|
|||
|
Autor: Jacek Pulikowski, W Waszych listach pojawia się często temat całowania: ... co złego w całowaniu?... a jeżeli naprawdę się kochamy?... dlaczego Kościół zabrania?... a jeżeli oboje tego chcemy?... a przecież ksiądz powiedział, że... W związku z tym, że próbuję odpowiedzieć na wątpliwości zawarte w wielu listach (również w tych nie cytowanych poniżej), wybaczcie, że początek będzie adresowany jednocześnie do wielu osób. Przepraszam, ale gdybym odpowiadał na każdy list z osobna, musiałbym pisać całą książkę odpowiedzi do każdego numeru „Miłujcie się!”. I tak długa lista wątpliwości i pytań będzie musiała jeszcze poczekać na swoją kolej. Młody człowiek żąda odpowiedzi jednoznacznej, „tak” lub „nie”, bez względu na to, o jak subtelną i złożoną materię pyta. Odpowiem zatem jednoznacznie na pytanie „Czy pocałunek jest grzechem?”: TAK lub NIE. Oczywistym jest, że pocałunek (dobry) nie jest grzechem, przeciwnie, może być pięknym, a nawet świętym gestem i czułym znakiem wielkiego dobra – miłości. Znak ten wcale nie jest zarezerwowany wyłącznie dla małżeństw. Posługujemy się nim w szerokim kręgu rodziny i znajomych np. przy powitaniach, pożegnaniach, składaniu życzeń czy gratulacji. Rzecz jasna, są to pocałunki typu „cmoknięcie” i z nich chyba nikt nie robi problemu (no może z wyjątkiem dzieci, które czasem nie chcą pocałować nielubianej ciotki). Również czułe, pieszczotliwe pocałunki mają swą rację bytu poza małżeństwem. Na przykład w relacji rodzice – małe dzieci czy par zmierzających do małżeństwa, choć tu już zaczynają się problemy. Nie uprzedzajmy jednak faktów... Oczywiście, że pocałunek (zły) jest grzechem, gdy jest znakiem np. zdrady, pożądliwości, chęci egoistycznego „użycia” kosztem drugiej osoby. Choć może to się komuś wydać dziwne, nawet pocałunek w małżeństwie może być grzechem (np. wymuszony, gdy jest elementem gwałtu ...) Trudność odpowiedzi Trudność odpowiedzi polega na tym, że nie tyle czyn sam w sobie, co jego wewnętrzna treść podlega ocenie moralnej. Może dla głębszego zrozumienia istoty rzeczy przejdźmy na chwilę na grunt pozbawiony seksualnych zabarwień. Postawmy sobie pytanie, czy pociągnięcie za cyngiel karabinu jest dobre, czy złe. Czy może być obojętne moralnie? Oczywiście każdy z wymienionych wariantów wchodzi w rachubę. Pociągnięcie za spust na zawodach strzeleckich, gdzie celem jest tarcza, nie stanowi żadnego problemu moralnego. A co ze strzelaniem do żywego człowieka? Gdy napadający na niewinną ofiarę niesprawiedliwy agresor nie może być w żaden inny sposób powstrzymany przed mordowaniem, należy wówczas pociągnąć za cyngiel. Ten czyn jest moralnie usprawiedliwiony, więcej, jest obowiązkiem moralnym! Z drugiej strony strzelanie do człowieka bez konieczności (jedynym usprawiedliwieniem jest obrona i ratowanie życia) jest ewidentnym złem moralnym, grzechem. Znany jest przykład żołnierza Wehrmachtu, Austriaka, Otto Schimka, który heroicznie odmówił wykonania rozkazu strzelania do cywilnej ludności. Sam został za to skazany na śmierć i wyrok wykonano... Tak więc nie tylko sam czyn, ale jego „wewnętrzne” okoliczności podlegają kwalifikacji moralnej. Są oczywiście czyny same w sobie jednoznacznie złe (np. mordowanie niewinnych) i wówczas nie mamy kłopotów z oceną, choć okoliczności mogą łagodzić jej surowość. W przypadku pocałunku trudność jest większa, bo może być on zarówno dobry, wręcz święty, jak i zły, grzeszny. Sięgnijmy do przykładów z Pisma Świętego. Niewiasta grzeszna oblewała łzami i obsypywała pocałunkami stopy Jezusa na przyjęciu u faryzeusza. Judasz, człowiek wybrany, jeden z dwunastu, całuje Jezusa w Ogrójcu. Chrystus mówi: „Pocałunkiem zdradzasz...?” Judasz całkowicie wypaczył treść przypisywaną powszechnie dobremu gestowi, jakim powinien być pocałunek. Pocałunek Judasza jest jednoznacznie oceniany jako zły! Z drugiej strony zauważmy, że nikt nie ma wątpliwości, iż grzeszna kobieta całując nie grzeszyła, a wręcz czyniła dobro. Pocałunki biblijne różnią się intencją, znaczeniem, przebiegiem i skutkiem. Po tym przydługim, lecz koniecznym wstępie, przejdźmy do pocałunku „chłopak-dziewczyna”. Tu także pocałunek od pocałunku może się różnić intencją, znaczeniem, przebiegiem i skutkiem. Intencja Wszyscy z doświadczenia wiemy, że dobra intencja nie zawsze kończy się dobrym skutkiem. Np. chłopak chciał dziewczynie zrobić przyjemność i kupił bilety na galę boksu zawodowego..., a ona obraziła się, święcie przekonana, że sobie z niej zakpił. Szczególnie dużo nieporozumień ma miejsce właśnie na linii „kobieta-mężczyzna”. Te same fakty, te same gesty mogą dla każdego z obojga znaczyć zupełnie co innego, czasem wręcz przeciwnego. Podobnie bywa z pocałunkiem „dziewczyna-chłopak”. Dla niej może być to piękny, zupełnie czysty gest czułości, bliskości, serdeczności, gest nie mający żadnego złego podtekstu. Jednocześnie ten sam pocałunek dla chłopaka może być konkretnym i nawet zamierzonym elementem pobudzenia seksualnego. Może zrodzić napięcie, podniecenie, a nawet pełną reakcję organizmu w postaci wytrysku nasienia (jak w normalnym współżyciu małżeńskim). Chłopaku i dziewczyno, zastanówcie się uczciwie – jaka jest intencja waszego pocałunku? Żeby pocałunek był dobrem, nie wystarczy dobra intencja jednej, a nawet obojga stron. Intencja powinna być czysta: pragnę wyrazić miłość i nie chcę, by pocałunek prowadził do pobudzenia seksualnego. Jest to ważne, choć sama dobra intencja, niestety, nie wystarczy. Stare przysłowie mówi, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Warto nadmienić, że intencja jednej ze stron, a nawet obu naraz, może być jawnie zła. Przykład: zrozpaczona dziewczyna widząc słabnące zainteresowanie ze strony swojego chłopaka prowokuje go do pocałunków, by wzniecić w nim napięcie seksualne, wzbudzić pragnienie bliskości cielesnej, pragnienie współżycia. Reakcja pożądania, jaka się w nim wówczas buduje, jest silna i często chłopaka „na chwilę” zatrzymuje przy dziewczynie. Jednak po „osiągnięciu celu” (często się mówi: „sama tego chciała”) następuje zwykle odejście, znacznie boleśniejsze, bo obarczone krzywdą i ciężką raną na całe życie. Przykład złego odczytania intencji: naiwna dziewczyna odbiera namiętność, wręcz „szaleńczość” pocałunków chłopaka, jako niezbity dowód jego wielkiej miłości. A w gruncie rzeczy jest to dowód jego niedojrzałości, nieopanowania i egoistycznego – a więc będącego zaprzeczeniem miłości – nastawienia na branie, na własną przyjemność. Bywa i tak, że jego intencja jest jawnie zła. Chce osłabić odporność dziewczyny, „rozmiękczyć” ją, by tym łatwiej zaciągnąć do łóżka. Ileż tysięcy dziewcząt (bez żadnej przesady), naprawdę dobrych i przyzwoitych, wpadło w tę pułapkę! A przecież było tak cudownie, przyjemnie, tak wierzyła (bo chciała), że on ją prawdziwie kocha, że będą szczęśliwi do końca życia. Dla niej było jasne, że intencją pocałunków i ostatecznie pójścia do łóżka było przypieczętowaniem przyszłego wspólnego życia, podczas gdy on nawet przez moment nie pomyślał o małżeństwie. Zresztą uczciwie wcale o nim nie wspominał. Choć zdarzają się i tacy łajdacy, co gorliwie zapewniają o małżeństwie, byleby się tylko zgodziła, a potem uciekają (nierzadko dopiero wówczas, gdy pocznie się dziecko). A wszystko zaczęło się tak pięknie, od pocałunku... Znaczenie Każdy gest człowieka coś wyraża, czyli jest znakiem czegoś. Znaczenie gestów jednak można całkowicie wypaczyć. Nawet tak jednoznacznego gestu jak podanie ręki na znak pokoju. Ot choćby ściskając rękę tak mocno, by spowodować ból, a nawet krzywdę... Co ma oznaczać pocałunek? Ma być znakiem miłości jako daru, czy znakiem egoizmu wyrażającego się chęcią brania? Pocałunek z miłości jest ukierunkowany na drugiego – wywyższa go, chce ubogacić, wyraża zachwyt i podziw dla kochanej osoby, stawia ją na piedestale. Jest pełen bezinteresownej czułości. Oczywiście tak całujący odczuwa wielką radość i przyjemność nie mającą żadnego wymiaru grzeszności. Każdy pewnie widział młodą matkę gorliwie obcałowującą swe niemowlę, nie omijając żadnego „kawałka” jego ciała. Nikt rozsądny nawet nie pomyśli o grzeszności jej zachowania. Słowem, dobry pocałunek niesie przyjemność obojgu, ubogaca, napełnia radością tak wielką, że usposabia do niesienia dobra, choćby całemu światu, otwiera na dobro, bo jest znakiem dobra – miłości. Pocałunek taki jest wówczas znakiem prawdziwym i uprawnionym. Widzimy więc, że to nie zażywana przyjemność czyni jakieś działanie złym. Przyjemność sama w sobie jest pomysłem Stwórcy, jest dobra, a nawet może być święta. Ma być to jednak przyjemność płynąca ze znaku prawdziwego, a nie fałszywego. Niestety, pocałunek może być również znakiem fałszywym, zaprzeczającym miłości. Dzieje się tak wówczas, gdy wynika z pożądliwości, egoistycznej chęci przeżycia przyjemnego doznania, bez liczenia się z drugą osobą, a nawet jej kosztem. Bywa i tak, że pocałunek ma jakby znaczenie zastępcze wobec pustki w relacji osobowej. Tak naprawdę nic ich nie łączy, nie mają sobie nic do powiedzenia, nie podziwiają wartości drugiej osoby, a jedynie potrafią z siebie nawzajem wykrzesać przyjemność przez pocałunki. Dla niej przyjemne jest myślenie o tym, jak on bardzo ją kocha (nawet gdy jest to ewidentnym oszukiwaniem siebie), dla niego najczęściej przyjemność wynika z napięcia seksualnego odczuwanego w ciele, konkretnie w narządach rozrodczych (tak, tak narządy rozrodcze, a nie seksualne; to prawidłowa nazwa, jako że głównym ich zadaniem jest przekazywanie życia, a nie przeżywanie przyjemności seksualnej wyrwanej z kontekstu prokreacji). Taka sytuacja nie tylko nie sprzyja poznaniu, a wręcz blokuje możliwość poznania drugiego. To klasyczne „różowe okulary”, które nie pozwalają dostrzec wad, nawet tych widocznych gołym okiem dla całego otoczenia. Najczęściej dziewczyna broni wówczas jak lwica swego chłopaka, na którego się wszyscy „uwzięli”, a jak już nie da się go obronić, to naiwnie powtarza, że jak się ożeni, to się odmieni. Na pewno! Tylko w którą stronę? Podobnie chłopak może lecieć na oślep jak ćma do płomienia świecy, dorabiając sobie najróżniejsze ideologie usprawiedliwiające ich czyny, a w gruncie rzeczy chodzi mu tylko o przyjemne doznanie. Taką sytuację ktoś żartobliwie określił: nie mogli porozmawiać o ważnych sprawach, bo usta mieli zajęte. Tyle że skutki bywają często tak tragiczne, że odchodzi ochota do żartów. Tak więc „rozrzut” znaczenia pocałunku może być ogromny. Od czystej, pięknej i ubogacającej, bezinteresownej czułości wyrażającej prawdziwą, głęboką miłość, do brudnej, prymitywnej płynącej z egoizmu i niedojrzałości niepohamowanej pożądliwości oddzierającej drugiego z czystości, sprowadzającej jego ciało do roli przedmiotu dającego przyjemne doznania płynące z pobudzenia seksualnego. Wydaje się, że właśnie w głębokim rozumieniu pojęć, bezinteresowna czułość i egoistyczna pożądliwość, należy szukać odpowiedzi na pytanie, co oznacza pocałunek i tym samym, jaki on naprawdę jest. Chłopaku, dziewczyno, zastanów się – znakiem czego jest twój pocałunek? Przebieg pocałunku Obserwując przebieg pocałunku można wiele powiedzieć o niewidocznej przecież dla oka intencji i znaczeniu pocałunku. Przed laty na dominikańskim spotkaniu młodych w Hermanicach cudowny, dostojny osiemdziesięciokilkuletni kapłan, ojciec Joachim Badeni, mówił do młodych: ... rozumiem pocałunek, ale czy to musi być od razu pompa ssąco-tłocząca?... Młodzież zareagowała szczerym śmiechem, doskonale rozumiejąc, co ojciec Joachim chciał im przekazać. Znów możemy nakreślić szeroki wachlarz pocałunków, poczynając od delikatnego muśnięcia, a na „pompie ssąco-tłoczącej” kończąc. Myślę, że każdy czytelnik bez trudu rozpozna i zgodzi się z tym, że „muśnięcie” jest bliższe czystości, a „pompa” – pożądliwości. Mówiąc o przebiegu pocałunku, warto przyjrzeć się bardzo znaczącej mowie całego ciała. Przytulenie ciała, dotyk rękoma może być typu delikatne „muśnięcie”, lecz bywa pełnym napięcia zwar ciem ciał. Napięcie mięśniowe u chłopaka idzie w parze ze wzrostem pobudzenia. Każdy chłopak bez trudu rozpozna, jaki rodzaj dotyku działa na niego pobudzająco i chcąc zachować czystość, powinien tego dotyku zaniechać. Chłopaku i dziewczyno, zastanówcie się uczciwie – jaki jest przebieg waszego pocałunku? Skutek W Piśmie Świętym czytamy: po owocach poznacie. To bardzo cenna wskazówka dla oceny moralnej czynu. Może być tak, że pocałunek był wynikiem najczystszych intencji, oznaczał prawdziwe przywiązanie, oddanie – miłość, przebiegał „muśnięciowo” i niewinnie, a jednak spowodował niezamierzoną reakcję, którą łatwo zmierzyć napięciem czy wręcz podnieceniem, pojawiającym się zwłaszcza w ciele chłopaka. Dzieje się tak bardzo często na początku znajomości nastolatków. O reakcji ciała w tym wypadku decyduje nie tyle siła bodźca wynikająca wprost z czynu, co tzw. bodźce psychogenne, czyli wyobrażeniowe. Nadmiernie pobudzona wyobraźnia jest równie niebezpieczna jak bezpośrednie gesty ciała. Czy niezamierzony, a jednak zaistniały skutek przesądza o tym, że działanie było grzeszne? Nie! Grzechem przecież nie może być (skądinąd prawidłowa i będąca objawem zdrowia) reakcja ciała. Sięgnijmy do katechizmu: grzech jest to świadome i dobrowolne... Jeżeli „coś” nastąpiło niespodziewanie, zaskoczyło i było nie do przewidzenia (mamy wszakże rozum i pewne rzeczy potrafimy przewidzieć), trudno doszukiwać się w tym „czymś” zła moralnego. Ale uwaga! Następnym razem nie możemy już powiedzieć, że nie wiedzieliśmy i wówczas pojawia się odpowiedzialność za stwarzanie okoliczności, które jak wiadomo z wcześniejszego doświadczenia mogą przynieść niezamierzony skutek. Chłopaku i dziewczyno, zastanówcie się uczciwie – jaki jest skutek waszego pocałunku? Niebezpieczna siła pobudzenia Tu znowu przypomina się arcymądre katechizmowe zalecenie unikania okazji do grzechu i pawłowe: kto stoi, niech baczy, by nie upadł. Wielu młodych ludzi powtarza: nasza bliskość jest co prawda bardzo intymna, lecz my dobrze znamy granicę, której na pewno nie przekroczymy. Iluż dobrych, wrażliwych młodych ludzi, mimo powyższych deklaracji, wchodząc na ścieżkę pobudzenia seksualnego, pogubiło się kompletnie, nie wiedząc nawet jak i kiedy. Tu działają ogromne siły i rozsądek podpowiada, by ich nie lekceważyć. Skoro tylu się pogubiło, rozumna pokora nakazuje ostrożność zamiast buńczucznego zadufania we własne siły, w swoją doskonałość. Ktoś porównał budowanie pobudzenia seksualnego do wchodzenia na stopnie zjeżdżalni na placu zabaw. Wchodzi się pomalutku, lecz kiedy nagle zaczyna się zjeżdżać, wtedy żadna siła nie jest w stanie powstrzymać jazdy w dół. Każde pojawiające się napięcie seksualne powinno być ostrzeżeniem: Uwaga, gesty wchodzą w fazę niebezpieczną. Wycofaj się! Możliwość pogubienia się i stracenia kontroli nie jest jedyną przyczyną, dla której nie należy wkraczać na ścieżkę pobudzenia seksualnego bez „słusznego powodu”. (Przy czym dodać należy, że jedynym „słusznym powodem” jest bezpośrednie przygotowanie do współżycia małżeńskiego). Drugą, równie ważną przyczyną, by nie wchodzić na ścieżkę pobudzeń, jest utrwalanie się stereotypu przeżywania doznania seksualnego w niewłaściwym kontekście. Następuje wówczas deformacja konstrukcji psychoseksualnej, ważnego składnika osobowości. I znowu jedynym właściwym – i tym samym pozytywnie budującym osoby i ich więź – kontekstem pobudzenia jest współżycie pary małżeńskiej. Jeżeli jedynym miejscem, w którym pobudzenie seksualne jest dobrem, jest łoże małżeńskie, to świadome uruchamianie go w innych okolicznościach jest wykroczeniem przeciwko przykazaniu „nie cudzołóż”. Chłopaku i dziewczyno, nie igrajcie z siłą pobudzenia seksualnego. Przyjemność seksualna a pobudzenie seksualne Na koniec jeszcze jedno dopowiedzenie. Poruszamy się po terenie delikatnym, powiedziałbym subtelnym i bardzo łatwo o nieporozumienie ze względu na nieprecyzyjność i wieloznaczność języka, którym się posługujemy. Pragnę zatem rozróżnić pojęcia „przyjemność seksualna” i „pobudzenie seksualne”. Pobudzenie jest stanem fizjologicznym zdrowego organizmu obawiającym się: napięciem („wyczuwam istnienie” narządów rozrodczych), podnieceniem (gotowość narządów rozrodczych do działania), który prawidłowo kończy się działaniem płciowym (wytrysk nasienia męża do dróg rodnych żony). Tymczasem przyjemność seksualna jest pojęciem dużo szerszym. Seks to po polsku płeć. Każda komórka ciała człowieka jest oznaczona, ktoś powiedział – stygmatyzowana – płcią, męską lub kobiecą. Wszystko, co robimy jest zatem „płciowe”. Czerpanie naturalnej przyjemności z wzajemnej atrakcyjności, wręcz swoistego przyciągania płci, nie musi mieć nic wspólnego z jakimkolwiek pobudzeniem seksualnym w rozumieniu wyjaśnionym powyżej. Mężczyźni chcą imponować kobietom, chcą być podziwiani przez nie (mężczyzna długo pozostaje pod wrażeniem... jakie zrobił na kobiecie). Kobiety pragną się podobać mężczyznom (mimo, że niektóre mówią, a nawet myślą, że się stroją i upiększają dla samych siebie). Pewien stary zakonnik ze skruchą wyznał, że zawsze wolał rozmawiać z kobietą młodą i piękną niż ze starą i brzydką. W cieszeniu się naturalną atrakcyjnością w kontaktach z drugą płcią nie ma niczego złego. A przecież przyjemność tę można nazwać „seksualną”, bo jej źródłem są różnice płci. W tym rozumieniu, chłopak i dziewczyna „chodzący” ze sobą mogą czerpać ogrom radości i przyjemności seksualnych płynących z wzajemnej atrakcyjności różnych płci (tylko proszę nie wyrywać tego zdania z kontekstu, bo mogłoby być opacznie zrozumiane.) Chłopaku i dziewczyno, zastanówcie się uczciwie – czy wasz pocałunek rodzi przyjemność czystą czy nieczyste pobudzenie seksualne? A teraz kilka słów Taty do autorek listów: Szanowna Redakcjo, Po przeczytaniu w numerze 4-2003 „Miłujcie się!” artykułu „Z pozycji Taty (2)” ogarnęły mnie wątpliwości. Jestem osobą młodą, będącą właśnie na etapie poszukiwania odpowiedzi na pytania, jakie zadała Daisy. W tej chwili uczę się w katolickiej szkole i rozumiem oraz popieram wszystkie odpowiedzi Taty, ale zaciekawiło mnie pytanie Daisy: „(...) Czy namiętny pocałunek, który jest dawaniem przyjemności drugiej osobie, a nie namawianiem do stosunku, jest grzechem?” Tato nie daje jednoznacznej odpowiedzi (tak lub nie), lecz z jego wypowiedzi wynika, że całowanie się z chłopakiem jest czymś raczej negatywnym, czymś, czego Kościół nie popiera. Bardzo mnie to zdziwiło, gdyż takiej odpowiedzi jeszcze nie usłyszałam z ust księdza (a nie wiem, kto ukrywa się pod pseudonimem Tato). Pamiętam dobrze, że gdy byłam w podstawówce, ksiądz zapytany o kwestię całowania się z chłopakiem, odpowiedział, że nie jest to grzechem, ale może prowadzić do seksu, który jest już czynem złym. Jeszcze dwukrotnie słyszałam, jak księża byli o to pytani – jeden z nich stwierdził, że nie jest to grzech, a drugi, że wszystko należy robić z umiarem. Do tej pory byłam więc przekonana, że całowanie się jest w porządku. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie pary, które w ogóle się nie całują. Czy wszyscy ci młodzi ludzie postępują źle? Więc do jakich kontaktów mogą ograniczyć się młodzi, by pozostać w zgodzie ze swoją wiarą? Rozumiem, że nie w każdym przypadku da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale mnie – i myślę, że wielu młodym ludziom – trudno jest podjąć decyzję we własnym sumieniu, zwłaszcza, że chyba nawet księża nie są w tej sprawie zgodni. Młodzi kapłani lub ci, którzy na co dzień pracują z młodzieżą, zazwyczaj nie negują całowania się młodych ludzi... Ja i mój chłopak, jesteśmy osobami wierzącymi, w tygodniu uczestniczymy we Mszy św., regularnie przystępujemy do spowiedzi i do Komunii św., należymy do katolickich organizacji młodzieżowych, i bardzo zależy nam na odpowiedzi na to pytanie. Beatka ? Droga Beatko! Po pierwsze wyjaśniam, że pod pseudonimem Tato „ukrywa” się nie ksiądz, a mąż i ojciec dzieci będących mniej więcej w Twoim wieku. Tu nie jest ważne nazwisko, a pozycja ojcowska, z której, najuczciwiej jak tylko potrafię, próbuję odpowiadać na pytania i problemy. Mam nadzieję, że zrozumiałaś dokładnie moją odpowiedź. Inaczej mówiąc, wierzę, że emocje nie odebrały Ci możliwości zrozumienia tego, co napisałem. Wiem, że odpowiedź jest trudna, wymagająca i nie do końca „po myśli” przeciętnego młodego człowieka. (Dla mnie z listu jasno wynika, że nie jesteś przeciętną młodą osobą. Tym samym należy Ci stawiać ponadprzeciętne wymagania.) Spróbuj zrozumieć, albo chociaż uwierzyć, że zadaniem ojca jest wytyczanie jasnej czytelnej drogi, a nie „przypodobanie się” dziecku. Jeżeli jednak mówię Ci rzeczy tak trudne, to po pierwsze wierzę – więcej – wiem z doświadczenia, że można je wprowadzać w życie, a po drugie ufam, że stać Cię na to. Zrozum również moją naturalną obawę, że niepokoję się o „córeczkę”, która nie do końca rozumie zagrożenie, jakie niosą namiętne pocałunki z chłopakiem. Też kiedyś byłem w Twoim wieku i pamiętam, ile było wśród rówieśników dramatów, u których podstaw leżała ufność w swoje siły i naiwna pewność, że nic im nie grozi. A czasy były naprawdę inne, pod tym względem znacznie bezpieczniejsze. Zatem, Beatko, pozwól mi troszczyć się o Ciebie. Tu nie tyko chodzi o to, byś nie została ciężko poraniona, ale o to, by Wasza znajomość była dla Was obojga budująca, była drogą do świętości, byście kiedyś mogli swoim dzieciom stawiać za wzór przebieg Waszej znajomości. Wierzę, że wygracie Wasz czas przygotowania do małżeństwa. Trzymajcie się... Boga i Jego wskazówek. Tato ? Droga Redakcjo, Jestem 17-letnią dziewczyną i często zastanawiam się nad sytuacjami, o których nie myślą moi rówieśnicy. (...) Najważniejszym moim hasłem życiowym jest: „Niech będzie jak Ty chcesz, Panie, nie jak ja chcę”. Staram się żyć dobrze, ale jak u każdego, nie zawsze te starania coś przynoszą. (...) Mam kolegę, którego znam 2 lata. Nasza znajomość się rozwijała. Byliśmy w stosunkach koleżeńskich, przyjacielskich, aż w końcu zaczęliśmy ze sobą chodzić. To całe „chodzenie” zapoczątkował pocałunek; wtedy wiedziałam (poczułam), że naprawdę chcę z nim być. I w tym momencie pragnę zadać moje pytanie: Czy całowanie się jest grzechem? Chłopak, dziewczyna i pocałunek – czy to coś złego? Co do współżycia, o tym nie było i nie ma mowy. Chcę zachować czystość przed ślubem. Pytanie o pocałunki zaczęło mnie „męczyć”, od kiedy mój chłopak (obecnie ex) opowiedział mi o pewnej lekcji religii. Zapytany anonimowo o to, czy całowanie się z dziewczyną jest grzechem, ksiądz odpowiedział, że tak. W pierwszej chwili wydało mi się to śmieszne, bo dlaczego całowanie miałoby być złe, jeżeli nikt o tym nie mówi? Jeszcze nie słyszałam, żeby ksiądz wspomniał coś o tym na kazaniu. Jest na świecie tyle par (wcale nie małżeńskich), nawet narzeczeńskie, które całują się i pewnie bardzo by się zdziwiły, gdyby ktoś im powiedział, że to grzech. Czy ksiądz im coś mówi, widząc, jak się całują? Chyba nie... Mniej więcej tak to sobie tłumaczyłam. Nie chciałam jednak popełniać świadomego grzechu i zaczęłam drążyć. Weszłam na jedną z katolickich stron internetowych, bo chciałam znaleźć jakiegoś kapłana, który by mi tę sprawę wyjaśnił. Czat jeszcze nie działał, ale zadałam swoje pytanie. Kilka dni później dostałam odpowiedź, a raczej odesłanie do katechezy umieszczonej na jeszcze innej stronie. Temat poświęcony był pocałunkom. Przebiłam się przez pocałunki „matka-dziecko”, koleżeń skie itd., i w końcu znalazłam to, co mnie interesowało. Wyszło na to, że pocałunki „chłopak-dziewczyna” są jednak grzechem. Jak tylko spotkałam się z moim chłopakiem, powiedziałam mu o tym i zakończyłam „fazę pocałunków”. Mimo złego humoru, jakoś to zaakceptował. Niestety, powoli nasze uczucie zaczęło słabnąć. Nie kłóciliśmy się, ale coraz mniej rozmawialiśmy. To mnie bardzo męczyło. Wypomniałam mu, że mieliśmy rozwijać nasze uczucie, a do tego potrzebne są rozmowy. Niestety (a może jednak „stety”), przyszedł moment, w którym ze mną zerwał. Początkowo bardzo to przeżywałam, jednak z biegiem czasu dochodzę do wniosku, że chyba wszystko, co się dzieje, jest potrzebne i ma jakiś cel. Każde cierpienie i każda porażka czegoś nas uczy. Nawet to rozstanie było potrzebne. Wiele jeszcze nad tym myślałam i starałam się znaleźć przyczyny tego zerwania. Myślę, że jego powodem, może nawet nie do końca uświadomionym, była moja decyzja o zaprzestaniu okazywania sobie uczuć w formie pocałunków. (...) Mam jeszcze jedno pytanie – jeżeli całowanie się jest złe, to przytulanie się itp. pewnie też, w czym w takim razie różni się przyjaźń od chodzenia? (...) J. No ? Droga J. No! Bardzo dziękuję za Twój list. Szczerze cieszę się Twoim przywiązaniem do Boga i ufnością Mu okazywaną. W Twoim liście jest wiele ciekawych wątków, lecz tym razem odniosę się tylko do tych związanych z „całowaniem”. Piszesz: nasze chodzenie zapoczątkował pocałunek, wtedy wiedziałam (poczułam)... Podziwiam Twoją niezawodną intuicję, że po słowie wiedziałam piszesz od razu poczułam, bo rzeczywiście pocałunek nie daje żadnej wiedzy, a jedynie uruchamia czucie. Silne odczucia mogą zafałszować prawdziwy obraz drugiej osoby i relacji z nią. Związek budowany jedynie na uczuciach to domek z kart, bańka mydlana. Zauważ, gdy zakończyłaś fazę pocałunków, uczucie osłabło, coraz mniej rozmawialiście – bo prawdopodobnie nie było o czym. Nie byliście zainteresowani sobą. Osoby kochające się i zachwycone wartością kochanej osoby mają zawsze tysiące spraw do omówienia i... ciągle za mało czasu. Wszystko, co dotyczy ukochanej (ukochanego) jest ciekawe, interesujące, godne poznania. Jak widzisz, w Twoim wypadku tak nie było, zatem całe szczęście, że tamta znajomość skończyła się bez głębszych ran. To nie był chłopak dla Ciebie. Gdybyście nie przerwali fazy pocałunków, to może dwie obce, nie zainteresowane sobą nawzajem osoby, doszłyby aż do ślubu na sztucznie podtrzymywanych przyjemnych emocjach płynących z bliskości cielesnej. A potem całe życie pełne... pustki. Twoje zdanie, że wszystko, co się dzieje jest potrzebne i ma cel, ogromnie mnie cieszy. Wierzę, że doświadczenia życia będziesz potrafiła dobrze wykorzystać, żyjąc coraz piękniej i mądrzej. Mam nadzieję, że na końcowe pytanie z Twego listu o przytulenie się itp. znalazłaś odpowiedź w pierwszej, ogólnej, części mojego pisania. Przytulenie, podobnie jak pocałunek, może być dobre (gdy jest czyste, obdarza, czyli wynika z miłości – wyraża bezinteresowną czułość) lub złe (gdy jest nieczyste – odziera, wynika z pożądliwości). Zawsze na klasyfikację moralną wpływ zasadniczy będzie miała wewnętrzna treść czynu. Pomocne może być rozpoznanie intencji, znaczenia, przebiegu i skutków danego czynu. Co do różnicy między przyjaźnią a „chodzeniem”, to nie każda przyjaźń musi kończyć się „chodzeniem”. „Chodzenie” poważnie potraktowane należałoby rozumieć jako rozeznanie i poznanie siebie pod kątem małżeństwa. Końcowa faza „chodzenia” to narzeczeństwo, które powinno być ostatecznym czasem rozeznania i podjęcia decyzji o małżeństwie. Niestety narzeczeństwo „wyszło z mody”, a szkoda, bo to ważny i potrzebny etap. Wracając do „chodzenia”, to ostrzegam, że są bardzo niebezpieczne, choć modne obecnie zabawy w chodzenie dla... chodzenia, dla pochwalenia się przed koleżankami (kolegami), dla poprawienia sobie samopoczucia, dla... sportu. By uniknąć niebezpiecznej przypadkowości w wyborze współmałżonka, lepszą drogą byłoby pewnie przechodzenie od wstępnego zaprzyjaźnienia się do „chodzenia”. Dopuszczam jednak myśl (trochę karkołomną), że „chodzenie” „rozpoczęte porywem serca” przeradza się w przyjaźń, tak potrzebną w prawdziwej Miłości. Jednak „chodzenie” bez zaprzyjaźniania się to szczeniacka i, powtarzam, życiowo bardzo niebezpieczna zabawa. Gorąco przed nią przestrzegam. Jesteś bardzo młoda. Spotkasz jeszcze wielu chłopaków i mężczyzn, z których jeden zapewne zostanie Twoim mężem. Oby to był ten najwartościowszy, najlepszy z możliwych mąż i ojciec Twoich – Waszych – dzieci. Obyś Go „nie przegapiła” i nie związała się z innym, który celowo (lub nie) zagrał na Twoich uczuciach. Na koniec dam Ci mądrą radę: poznając nowego chłopaka i czując, że coś z tego może być, zadaj sobie pytanie: Czy chciałabym w przyszłości mieć takiego syna jak on? Jeżeli absolutnie nie, uciekaj od niego czym prędzej! Jeżeli tak (lub choćby tylko „chyba tak”), zainteresuj się nim poważnie. Może to ten najlepszy, przeznaczony dla Ciebie przez Boga samego. Nadal kochaj Boga, ufaj Mu i szanuj siebie, a wygrasz swe życie (również wieczne). Tato Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|