|
|||
|
Autor: o. Wojciech Mainka OFM, W Polsce działa obecnie kilkadziesiąt tysięcy różnego rodzaju „uzdrowicieli”. Bywa, że ich działalność wzbudza spore zainteresowanie. Niezwykłość, tajemniczość, pozornie szybkie efekty „terapii” pociągają również ludzi wierzących w Chrystusa. Cierpiący na jakieś dolegliwości, zachęceni jeszcze przez kogoś innego, „komu pomogło”, czasami zdesperowani, udają się do tzw. „energoterapeuty”. Przychodzą, by uzyskać pomoc i dlatego ufnie otwierają się na to, co „terapeuta” mówi i robi. „Uzdrowiciel” nakłada przeważnie ręce na swego klienta i przekazuje mu – jak tłumaczy – „uzdrawiającą energię”. Jest kanałem dla energii „płynącej z kosmosu”... Nikt jeszcze obiektywnie, naukowo nie zbadał, co to jest za energia i czy jest to w ogóle energia. Wierzy się po prostu, że tak jest. Ludzie mówią, że nawet sam Pan Jezus uzdrawiał chorych przez nałożenie rąk. [Prawdą jest, że zmartwychwstały Jezus czyni cuda również dzisiaj, a tym, którzy w Niego wierzą, może udzielić charyzmatu uzdrawiania mocą Ducha Świętego. Jezus udziela tego daru konkretnej osobie zawsze ze względu na dobro całej wspólnoty Kościoła. Osoba obdarowana tym charyzmatem jest tylko pośrednikiem mocy Ducha Świętego, a uzdrowienia mają być i są znakami obecności i działania Chrystusa oraz Jego ostatecznego zwycięstwa nad szatanem, grzechem i śmiercią – przypis Red.] Tak więc również Apostołowie byli narzędziem Ducha Świętego – Uzdrowiciela. Napełniał ich, a oni przekazywali Go. Powstaje natychmiast pytanie, czy również każdy „uzdrowiciel” przekazuje Ducha Świętego. A może jakiegoś innego ducha? Niewidzialna dla oczu ludzkich rzeczywistość duchowa jest niezwykle różnorodna. Różne są duchy: dobre i złe, Duch Święty, ale i szatan, anioły, ale i demony. Pismo św. mówi również np. o duchu obłędu (Iz 19, 14), nierządu (Oz 4, 12), kłamstwa (1 Krl 22, 23), prawdy i fałszu (1J 4, 6), duchu świata (1 Kor 2,12) i innych. Wierzący ma być „świątynią Ducha Świętego” (1 Kor 3, 16), On powinien zamieszkiwać we wnętrzu osoby, kierować nią, inspirować, dawać światło. Ale człowiek może też być miejscem przebywania i zamieszkania – za własnym przyzwoleniem – duchów złych, mniej czy bardziej złośliwych, które kierują jego myślami, czynami, niszczą go na różne sposoby, bo taka jest natura złych duchów. Siedem wyrzucił Pan Jezus z Marii Magdaleny (Mk 5, 1-16), a z opętanego Gadareńczyka cały legion (Mk 5, 1-6). Św. Paweł pisze o charyzmacie uzdrawiania (1Kor 12, 9), czyli szczególnym darze danym przez Boga niektórym osobom dla dobra wspólnoty Kościoła. Nadzwyczajny i rzadki to dar (zwykle Pan Bóg uzdrawia w inny sposób, o czym powiem dalej). Posiadali go z całą pewnością św. Franciszek z Asyżu czy św. ojciec Pio. Trzeba pamiętać, że rzeczy niezwykłe, spektakularne (w tym również pozorne uzdrowienia) mogą się dokonywać mocą demonów. Opisują taki przypadek Dzieje Apostolskie: Pewien człowiek imieniem Szymon, który dawniej zajmował się czarną magią, wprawiał w zdumienie lud Samarii i twierdził, że jest kimś niezwykłym. Poważali go wszyscy od największego do najmniejszego: «Ten jest wielką mocą Bożą» – mówili. A liczyli się z nim dlatego, że już od dość długiego czasu wprawiał ich w podziw swoimi magicznymi sztukami (Dz 8, 9-10). Szymon uprawiał czarną magię, czyli wszedł w kontakt z szatanem. Szatan przez niego czynił rzeczy wprawiające w zdumienie. Ludzie łatwo dali się wprowadzić w błąd. „Ten jest wielką mocą Bożą” – mówiono o kimś, kto działał mocą szatańską. Czy i obecnie nie popełnia się czasami tego samego błędu? Łatwo zwłaszcza wtedy o taką pomyłkę, kiedy w gabinecie „uzdrowiciela” wisi krzyż albo święty obrazek. Diabeł jest bardzo przebiegły. A i sam „uzdrowiciel” może zostać przez niego łatwo oszukany i uważać że jest kimś „niezwykłym”, nawet wybranym przez Boga. Bardzo łatwo uwierzyć w taki podszept kusiciela. Człowiek ma wielką skłonność do uważania się za kogoś wielkiego, niezwykłego. Lubi władzę nad innymi. „Uzdrawianie” daje poczucie wielkiej władzy nad losami człowieka. Sam spotkałem kiedyś pewną panią „uzdrowicielkę” po kursach i inicjacji reiki, która chodziła regularnie do kościoła i modliła się na różańcu. Znawcy okultyzmu twierdzą, że „terapia” reiki jest niezwykle niebezpieczna. Duch reiki nawet zabija. Ciekawe świadectwo daje ojciec Joseph-Marie Verlinde, obecnie kapłan, a kiedyś znany w Belgii energoterapeuta. Mówi: Będąc w stanie mediumicznej pasywności, pozwalałem diabłu posługiwać się mną. Nie byłem opętany, bo w czasie tych wszystkich praktyk okultystycznych uczestniczyłem codziennie we Mszy św., dużo czasu poświęcałem na adorację, modliłem się na różańcu i wykonywałem wszelkie znane mi pobożne praktyki, a jest to niemożliwe, gdy ktoś jest opętany. Ojciec Verlinde – przez wiele lat oddany uczeń pewnego guru – wspomina, że gdy miał wątpliwości, czy odkryte przez niego zdolności uzdrowicielskie pochodzą od Boga, znajomi mówili mu, że nie może być inaczej, bo przecież pomaga ludziom... Pełne uwolnienie od wpływów szatańskich nastąpiło dopiero 9 lat po nawróceniu. I wtedy stwierdził, że utracił zdolności „uzdrawiania”. „On mi pomógł. Byłam chora, jestem zdrowa” – słyszy się czasami opinie. Jest to oczywiście wielka zachęta dla innych, aby poddać się takiej samej terapii. Ale takie świadectwo nie jest dowodem, że „uzdrowiciel” rzeczywiście pomógł. Ojciec Joseph-Marie Verlinde wraz z zespołem naukowców z uniwersytetu w Lyonie przez dłuższy czas badał ludzi, którzy poddali się energoterapii. Odkryto następujące prawidłowości: 1. Zdarzało się, że osoby, które czuły się uzdrowione, po jakimś czasie zapadały na inne, groźniejsze choroby. 2. Zaobserwowano negatywne skutki psychiczne energoterapii, np. niepokój, lęki, depresje, myśli samobójcze, kłótliwość, agresję. 3. Zaobserwowano negatywne skutki duchowe, np. natarczywe myśli bluźniercze, zaniedbanie modlitwy i innych praktyk religijnych, niechęć do Kościoła itp. Aby faktycznie stwierdzić, jak skutecznie leczy ten czy ów „uzdrowiciel”, trzeba by przeprowadzić bardzo wszechstronne i wieloletnie badania, tak szczegółowe jak np. przy wprowadzaniu nowych leków na rynek. Niektórzy mają oficjalne pozwolenie na prowadzenie działalności, ale należałoby zapytać, czy zostało ono udzielone na podstawie solidnych badań naukowych, czy też jest po prostu rejestracją w celach podatkowych. „Uzdrowiciele” bowiem pobierają opłaty za swoje usługi, nawet spore. To także wiele mówiący fakt. Uzdrowienia, które widzimy na kartach Pisma św. nigdy nie wiążą się z jakąkolwiek zapłatą. Pan Jezus, dając Apostołom władzę uzdrawiania, powiedział: Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie (Mt 10, 8). Czy możemy sobie wyobrazić św. Franciszka albo św. ojca Pio taśmowo przyjmującego klientów i zatrudniającego kasjera? Dzieje Apostolskie opisują inne znamienne wydarzenie związane z wyżej już wspomnianym Szymonem-magiem: Kiedy Szymon ujrzał, że Apostołowie przez wkładanie rąk udzielali Ducha Świętego, przyniósł im pieniądze. «Dajcie i mnie tę władzę – powiedział – żeby każdy, na kogo włożę ręce, otrzymywał Ducha Świętego». Niech pieniądze twoje przepadną razem z tobą – odpowiedział mu Piotr – gdyż sądziłeś, że dar Boży można nabyć za pieniądze (Dz 8, 18-20). Nie można kupić Bożego daru uzdrawiania. Tymczasem pełno wszelkiego rodzaju reklam kursów dla „uzdrowicieli”. Bardzo pociągająca to znowu pokusa. Oto w tydzień (czasami po ceremoniach inicjacyjnych, „modlitwach” guru i rytuałach) mogę osiągnąć to, co lekarz po 6 latach trudnych studiów. A zarobić będę mógł nawet w ciągu jednego dnia tyle, ile on zarabia przez miesiąc. Taka reklama bywa zwykłym oszustwem i nawet lepiej, jeśli nim jest. Gorzej natomiast, jeśli adept kursu „na uzdrowiciela” staje się prawdziwym magiem, szamanem, czyli narzędziem i kanałem złych duchów. O tym, co mamy robić w chorobie, mówi nam Pan Bóg chociażby w trzech poniższych fragmentach Pisma św.: Synu, w chorobie swej nie odwracaj się od Pana, ale módl się do Niego, a On cię uleczy. Usuń przewrotność – wyprostuj ręce i oczyść serce z wszelkiego grzechu! Potem sprowadź lekarza, bo jego też stworzył Pan, nie odsuwaj się od niego, albowiem on jest ci potrzebny... (Syr 38, 9-12). Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie... (Jk 5, 14-15). Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: «Ufaj, córko, twoja wiara cię ocaliła». I od tej chwili kobieta była zdrowa (Mt 9, 20-22). Trzeba prosić o uzdrowienie w ufnej i wytrwałej modlitwie. Również inni, szczególnie kapłani, powinni modlić się o zdrowie chorego. Pan Jezus uzdrawia w sakramentach. W sakramencie pokuty, czyli spowiedzi, ponieważ choroba może być spowodowana grzechem (mówi o tym także J 5, 14). Sakrament chorych został specjalnie ustanowiony – jak sama nazwa wskazuje – dla uzdrawiania i umacniania chorujących. W Eucharystii każdy dotyka Jezusa bardziej wyraźnie niż kobieta cierpiąca na krwotok, ale trzeba wierzyć. („Kiedy słabnie wiara w Chrystusa, zaczyna się wierzyć w byle co” – słusznie ktoś powiedział). Pan Bóg daje nam lekarzy, abyśmy u nich szukali uzdrowienia. Lekarzy, a nie magów i czarowników. Okultyzm został wielokrotnie potępiony na kartach Pisma św. Co zrobić, jeśli ktoś korzystał z tzw. „medycyny niekonwencjonalnej” i w ten sposób być może uwikłał się w okultyzm? W okultystyczne związki można wejść nieświadomie, tak jak nieświadomie można zarazić się zakaźną chorobą. Mniej będzie tej nieświadomości, jeśli będziemy starać się o pogłębienie świadomości zagrożeń np. przez lekturę prasy i książek katolickich. O niebezpieczeństwach okultyzmu nie mówi się ani nie pisze w ateistycznych mediach, a przeciwnie, nawet się go propaguje. Jeżeli ktoś był u energoterapeuty itp., powinien wyznać to w sakramencie pokuty (który jest skutecznym egzorcyzmem), zwłaszcza, kiedy dostrzega u siebie jakieś niepokojące objawy. Powinien wtedy wyrzec się związków okultystycznych w prostych słowach, np.: Wyrzekam się szatana i wszelkich związków okultystycznych, jeśli takie łączą mnie z kimkolwiek. Oddaję się Jezusowi, który jest moim jedynym Zbawicielem. Intencją tego artykułu bynajmniej nie jest potępienie wszelkiego rodzaju „medycyny niekonwencjonalnej”. Niektóre jej dziedziny mają najprawdopodobniej dobroczynne działanie. Natomiast korzystanie z innych praktyk niesie spore niebezpieczeństwa i dlatego potrzebne są badania naukowe nad ich skutkami. Myślenie – „jeżeli nie pomoże, to nie zaszkodzi” – okazuje się być czasami fatalną pomyłką. Przekonują mnie o tym niestety także własne doświadczenia duszpasterskie. o. Wojciech ? Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|