|
|||
|
Świadectwo, Mój grzech rozpoczął się w siódmej klasie. Dziś mam 22 lata i ciągle ten sam problem – samogwałt. Sam nie wiem, od czego się zaczęło. Na początku zdarzało mi się to sporadycznie. Później „przypadkiem” wpadły mi w ręce gazety i obrazy pornograficzne. Karmiłem się tym. Najgorsze, że od początku miałem świadomość, że robię źle. Próbowałem jedynie kalkulować, czy to grzech ciężki, czy lekki. W „Bravo” pisano, że to normalne. I tego się trzymałem. Na spowiedzi pomijałem ten problem. Spowiadałem się rzadko i u księży, którzy mnie nie znali. Tak było wygodniej i łatwiej. Trwało to dobrych kilka lat. Czasem moja „świętość” trwała tydzień, najczęściej krócej. Uświadomiłem sobie wreszcie, że popełniam grzech ciężki. Nadal jednak spowiadałem się rzadko. Czasem przyjmowałem Komunię św. świętokradzko. I tego żałuję najbardziej.
Moje spowiedzi z czasem stawały się coraz częstsze i bardziej szczere. Zacząłem się otwierać przed spowiednikami. Jakieś trzy lata temu rozpoczęły się moje kłopoty zdrowotne wynikające z onanizowania się. W tym momencie chciałbym wszystkich przestrzec, że ten grzech niszczy nie tylko duszę, ale i ciało. To jest kwestia często pomijana. Podczas jednej z moich ostatnich spowiedzi, klęcząc już przy konfesjonale, zacząłem wątpić. Pomyślałem sobie: „Boże, przecież to wszystko nie ma sensu. Co ja tu robię, który to już raz... Przecież za jakiś czas znów przyjdę z tym samym problemem”. I w tym momencie kapłan powiedział: „Zapomnij o tym, co było. To już jest nieważne. Ufaj i wierz, że spowiadasz się z tego ostatni raz”. Ja jestem przekonany, że były to słowa samego Jezusa. To był swego rodzaju znak i zarazem wielka otucha. Bardzo ważna jest nadzieja. Gdy naprawdę chcemy wrócić do Boga, musimy mieć niezachwianą nadzieję, że się w końcu uwolnimy z tego grzechu, mocną wiarę, że Bóg nam przebaczy i gorącą miłość, która będzie przynajmniej częściowym wynagrodzeniem za popełnione zło. Bardzo ważna jest głęboka wiara, że Bóg nam zawsze wybaczy, gdy tylko będziemy żałowali. Dlaczego? Bo On nas kocha. Często wydaje się nam, że to Bóg nas opuszcza, a to my się oddalamy od Niego, gdy upadamy, gdy przestajemy się modlić, gdy wątpimy. On ciągle czeka w konfesjonale, wyciąga rękę, więc nie unikajmy Go. Nie zniechęcajmy się, nasza „świętość” raz będzie trwała dwa tygodnie, następnym razem trzy, ale będziemy szli naprzód. Kochani przyjaciele, miejcie zawsze nadzieję i wierzcie, że to był „ostatni raz”. Zawsze się módlcie, nawet wtedy, gdy będziecie uważać, że to nie ma sensu i nie będzie się Wam chciało. Te modlitwy są szczególnie miłe Bogu. Osobiście polecam modlitwę brewiarzową. Uczy dyscypliny i obowiązkowości. Uczestniczcie często w Eucharystii, przyjmując Pana Jezusa do serca. Angażujcie się w życie parafii. To odgrywa bardzo dużą rolę w drodze do ciągłego powstawania. Miejcie wokół siebie ludzi, którzy myślą podobnie jak Wy, i którzy swoją postawą dają świadectwo o Chrystusie. Takich przyjaciół Wam życzę. Dominik Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|