Articles for Christians at TrueChristianity.Info. Raz jeden wylądowaliśmy w łóżku Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
Raz jeden wylądowaliśmy w łóżku
   

Świadectwo,
Miłujcie się! 1/2003 → Młodzież



Jak to często z młodymi, zbuntowanymi ludźmi bywa, przestałam w pewnym momencie chodzić do kościoła. Najpierw stałam przed kościołem, potem ze znajomymi siadałam na ławce niedaleko. Później, zamiast do kościoła, chodziłam do parku.

Zaczęło się, oczywiście, popalanie papierosów; najpierw sporadycznie, potem już na całego – prawie dwa lata. Do tego doszło popijanie alkoholu. Nie potrzebowaliśmy nawet specjalnej okazji. Z niecierpliwością czekaliśmy na wolny dzień, kiedy nie trzeba było iść do szkoły. Robiliśmy imprezy, później już w środku tygodnia. Było zarywanie nocy, wagary. Pojawiły się narkotyki... Spróbowałam trzy, może cztery razy i, na szczęście, jakoś mi się nie spodobało. Przez alkohol i imprezy powstawały też różne „sytuacje” damsko-męskie, po czym, po imprezie, nikt już o tym nie chciał pamiętać i jakoś tak dziwnie baliśmy się potem spojrzeć sobie w oczy... Wiele z moich koleżanek straciło wówczas dziewictwo; mnie udało się przed tym uchronić. Uważałam jednak tamten czas za najlepszy w moim życiu. Miałam tylu „przyjaciół”, świetnie się bawiłam. Wreszcie czułam się wolna, nie siedziałam sama w domu, spełniały się moje ówczesne wizje szczęśliwego życia... W szkole też było OK. Szczęśliwie zdałam maturę.

Zaczęłam studiować w innym mieście. Brakowało mi jednak ludzi z liceum, naszych imprez, wygłupów. Czułam się samotna, zła na wszystko i na wszystkich, opuszczona. To właśnie wtedy znajomość z przyjacielem domu, żonatym mężczyzną, przekształciła się w romans. Raz jeden wylądowaliśmy w łóżku. Na szczęście w porę oprzytomniałam i nie dopuściłam do współżycia. Ale nadal byłam na tyle głupia, że myślałam o kontynuowaniu tej znajomości. On też tego chciał – czułam się doceniona. Przekonywał mnie, mówiąc wyświechtane frazesy w stylu: „żona mnie nie rozumie”, „już nie żyjemy jak mąż z żoną”, „rozwiodę się” itp. Dzięki Bogu jakoś się to wszystko rozpadło. Dziewczyny! Nie dajcie się nabierać takim bezwzględnym typom!!!

Ale, niestety, wkrótce pojawił się w moim życiu samogwałt. Najpierw z ciekawości, potem z przyzwyczajenia. Cały czas myślałam, że mam nad tym kontrolę. Jakże się myliłam! Nastąpiło gwałtowne pogorszenie mojego stanu duchowego. Dzień w dzień chodziłam załamana, miałam „doły” bez powodu. Potrafiłam wrócić do akademika, położyć się twarzą do ściany z walkmanem na uszach i olewać wszystkich i wszystko. Kiedyś, podczas jednego z takich „dołów”, usłyszałam w radiu świadectwo Tomka Kamińskiego. Zaczęłam trafiać na audycje o bardzo życiowych tematach i bardzo dużo myśleć o tym wszystkim, co mnie spotkało. Ale do Boga było mi wtedy jeszcze daleko... Przypadkowo (dzisiaj wiem, że to nie był żaden przypadek), na juwenaliach, znalazłam się na koncercie. Pan Bóg wiedział, co robi. Wie, że lubię mocne uderzenie, że w ten sposób do mnie dotrze. Oczywiście, na początku byłam bardzo zdziwiona. Owszem, muzyka była świetna, ale te teksty? Nie mogłam zrozumieć, że można tak otwarcie śpiewać o Bogu. Po jakimś czasie wsłuchiwałam się głębiej w teksty, szperałam w Internecie. Trafiłam na fantastyczne strony o tematyce religijnej, dużo się dowiedziałam. Zaczęłam słuchać „pokrewnych” Tymoteuszowi zespołów: Armia, Hawk. Zaciekawiły mnie świadectwa muzyków (Malejonka, Budzyńskiego) i ich teraźniejsze życie. Pomyślałam, że skoro oni mogli wyjść ze swojego „bagna”, to i ja mogę. Zrodziła się we mnie chęć spowiedzi. Takiej z całego życia. Zapragnęłam pojechać do Częstochowy 15 sierpnia i tam się wyspowiadać. Jednak okazało się to niemożliwe. Wtedy obiecałam sobie, że skoro nie mogę jechać tam, to wyspowiadam się w swoim mieście. Oczywiście nie nastąpiło to wszystko tak od razu. Proces ten dojrzewał w moim sercu przez pół roku.

W końcu przyszedł ten dzień. Bałam się konfesjonału. Nie tyle bałam się Boga, bo wiedziałam już, że jest miłosierny i wybaczy mi wszystko. Bałam się księdza – człowieka. Bałam się odrzucenia, niezrozumienia, tego, że nie dostanę rozgrzeszenia. Trafiłam jednak na fantastycznego księdza. Spowiedź trwała około pół godziny. Po pierwszym słowie, które wypowiedziałam w konfesjonale, zaczęłam płakać tak bardzo, że nie mogłam mówić. Ksiądz mówił wprost do serca, miałam wrażenie, że to były słowa Jezusa. Na koniec powiedział, że wielka radość jest w niebie z mojego powrotu. Do końca Mszy św. płakałam jak dziecko. Wszyscy naokoło zerkali na mnie, a ja płakałam i patrzyłam w ołtarz jak zaczarowana. Trudno mi było uwierzyć, że Bóg całkowicie mi przebaczył i uwolnił od tego całego zła, które popełniłam.

Po tej spowiedzi zawarłam swoje przymierze z Bogiem. Moje życie się odmieniło. Zaczęłam na wszystko patrzeć inaczej. Pan Bóg prowadzi mnie i staram się być posłuszna Jego woli. Od czasu tej spowiedzi minęło już półtora roku i niestety, nie zawsze pamiętam o nieskończonym miłosierdziu Boga, jakim mnie obdarował; zdarzają się upadki, mniejsze i większe. Do niedawna zmagałam się jeszcze z grzechem samogwałtu. Jednak od przeszło czterech miesięcy jestem „czysta” i modlę się, żeby już tak zostało. Jest to najdłuższy okres wytrzymania bez „tego”.

 Jest mi ciężko, ponieważ moja mama mówi, że wierzy, ale w ogóle nie praktykuje. I wszelkie prośby z mej strony spotykają się z odrzuceniem i niezrozumieniem. Nie mam w ogóle znajomych chrześcijan. Jest jedna osoba, ale kontakt mamy tylko telefoniczny. Z innymi spotykam się sporadycznie – można ich policzyć na palcach jednej ręki. W mojej parafii nie działa żadna wspólnota, w której mogłabym podzielić się swoimi radościami i smutkami. Bardzo pomaga mi pismo Miłujcie się!, które też „przypadkiem” wpadło w moje ręce. Pan Bóg prowadzi mnie taką, a nie inną drogą i wiem, że ma w tym jakiś, tylko sobie znany cel. Samotność to też krzyż. Ale chcę go nieść z godnością i radością. Coraz bardziej chcę ufać Jezusowi i Maryi. Wiem, że tylko z Nimi będę szczęśliwa. Teraz przygotowuję się duchowo do tego, aby przystąpić do Ruchu Czystych Serc. Wierzę w siłę czystości – w końcu Bóg za każdym razem uchronił mnie przed utratą dziewictwa. Patrzę na życie z optymizmem i nadzieją. Chcę, by wszyscy młodzi ludzie, którzy jeszcze błądzą, odnaleźli drogę do Boga. Pan Jezus czeka na każdą i każdego z nas. Umarł za nas na krzyżu i zmartwychwstał, abyśmy razem z Nim z grzechów powstali do nowego życia. Bóg z Wami. On otwiera oczy, on uwalnia jeńców – tych, co mieszkają w ciemnościach!

Marta

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: