|
|||
|
Autor: Marie Cofta, Wielkim sukcesem cieszy się obecnie ekranizacja „Władcy Pierścieni” – dzieła jednego z najwybitniejszych pisarzy brytyjskich, Johna Ronalda Reuela Tolkiena. Kolejne części filmowej trylogii honorowane są nagrodami, a przede wszystkim zdobywają sobie rzesze fanów, którzy tłumnie odwiedzają sale kinowe. Pociąga ich „magia” tego dzieła, baśniowa aura i niewątpliwie doskonałe efekty specjalne, którymi posłużyli się twórcy filmu, by podołać wyzwaniu, jakie stanowi dla filmografii tolkienowska wyobraźnia. Mało który widz jednak wie, że dzieło to w swej treści jest również, a może przede wszystkim „dziełem religijnym i katolickim”, jak mówił o trylogii sam autor. Tym samym „Władca Pierścieni” staje się zaproszeniem do wielkiej przygody odkrywania prawd naszej wiary. John Ronald Reuel Tolkien urodził się 3 stycznia 1892 r. w Afryce Południowej. Po nagłej śmierci ojca rodzina powróciła do Wielkiej Brytanii, do West Midlands, skąd pochodziła matka Johna Ronalda, Mabel. W roku 1900 poprosiła ona o przyjęcie do Kościoła katolickiego, co spotkało się z niezrozumieniem i odrzuceniem przez antykatolickie społeczeństwo. Tolkien i jego brat nigdy nie zapomnieli heroicznej postawy swojej matki – „powinieniem być wdzięczny przede wszystkim za wychowanie mnie (poczynając od ósmego roku życia) w Wierze, która mnie wykarmiła i nauczyła wszystkiego, co wiem (choć niewielka to wiedza). Zawdzięczam to mojej matce, która wytrwała w swoim nawróceniu, umarła młodo, głównie z powodu wynikającej z owego nawrócenia biedy” [list do o. Roberta Murraya TJ, 2 grudnia 1953]. Po jej śmierci pod swoją opiekę wziął chłopca ks. Francis Morgan, podejmując się troski o jego rozwój i wychowanie. Zainteresowanie językami współczesnymi i starożytnymi zaprowadziły młodego Tolkiena na Oksford, gdzie po latach został profesorem języka i literatury angielskiej. Całe to doświadczenie życiowe oraz żywa wiara (codzienna Eucharystia, częsta spowiedź) znalazły wyraz w stworzonej przez niego mitologii Śródziemia, której istotną częścią jest trylogia – „Władca Pierścieni”. Tolkienowska opowieść przedstawia nam świat stworzony przed wiekami przez Jedynego, Stwórcę wszystkich istot. Śródziemie jest w trakcie przemian – mijają wieki i czas niektórych stworzeń (np. elfów). Ale w tych czasach, kiedy panowanie przejmują ludzie, w Śródziemiu wyraźnie odczuwa się jakieś zagrożenie. Zło, które wydawało się uśpione, zaczyna gromadzić siły, zbliża się wojna – świat Śródziemia czeka koniec. Trzeba opowiedzieć się za którąś ze stron. Wtedy ci, którzy, wydaje się, nie mają szans w starciu ze złym Sauronem, podejmują wyprawę. Jest bowiem jeszcze nadzieja – pierścień, którego pożąda Zły, a który ma mu zapewnić władzę nad całym światem, jest w rękach małych hobbitów z Shire; zaniesienie tego pierścienia w miejsce zagłady i zniszczenie go przyniesie koniec Nieprzyjacielowi, nie uchroni jednak świata od nieodwracalnych zmian. Gdzie szukać, w tym baśniowym świecie, świadectwa wiary Tolkiena? W tej zewnętrznej oprawie nie od razu można się dopatrzeć fundamentu, którym jest dla historii Biblia i teologia moralna Kościoła katolickiego. Nie ma tam przecież kościołów, księży, moralizatorstwa, nie ma mowy o jakiejkolwiek religii. Z odpowiedzią spieszy sam autor książki, tłumacząc, że „element religijny został wchłonięty przez opowieść i jej symbolikę”. To wskazówka dla nas, żeby umiejętnie przyglądać się znakom, jakie nam zostawił – „wszystkie aluzje do najważniejszych spraw celowo ograniczyłem do drobnych wzmianek, zauważanych jedynie przez najbardziej uważnych czytelników, albo ukryłem je pod nie wyjaśnionymi symbolicznymi postacia mi” [z listu do o. Roberta Murraya TJ, 4 listopada 1954]. Tak więc, przyjmując konwencję autora, po przeniknięciu „wewnątrz” opowieści, dostrzegamy, że jego zamysł to opowieść o wyprawie, jaką jest nasza chrześcijańska droga duchowa. Wyprawie, która, jeśli jej podołamy, ma nas zaprowadzić do szczęścia, tj. do zbawienia. Droga ta jest niczym innym jak wzniosłym tajemniczym Misterium o Męce Pańskiej – jak to podkreślił znawca dzieł Tolkiena, Joseph Pearce – Dźwiganie Pierścienia – znaku grzechu – jest Dźwiganiem Krzyża. Mitologiczna Wyprawa jest prawdziwą Via Dolorosa. Idąc tym tropem, odczytujemy pozostałe symbole, których znaczenie chrześcijaninowi nie jest obce: las elfów, Lothorien, to obraz nieskażonego jeszcze przez węża (czytaj: Saurona) raju, lembasy wzmacniające bohaterów, a tak nieznośne dla podniebienia Golluma przypominają mannę, Eucharystię, światło darowanego Frodowi flakonika – niepokalane światło odpędzające siły zła, a więc obecność Niepokalanej [por. Grégory Solari, La Nef, nr 123]. Już sami bohaterowie są uosobieniem cnót chrześcijańskich, bo wybierają poświęcenie i ofiarę w imię dobra mieszkańców Śródziemia. Po ludzku nie powinni mieć nadziei, pozostają jednak posłuszni jakiejś niewypowiedzianej przez nikogo Woli (Bożej woli) i podejmują walkę, pomimo towarzyszącej im świadomości własnej słabości. W jednym ze swoich listów Tolkien pisał, że jego utwór jest ożywiony pragnieniem „uszlachetnienia czy uświęcenia postaci pokornego”. Zamysł ten w pełni został zrealizowany w postaci Froda. Ten słaby hobbit podejmuje się zaniesienia pierścienia na górę Orodruinę, gdzie będzie można go zniszczyć. To heroiczny wysiłek, bo znalazł się w niesprzyjającej sytuacji powiernika, a więc trwa w nieustannej walce z pokusą przywłaszczenia sobie zgubnego klejnotu. Tolkien tak o nim pisał: „przyjął ten ciężar dobrowolnie, a potem zrobił wszystko, co fizycznie i umysłowo było w jego mocy. Został ocalony (a wraz z nim Sprawa – przez Łaskę) przez najwyższą wartość oraz skuteczność Miłosierdzia i wybaczenia krzywd. (...) Frodo zasłużył na wszelkie zaszczyty, ponieważ, choć wyczerpał całą swoją siłę woli i ciała [i całkowicie wyczerpał swoje siły – jako instrument Opatrzności], dotarł do wyznaczonego celu i ani trochę dalej. Mało kto, a możliwe, że nikt z jego współczesnych nie dotarłby tak daleko. Wtedy sprawę przejęła Inna Moc: Autor Opowieści (przez co wcale nie mam na myśli siebie), ‘ta wszechobecna Osoba, która nigdy nie znika i nie zostaje nazwana’ (jak to powiedział jeden z krytyków)” [z listów do A. Ronalda, 27 VII 1956 i do panny J. Burn, wrzesień 1963]. Każdy z bohaterów niesie w swej postawie jakieś przesłanie – Gandalf, tajemniczy Czarodziej, którego natury do końca nie poznajemy, w obronie towarzyszy składa w walce z Balrogiem ofiarę z samego siebie, a tym samym wyrzeka się nadziei na osobisty sukces w starciu z Sauronem – „Gandalf więc poświęcił siebie, został przyjęty, wzmocniony i odesłany z powrotem”. Obraz Gandalfa w bieli powracającego ze śmierci przypomina sceny ewangeliczne, Tolkien jednak podkreśla – „wcielenie Boga jest nieskończenie większą sprawą niż cokolwiek, o czym ośmieliłbym się napisać”. Nazywa więc Gandalfa aniołem i stawia go na czele wyprawy, by wspierał i stróżował tym, za których czuje się odpowiedzialny. Gandalf również kształtuje postawy swoich podopiecznych – widać to wyraźnie w jego rozmowie z Frodem w kopalniach Morii o ścigającym ich Gollumie. W jego usta włożona zostaje nauka Kościoła o miłosierdziu wobec tych, co nam źle czynią! Również w osobie Aragorna dopatrzeć się można znanych symboli. Jest on uosobieniem chrześcijańskiego władcy. Jego powrót do królewskości dokonuje się na drodze służby pod postacią Obieżyświata. Obdarzony jest, podobnie jak Frodo i Gandalf, cechami Chrystusowymi – jako kolejny wzór pokory i ofiary wypełnia on swoje powołanie, jest przepowiadanym Królem, który ma powrócić, co więcej – Królem uzdrowicielem. Bohaterowie trylogii, przystępując do walki, odpowiadają nam na pytanie, jak osiągnąć pełnię szczęścia: trzeba podjąć trud wierności głosowi swojego sumienia, odpowiadając „tak” na wezwanie Boga. Owo „tak” otwiera im drogę do łaski, która towarzyszy ich przedsięwzięciom. Kiedy po ludzku brakuje im sił, w akcję wkracza Bóg ze swoją łaską. Dla wnikliwego widza i czytelnika dzieło Tolkiena okaże się prawdziwą kopalnią symboli i odniesień. Autor sprawia, że idąc za jego wskazówkami, po obejrzeniu filmu czy przeczytaniu książki odnosimy wrażenie, że dobrze nam jest znana przedstawiona przez niego rzeczywistość. Nie zostajemy zawieszeni w jakichś oparach bezpłodnej, nic nie wnoszącej wyobraźni, ale nowym spojrzeniem ogarniamy nasze życie, dostrzegamy, że Śródziemie to nasz świat i histo ria zbawienia człowieka. „Mój świat nie jest światem ‘wymyślonym’, lecz wymyślonym momentem historycznym ‘Śródziemia’, w którym żyjemy” – napisał w swoich notatkach profesor. W ten sposób odkrywamy, że ta trylogia mówi również o naszym losie, o naszej współpracy z Łaską i miłosierdziem, wreszcie o naszym borykaniu się z przemijaniem czasu – śmiercią i wiecznością. Tolkien zwierza się w jednym z listów: „Prawdziwym tematem jest dla mnie coś o wiele bardziej trwałego i trudnego: Śmierć i Nieśmiertelność; tajemnica miłości do świata w sercach rasy ‘skazanej’ na trwanie w nim, dopóki nie wypełni się cała jego opowieść (...)”. Dzieło Tolkiena, jak i sam film Jacksona mogą więc stać się pięknym narzędziem ewangelizacyjnym. Jak miał powiedzieć C.S. Lewis, przyjaciel pisarza – „wojujący ateista lub subtelny neopoganin czy agnostyk, drążąc zbyt głęboko świat Tolkiena dogrzebie się do świata prawd, których przedtem sobie nie uświadamiał. Jeśli będzie kontynuował wędrówkę śladami Drużyny Pierścienia w mroki Mordoru i jeszcze Dalej, może nawet spostrzec, że te poruszające prawdy wskazują na Prawdę najbardziej poruszającą. Zstąpiwszy do głębi, może w końcu zrozumie, że Wyprawa to w rzeczywistości Pielgrzymka”. Niech więc film (dostępny również na kasetach video i DVD) zachęci nas do lektury Tolkiena, a jego książki do sięgnięcia po Biblię, tak byśmy potrafili włączyć się w trwającą walkę z siłami zła i nie zamienili się w orków. Marie Mazurek Wykorzystano materiały „Christianitas”, nr 11/12 2002. Uprzejmie dziękujemy także firmie Warner Bros. Poland Dystrybucja Video za udostępnienie fotosów z filmu Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|