i mojego „odlotu”. Konsultacje w Instytucie Onkologii w Gliwicach potwierdziły szpitalne rozpoznanie, a czas „odlotu” ustalony na tygodnie, najwyżej miesiące, choć jak wszystko, co podlega nieubłaganej statystyce, jest jednak w ręku Boga. Wszystko zawierzyłem dobremu i miłosiernemu Bogu. Uświadomiłem sobie, że kochający Bóg dał mi czas na uporządkowanie wszystkich spraw ziemskich i dobre przygotowanie się do tych ostatecznych. Odnalazłem niewielką książeczkę zakonnika Paula O’Sullivana pod znamiennym tytułem Jak uniknąć czyśćca, której wskazania zacząłem realizować bardzo skrupulatnie. Teraz z radosną niecierpliwością oczekuję realizacji tej cudownej zapowiedzi, o której pisze Pismo: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani umysł wyobrazić sobie tego nie potrafi, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują”. Piszę listy pożegnalne do swych bliskich, przyjaciół i znajomych. Modlę się, smakuję każdy dzień życia, czytam i rozważam Radosną Nowinę Ewangelii, i coraz więcej radości spływa do mego serca, które już tęsknie spogląda hen, w przestrzeń nieogarnioną. Wszystko ofiarowałem Bogu i z radosnym spokojem czekam na „odlot”. Może uda się „odlecieć” razem z jaskółkami? Wielu mi zarzuca, że zrezygnowałem z walki o własne zdrowie i życie. Może to i prawda, ale nic i nikt nie może odebrać mi tej radości życia, jaką teraz odczuwam, oraz podniecającego drżenia na myśl o tym, co mnie tam oczekuje. Nie lekceważę zaleceń lekarskich i skrupulatnie je wypełniam. Najważniejsze jest jednak, by wypełniła się w mym życiu wola Boża – „bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi”, powtarzane przez całe lata, w porannym i wieczornym pacierzu. Niech się spełni...
Stanisław Mysłowski z Mysłowic Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|