|
|||
|
Autor: Grzegorz Kucharczyk, „Wysłuchaj, o Panie, jęku, który wznosi się z tego miejsca, jęku zmarłych z otchłani Metz Yeghern, krzyku niewinnej krwi, która woła jak krew Abla, jak Rachel płacząca za swoimi dziećmi, których już nie ma” – to pierwsze słowa modlitwy Jana Pawła II, którą odmówił 26 września 2001 roku w Muzeum Ludobójstwa Ormian w Erewaniu, podczas swojej apostolskiej wizyty w Armenii. „Metz Yeghern” – tymi słowami Ormianie nazywają ludobójstwo, którego ofiarą padło w 1915 roku w Turcji ok. półtora miliona ich rodaków. Jeśli doliczyć do tej liczby Ormian zamordowanych pod koniec XIX wieku na skutek seryjnych pogromów organizowanych za wiedzą i zgodą władz tureckich, ilość ta wzrośnie do 1,8 miliona ofiar. Cała ormiańska populacja w Turcji przed 1915 rokiem liczyła ok. 2,5 miliona osób.
Pomimo tego wielkiego cierpienia Ormian, tak wielkiej ich eksterminacji, wizyta papieża w erewańskim Muzeum Ludobójstwa nie przyciągnęła takiej uwagi światowych mediów, jak było to w przypadku wizyty Jana Pawła II w izraelskim Instytucie Yad Vashem w 2000 roku. Bo w istocie, w przypadku eksterminacji Ormian przeprowadzonej przez Turków w 1915 roku, mamy do czynienia z zapomnianym ludobójstwem. A przecież było to pierwsze ludobójstwo popełnione w XX wieku. Ludobójstwo zaplanowane przez państwo (tureckie) i systematycznie, z zimną krwią przez to państwo przeprowadzone.
Nie napiętnowane ludobójstwo zachęca do dalszych zbrodni
Wieści o dokonującej się w 1915 roku rzezi Ormian przedostawały się na Zachód już w trakcie jej trwania. Wiedziano o wyroku śmierci wydanym i wykonywanym na narodzie ormiańskim. Niektóre mocarstwa (skupione w Entencie) wysyłały noty, niektóre mocarstwa przymykały oko (mocarstwa centralne, zwłaszcza Niemcy). Zabrakło jednak potępiającego osądu światowej opinii publicznej. Nie było Norymbergi dla tureckich oprawców (chociaż – jak przekonamy się później – niektórych z nich spotkał zasłużony los). To przemilczanie ormiańskiej tragedii, „oswojenie się” z nią środowisk opiniotwórczych na Zachodzie, tylko zachęcało do następnych zbrodni o podobnym, ludobójczym wymiarze. Niezwykle symptomatyczne były słowa wypowiedziane przez Hitlera w Obersalzberg 22 sierpnia 1939 roku, gdy omawiał z dowództwem Wehrmachtu sposób prowadzenia zadecydowanej już wojny z Polską. Polecając swoim generałom bezlitosne atakowanie całej polskiej ludności, nie wyłączając kobiet, starców i dzieci, przywódca III Rzeszy tonem zachęty dodał: Któż dziś jeszcze mówi o wyniszczeniu Ormian? Mówiła jednak o tym ormiańska diaspora (zwłaszcza we Francji i Stanach Zjednoczonych) – i to przede wszystkim jej zasługą było stopniowe upowszechnianie wiedzy o ludobójstwie dokonanym na Ormianach i upamiętnianie tego tragicznego wydarzenia przez oficjalne akty państw i wiodących instytucji cywilizowanego świata. W 70-lecie eksterminacji Ormian ONZ upamiętniła i uznała ludobójczy charakter tej zbrodni. Dwa lata później (w 1987) Parlament Europejski w Strasburgu uznał wydarzenia z 1915 roku za ludobójstwo i uzależnił rozważenie kandydatury Turcji jako kandydata do UE, od uznania przez Ankarę ludobójczego charakteru zbrodni dokonanej przez Turków w 1915 roku. 24 kwietnia 1975 roku Kongres Stanów Zjednoczonych podjął uchwałę o ustanowieniu „Dnia upamiętniającego okrucieństwo popełnione przez człowieka na innym człowieku” (datę 24 kwietnia 1915 roku przyjmuje się jako początek masowych deportacji Ormian). Dodajmy, że te dość ogólnikowe sformułowanie użyte wobec upamiętnienia masakry Ormian, spowodowane zostało gorszącym sporem wokół kwestii: kto był w XX wieku pierwszą ofiarą zorganizowanego ludobójstwa? Jak twierdzi Norman Finkelstein (autor żydowskiego pochodzenia), w wyniku nacisku Izraela wyeliminowano wszelkie wzmianki o tragedii Ormian ze znajdującego się w Waszyngtonie Muzeum Holocaustu, a żydowskie lobby w Kongresie USA skutecznie sprzeciwiło się kolejnej próbie ustanowienia dnia pamięci o ludobójstwie wobec Ormian (por. N. Finkelstein, Przedsiębiorstwo Holokaust, Warszawa 2001, s. 86).
Preludium
Chociaż tradycyjnie Francji przysługuje tytuł „pierworodnej córy Kościoła”, to jednak pierwszym państwem chrześcijańskim stała się Armenia, gdy w 301 roku dzięki wysiłkowi misyjnemu św. Grzegorza Oświeciciela, władca tego kraju przyjął chrzest. W chwili przyjmowania chrześcijaństwa Armenia miała już kilkusetletnią historię własnej państwowości. Obronę własnego bytu państwowego Armenia wywalczyła sobie w ciągłych wojnach z Rzymem, Persami i Partami. Okresy niepodległości przerywane były okupacją rzymską, perską, partyjską lub bizantyjską. Nową epokę w dziejach Armenii otworzyły najazdy arabskie z VII wieku. Część Armenii (wschodnia) dostała się pod zwierzchność muzułmańską. Zachodnia część Armenii zajęta została przez wojska chrześcijańskiego cesarstwa bizantyjskiego. Od tego też czasu datuje się migrację Ormian poza teren ścisłego płaskowyżu armeńskiego. We wczesnym średniowieczu tworzą się więc ormiańskie państewka w Cylicji (dynastia Rubenidów) oraz nad Eufratem (Edessa). Ruch ten wzmocniony został przez nasilające się od XI wieku najazdy Turków Seldżuckich. Pod władzą turecką (czy to Seldżuków, czy od XIV wieku Osmanów) Ormianie pozostali aż do początków XX wieku. Pomimo tego, że zostali zepchnięci do statusu obywateli „drugiej kategorii” (jak wszyscy chrześcijanie w muzułmańskiej Turcji), przez cały ten czas potrafili zachować swoja kulturę, swój język oraz przywiązanie do religii chrześcijańskiej. Nie tylko przetrwali, ale ku zaniepokojeniu władz tureckich (a i mało skrywanej zawiści wielu ich tureckich współobywateli), Ormianie dzięki swojej pracy stali się prawdziwą elitą intelektualną (byli mocno reprezentowani w tzw. wolnych zawodach – jako lekarze, adwokaci) i gospodarczą (jako handlowcy) w imperium ottomańskim. To było solą w oku nie tylko władz, ale i sporej części muzułmańskiego społeczeństwa. Jak pokazał 1915 rok jedynym skutecznym sposobem, jakim władze tureckie posłużyły się, by dokonać „rozwiązania kwestii ormiańskiej” w swoim państwie, była całkowita fizyczna eksterminacja ormiańskiej populacji żyjącej w Turcji. Im bliżej zresztą XX wieku tym bardziej nasilały się oznaki wskazujące, że nad Ormianami w Turcji zbierają się czarne chmury. Co prawda jeszcze na kongresie berlińskim z 1878 roku (kończącym wojnę rosyjsko-turecką) Wielka Brytania, Francja i Rosja wymogły na Porcie obietnicę poprawy doli Ormian w prowincjach tureckich przez nich zamieszkiwanych (był to art. 61 kongresu berlińskiego, który udzielał jednocześnie wymienionym mocarstwom prawa kontroli przyjętych przez Stambuł zobowiązań). Prawdziwe intencje sułtańskiego rządu ujawniły się jednak w latach 1896-1897, gdy doszło do pogromów ludności ormiańskiej w całej Turcji, w czasie których zginęło ok. 300 tysięcy Ormian. Rząd sułtana Abdul Hamida II nie krył przy tym, że za przeprowadzaną rzezią Ormian stoją motywy religijne, tzn. chęć walki z „niewiernymi” (czyli chrześcijanami). Do mordów na Ormianach nawoływali muezzini, a meczety były obwieszone pisemnymi wezwaniami lokalnych władz. Takimi, jak te wywieszone w meczecie w miejscowości Arabkir: Wszystkie dzieci Mahometa mają wypełnić swój obowiązek i zabić wszystkich Ormian oraz splądrować i spalić ich mieszkania. Nikogo nie należy oszczędzać – to jest rozkaz sułtana. Wszyscy, którzy nie dostosują się do tego manifestu, będą uważani za Ormian i zostaną zabici. Każdy muzułmanin dowiedzie swojego posłuszeństwa poleceniom rządu, zabijając natychmiast chrześcijan, z którymi żył w przyjaźni.
Wydawać by się mogło, że los Ormian w Turcji ulegnie poprawie z chwilą przewrotu dokonanego w Konstantynopolu w 1908 roku przez tureckich oficerów służących w armii stacjonującej w tureckiej części Bałkanów. Puczyści – zwani młodoturkami – występowali pod hasłem przywrócenia Turcji konstytucji nadanej w 1876 roku (ale nigdy nie wprowadzonej w życie), modernizacji i szerszego otwarcia kraju na Zachód. Nic dziwnego, że młodoturcy i ich partia „Jedności i Postępu” znaleźli sojusznika właśnie w Ormianach, których najważniejsze stronnictwa polityczne (na czele z tzw. dasznakami – o orientacji socjaldemokratycznej) opowiedziały się po stronie młodoturków. O tym, że swoje sympatie ulokowali bardzo źle, Ormianie mogli się przekonać już w 1909 roku. Nastąpiła wówczas próba restytucji pełnej władzy sułtańskiej w Turcji (rząd młodoturecki zredukował sułtanat do atrapy). Powrót do tradycyjnych rządów Porty tureccy reakcjoniści rozumieli przede wszystkim jako powrót do mordowania Ormian. W kwietniu 1909 roku, gdy zwolennicy Abdul Hamida II na krótko opanowali władzę w Stambule, doszło do seryjnych pogromów ludności ormiańskiej w Cylicji (południowa Turcja). Do największej rzezi Ormian doszło jednak 24 IV 1909 roku w stolicy prowincji – Adanie. Zginęło wówczas ok. 20 tysięcy ludzi (przed kwietniem 1909 roku Cylicję zamieszkiwało ok. 100 tysięcy Ormian). Jednak, gdy miało to miejsce reakcyjni puczyści już przegrali, bowiem młodoturcy na nowo opanowali władzę nad Bosforem. Jednak ich wojska biernie przyglądały się rzezi Ormian (uznawanych przecież za ich politycznych sojuszników). Złowieszcza dla losu Ormian była również ewolucja programowa „Jedności i Postępu”. Z chwilą objęcia niepodzielnej władzy, w programie politycznym młodoturków na plan pierwszy zaczyna coraz bardziej wychodzić panturański nacjonalizm. Program panturański zakładał stworzenie Wielkiego Turanu, a więc zjednoczenie wszystkich ludów tureckich od Bosforu do Ałtaju. Siłą jednoczącą miała być Turcja – odpowiednio zmodernizowana (zwłaszcza, gdy chodzi o siły zbrojne). Realizacja tego projektu tureckiego Lebensraumu oznaczała, że wcześniej czy później zostaną skazane na zagładę ludy i narody, które stały na przeszkodzie (nie tylko geograficznie) budowy wspólnoty panturańskiej. W samej Turcji byli to przede wszystkim Ormianie i Grecy. Fascynacja ideologią panturańską miała jednak swoje ostrze antyarabskie, a przecież olbrzymia część Turcji przed 1914 rokiem to właśnie ziemie arabskie (wraz ze świętymi miejscami muzułmanów: Mekką i Medyną). By zapobiec z góry niepokojowi i niezadowoleniu Arabów, młodotureckiej partii (przypomnijmy: partii rządzącej w Turcji), który się odbył w październiku 1911 roku w Salonikach. W podjętej wówczas uchwale programowej partii „Jedności i Postępu” czytamy m. in.: Turcja musi być krajem mahometańskim, a muzułmańskie idee i muzułmański wpływ muszą uzyskać przewagę. Każda inna propaganda religijna musi zostać zakazana. W 1915 roku Turcy usprawiedliwiali swoją ludobójczą akcję rzekomą współpracą Ormian z wojskami rosyjskimi. Mordercze deportacje Ormian miały być „przedsięwzięciem czysto wojskowym”, oczyszczającym teatr działań wojennych z „elementu niepewnego”. Były to jednak propagandowe kłamstwa. Prawdziwa przyczyna tragedii Ormian leżała w ideologii młodotureckiej, a zwłaszcza w jej dwóch najważniejszych częściach składowych: panturanizmie oraz panislamizmie. Dla Ormian – narodu nie-tureckiego, narodu, który przez wieki nie zatracił swojej chrześcijańskiej wiary – nie było po prostu miejsca w Turcji planowanej przez partię „Jedności i Postępu” (tak oficjalnie nazywała się partia młodoturecka).
Władze tureckie dawały zresztą jasno do zrozumienia, że „ostateczne rozwiązanie kwestii ormiańskiej” będzie zaledwie wstępem do „ostatecznego rozwiązania kwestii chrześcijańskiej” w całej Turcji. Gdy trwała już ludobójcza eksterminacja Ormian, pewien turecki minister miał zadeklarować: Przy końcu wojny nie będzie już w Konstantynopolu żadnych chrześcijan. Zostanie on tak gruntownie oczyszczony z chrześcijan, że będzie jak Kaaba (najświętsze miejsce w świętej dla muzułmanów Mekce). Tylko klęska Turcji w I wojnie światowej i ostateczny rozpad ottomańskiego imperium oraz związany z tym upadek młodoturków uratował setki tysięcy Greków (z samej Anatolii w latach 1915-1918 uciekło ok. miliona Greków obawiających się – i słusznie – o podzielenie losu Ormian) i tysiące nestoriańskich Syryjczyków przed zagładą, która była udziałem Ormian. (cdn.)
Grzegorz Kucharczyk Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|