Articles for Christians at TrueChristianity.Info. W poszukiwaniu judaszów. Walka komunistów z Kościołem w Polsce (cz. 4) Christianity - Articles - Karty historii Kościoła
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
W poszukiwaniu judaszów. Walka komunistów z Kościołem w Polsce (cz. 4)
   

Autor: Grzegorz Kucharczyk,
Miłujcie się! 1/2002 → Karty historii Kościoła



Na osobne omówienie zasługuje podjęta przez władze PRL-u próba rozbicia Kościoła od wewnątrz. Na wzór Związku Sowieckiego oraz innych reżimów komunistycznych w Europie Środkowej, także komuniści w Polsce powołali do życia ruch „księży patriotów”, który miał uderzać w jedność Kościoła polskiego od wewnątrz.

    

W tajnym dokumencie szefostwa komunistycznej bezpieki (czyli ministerstwa bezpieczeństwa publicznego) z 16 czerwca 1953 roku – a więc na trzy miesiące przed aresztowaniem Prymasa Polski – czytamy o zadaniach stawianych przez władze podległym im służbom specjalnym w kwestii walki z Kościołem: 1. Izolowanie hierarchii kościelnej od reszty społeczeństwa. 2. Pozyskanie do współpracy z władzą ludową „przytłaczającej większości” lojalnego kleru. 3. Polityczne i organizacyjne (lecz nie religijne) uniezależnienie Kościoła od Watykanu. 4. Ograniczenie roli Kościoła do organizowania życia religijnego w obrębie murów świątyń.

     Nie był to zresztą pierwszy sygnał świadczący o tym, że komunistyczny rząd planował rozbijanie Kościoła od wewnątrz. 10 stycznia 1949 premier J. Cyrankiewicz zapowiedział, iż „rząd będzie otaczał opieką tych kapłanów, którzy dali i dają dowody swego patriotyzmu”. Rzecz jasna, słowo „patriotyzm” rozumiany był jako bezwzględna lojalność wobec komunistycznego reżimu osadzonego i podtrzymywanego w Polsce przez sowieckie bagnety.

     Sowieci, jako prekursorzy tego rodzaju praktyk (por. rozbijacką „żywą Cerkiew” sponsorowaną przez bolszewików), służyli gotowym wzorcem i radą. Stalin w rozmowie z Bolesławem Bierutem (ówczesnym przywódcą polskich komunistów) 1 sierpnia 1949 roku w Moskwie powiedział: Z klerem nie zrobicie nic, dopóki nie dokonacie w nim rozłamu na dwie

odrębne i przeciwstawne sobie grupy. Propaganda masowa to rzecz konieczna, ale samą propagandą nie zrobi się tego, co potrzeba...Bez rozłamu wśród kleru nic nie wyjdzie. To zresztą na Kremlu zapadła później decyzja o aresztowaniu Prymasa Wyszyńskiego.

     Stosownie do deklaracji Cyrankiewicza oraz idąc za wskazaniami „wodza narodów”, komunistyczny rząd w Polsce powołał w grudniu 1949 roku koła księży przy ZBOWID-zie (kontrolowany przez reżim Związek Bojowników o Wolność i Demokrację). Na swoim zjeździe w 1950 roku księża skupieni w tych kołach napisali w swojej deklaracji ideowej: „Jeśli chodzi o wiarę – jesteśmy całkowicie zgodni z Episkopatem, jeśli jednak chodzi o poglądy społeczne i polityczne, jesteśmy z ludem polskim”.

     Jak bardzo „księża-patrioci” przyswoili sobie komunistyczną frazeologię, świadczy fragment jednego z artykułów zamieszczony w ich organie prasowym, „Kuźnicy kapłańskiej”: Kapitalizm nie ma żadnych szans, bowiem świat rozumie i widzi coraz wyraźniej, dokąd zmierzają plany amerykańskich królów nafty, żelaza i stali. Ani coca-cola, ani guma do żucia, ani instytucja taxi-girls nie zachęci milionów ludzi do walki o interesy monopolistów... wzrastają siły pokoju, którym przewodzi Związek Radziecki, i to w tempie przewyższającym siły zła. Słowa te zostały napisane w 1954 roku – w szczytowym okresie prześladowań Kościoła w Polsce, gdy w więzieniu przebywał Prymas Polski.

     Gdy kardynał Wyszyński przebywał jeszcze na wolności, podjął zdecydowa

ne kroki w walce z rozbijackim ruchem „księży-patriotów”. Na uczestników tego ruchu spadały kary ekskomuniki, podobnie jak na wydawane przez nich pisma. W tym ostatnim zresztą przypadku doskonale widać, jak bardzo nieposłuszeństwo wobec władz kościelnych (w momencie święceń każdy kapłan przysięga posłuszeństwo swojemu biskupowi i jego następcom) było wyróżnikiem „księży-patriotów”. Gdy w 1950 roku wydawane przez nich pismo „Głos kapłana” zostało obłożone ekskomuniką, zmieniło tytuł na „Ksiądz obywatel”. Gdy i na nie spadła w 1953 roku kara ekskomuniki, po raz kolejny zmieniło tytuł. Tym razem na „Kuźnica kapłańska”.

     Zdecydowana reakcja Prymasa Wyszyńskiego i całkowity brak autorytetu wśród wiernych sprawiły, że ruch „księży-patriotów” nie znalazł szerszego odzewu. W szczytowym okresie swojej działalności, tzn. w latach 1949-1953, owi „patrioci w sutannach” skupiali w swoich szeregach około tysiąca osób.

     Kim byli ci księża, którzy wybrali posłuszeństwo komunistycznemu reżimowi, a odwrócili się od Kościoła? Odpo

wiedzi na to pytanie udzielały same władze. W jednym z poufnych dokumentów z marca 1953 roku czytamy, że wśród „księży-patriotów” dają się wyróżnić cztery grupy: księża zorientowani ambicjonalnie (skonfliktowani ze swoimi biskupami), księża zorientowani materialnie, księża, którzy „nie byli zbyt czyści” i „chcieli to wyprostować” oraz księża występujący z pobudek ideologicznych. Tak, jak na przykład ksiądz pułkownik Michał Zawadzki. W 1948 roku wysłał on list do władz wojskowych, w którym zapowiadał, że „będzie się kierować przede wszystkim dobrem Polski Ludowej, a na drugim miejscu – dobrem wyznania”.

     Oczywiście dokument nie wspominał, że część księży została zmuszona do udziału w ruchu „patriotów” szantażem i represjami. Fakt pozostaje faktem: „księża-patrioci” nie wykonali postawionego im przez komunistyczne władze zadania. Kościół w Polsce rządzony przez Prymasa Tysiąclecia nie dał się rozbić i skłócić.

Ostatnie prześladowania

– krew męczenników

     Komunistyczne represje wobec Kościoła trwały aż do samego końca PRL-u. Nieraz przybierały one formę wymierzonych w najświętsze dla katolików miejsca kultu, takie jak Jasna Góra, w której pobliżu komuniści planowali wybudować w latach 70-tych autostradę mająca za cel odcięcie klasztoru od miasta oraz (w dłuższej perspektywie) doprowadzenie do destrukcji jasnogórskiego wzgórza, na którym mieścił się klasztor i bazylika z Cudownym Obrazem.

     W latach 80-tych – po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 – wznowiono walkę z obecnością krzyży w szkołach, które powróciły tam w czasach „pierwszej Solidarności”. I podobnie jak w latach 60-tych, tak i w latach 80-tych młodzież i rodzice niejednokrotnie występowali w obronie znaku swojej wiary w szkołach (por. najgłośniejszy bodaj protest we Włoszczowej).

     Wypowiedzenie wojny narodowi przez władzę komunistyczną w 1981 roku po raz kolejny unaoczniło fakt, że Kościół katolicki nie tylko był depozytariuszem najcenniejszych polskich tradycji narodowych, ale był jedyną – niekoncesjonowaną, prawdziwie suwerenną instytucją, która w trudnych chwilach stanowiła dla narodu prawdziwe oparcie. Nie chodziło tylko o wsparcie duchowe i moral

ne, co zawsze należało do misji Kościoła, ale również o pomoc innego rodzaju, tak bardzo potrzebną w sytuacji, gdy w więzieniach i miejscach internowania (po 13 grudnia 1981) znalazły się tysiące osób skazanych za przeciwstawianie się komunistycznej dominacji.

     To przez struktury kościelne szła pomoc dla osób zatrzymanych i ich rodzin. Kościelne komitety pomocy osobom internowanym i represjonowanym działały we wszystkich diecezjach, w bardzo licznych parafiach. W trudnych latach 80-tych Kościół w Polsce stwarzał również jedyną możliwość nieskrępowanej wymiany poglądów, prezentowania poza komunistyczną cenzurą niezafałszowanego obrazu historii Polski i jej współczesności. Wielką lekcją przypominającą chrześcijańskie korzenie dziejów Polski były pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny, które odbyły się jeszcze w czasie komunistycznych rządów (1979, 1983, 1987). A ileż „niecenzuralnych” (z punktu widzenia komunistycznego aparatu) wiadomości można było usłyszeć w setkach i tysiącach prelekcji i wykładów organizowanych w parafialnych salkach lub przy okazji działalności rozmaitych duszpasterstw (akademickich, rolniczych, robotniczych). Iluż dziennikarzy i pisarzy – niejednokrotnie byli wśród nich i tacy, którzy po 1989 roku zarzucać będą polskiemu Kościołowi „nietolerancję” i „budowanie państwa wyznaniowego” – znalazło po wprowadzeniu stanu wojennego schronienie w redakcjach katolickich czasopism.

     Komunistyczni władcy PRL-u byli świadomi tego, że Kościół katolicki w Polsce jest znakiem nadziei, że jest oazą wolności w państwie stanu wojennego. Reakcją było nasilenie wobec polskiego Kościoła represyjnej polityki. Pracowała nad nią cała peerelowska machina państwowa, sterowana przez PZPR propaganda oraz wyspecjalizowane komórki na czele z IV Departamentem w ministerstwie spraw wewnętrznych. Z tego departamentu przeznaczonego do walki z Kościołem rekrutowali się „nieznani sprawcy” napadający na kościelne komitety niesienia charytatywnej pomocy osobom represjonowanym lub „rozpracowujący” niewygodnych dla komunistycznych władz księży.

     Jak już zaznaczyliśmy, w ostatnich latach swojego istnienia (1981-1989) komunistyczna władza w Polsce stosowała całą gamę represji wymierzonych w

Kościół i osoby wierzące. Antykatolickie zacietrzewienie komunistów nieraz oznaczało dla Polski wymierne straty, jak chociażby w przypadku zakazania w połowie lat 80-tych przez władze powołania przy Prymasie Polski fundacji rolniczej, która korzystając z pomocy płynącej z Zachodu, miała dopomagać w modernizacji infrastruktury istniejącej na polskiej wsi. Gdy los „ludu pracującego” stawał na drodze realizacji ideologicznych celów komunistycznej partii, musiał ustąpić pierwszeństwa wizji ateistycznego państwa.

     Na szykanach nie kończyło się. Była i krew męczeńska. Działający za pełną wiedzą i zgodą swoich zwierzchników, „nieznani sprawcy” z IV Departamentu MSW czynili wszystko, by „skutecznie uciszyć” kapłanów głośno dopominających się o deptaną przez komunistów godność człowieka. Już w 1976 roku „nieznani sprawcy” zakatowali ks. Romana Kotlarza – dopominającego się o godność robotników Radomia protestujących w czerwcu 1976 przeciw komunistycznej władzy, a poddawanych bestialskim torturom przez peerelowski aparat terroru (por. osławione „ścieżki zdrowia”).

     W pierwszych latach po wprowadzeniu stanu wojennego głównym celem „operacyjnych działań” (polegających m. in. na fabrykowaniu i podrzucaniu do mieszkań kompromitujących materiałów, wysyłaniu anonimów z pogróżkami, rozpuszczaniu oszczerczych pogłosek) stali się księża zaangażowani w tworzony po grudniu 1981 roku w całym kraju ruch duszpasterstw robotniczych, będących przypomnieniem i w pewnym sensie kontynuacją głównego przesłania Sierpnia 1980 – istnienie niezależnych od PZPR robotniczych związków zawodowych.

     Jednym z najbardziej znanych robotniczych duszpasterzy był pracujący w parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu ks. Jerzy Popiełuszko, inicjator pielgrzymek duszpasterstw robotników na Jasną Górę i comiesięcznego odprawiania Mszy św. w intencji Ojczyzny. To bardzo drażniło. Drażniła popularyzowana przez „kapelana Solidarności” pieśń, której jedna ze zwrotek brzmiała:

 Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana,

 Ach, jak wielka dziś Twoja rana,

 Jakże długo cierpienie Twe trwa.

 Tyle razy pragnęłaś wolności,

 Tyle razy tłumił ją kat,

 Ale zawsze czynił to obcy,

 Dzisiaj brata, zabija brat.

     Ksiądz Jerzy doświadczył na sobie całej różnorodności komunistycznych represji. Od wspomnianych już „operacyjnych działań” Służby Bezpieczeństwa („nieznani sprawcy”) po zmasowany atak propagandowy. Dowodził nim ówczesny rzecznik rządu Jerzy Urban (dzisiaj czempion wolnego słowa i tolerancji), który ukrywając się pod pseudonimem Jan Rem w jednej z komunistycznych gadzinówek nazywał Msze św. odprawiane przez księdza Jerzego za Ojczyznę mianem „antykomunistycznych seansów nienawiści”.

     W zamyśle komunistycznych władz osoba księdza Popiełuszki została wybrana, aby dać „lekcję” innym niepokornym księżom, całemu Kościołowi i wszystkim

wierzącym, co w praktyce oznacza istniejący w PRL „rozdział Kościoła od państwa”. Zwierzchnicy IV Departamentu MSW (do dzisiaj nie ustalono i z powodu zniszczenia wielu archiwaliów po 1989 roku, trudno teraz ustalić, czy w grę wchodziło także ścisłe kierownictwo PRL-u z Jaruzelskim i Kiszczakiem) podjęli decyzję o zamordowaniu księdza Jerzego. Rozważano tylko różne scenariusze. Jak zeznali podczas swojego późniejszego procesu mordercy kapłana, ich bezpośredni zwierzchnik (płk. Adam Pietruszka) za „ładny wypadek” uważałby na przykład wypchnięcie księdza z jadącego pociągu. Ostatecznie zdecydowano się na porwanie i zamordowanie w odludnym miejscu.

     19 października 1984 roku „nieznani sprawcy” dowodzeni przez kapitana Służby Bezpieczeństwa Grzegorza Piotrowskiego uprowadzili wracającego z Bydgoszczy księdza Popiełuszkę. Duszpasterz robotników za swoją wierność Bogu i nadzieję na wolną Polskę zapłacił najwyższą cenę. Był torturowany (bity pałkami, związany w sposób powodujący przy każdym ruchu duszenie, zamknięty w bagażniku), a na koniec wrzucony do Wisły koło Włocławka. Ucieczka kierowcy księdza Jerzego z miejsca zdarzenia umożliwiła poinformowanie polskiej i światowej opinii publicznej o dokonanej zbrodni.

     Nikt już nie mógł mieć wątpliwości, jaki był ostateczny cel polityki władz PRL-u wobec Kościoła katolickiego. Jak powiedział podczas pogrzebu kapelana Solidarności (2 XI 1984) Prymas Polski, kardynał Józef Glemp: „być może była potrzebna ofiara życia, aby odkryły się utajone mechanizmy zła, aby wyzwoliło się silniej pragnienie dobra, szczerości, zaufania”.

     Te wspomniane przez Prymasa mechanizmy zła ciągle pozostają zakryte w przypadku innych ofiar „nieznanych sprawców”, zamordowanych w niewyjaśnionych okolicznościach w 1988 roku: księży Mieczysława Niedzielaka (organizatora i kustosza sanktuarium ku czci Pomordowanych na Wschodzie w powązkowskim kościele), Stanisława Suchowolca (przyjaciela ks. Popiełuszki) i Sylwestra Zycha (obok ks. Popiełuszki jednego z głównych „wrogów ustroju” według Służby Bezpieczeństwa).

     Na koniec – ku refleksji i przypomnieniu – słowa wypowiedziane podczas pogrzebu księdza Jerzego przez przywódcę zdelegelizowanej wówczas „Solidarności”. Słowa, które po 1989 roku możemy nie tylko nieskrępowanie wypowiadać, ale – co najważniejsze – realizować na rozmaitych polach politycznej i społecznej aktywności: „Żegnamy Cię, sługo Boży, przyrzekając, że nie ugniemy się przed przemocą, że będziemy solidarni w służbie Ojczyźnie, że prawdą na kłamstwo i dobrem na zło będziemy odpowiadać. Żegnamy Cię w skupieniu, z godnością i nadzieją na sprawiedliwy pokój społeczny w Ojczyźnie naszej. Spoczywaj w pokoju. „Solidarność” żyje, bo Ty oddałeś za nią swoje życie”.

     Krew męczenników przypomina o czymś ważnym. Czegoś się domaga.

Grzegorz Kucharczyk

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: